Głośny tupot obolałych nóg, ciche pojękiwanie oraz sterczące na wszystkie strony włosy od ciagłego przeczesywania palcami. Tylko tyle pozostawało z dziewczyny, która dzień w dzień zmuszona była do dosłownego wykuwania na pamięć praw obywatelskich. Codziennie przemierzając swój skromny pokój z nosem utkwionym w konstytucji, przekraczała dwukrotnie limit kroków wygenerowanych na dzień.
Snu w jej życiu brakowało od początku rozpoczęcia studiów na wydziale prawnym. Więc nic dziwnego, że skóra tego drobnego organizmu z każdym dniem traciła swój blask i stawała się szarawa. Co więcej, sposób odżywiania się dziewczyny rownież pozostawiał wiele do życzenia. Ciągłe wpychanie w siebie zupek z proszku z pewnością nie dostarczało wszystkich wartości odżywczych potrzebnych organizmowi do prawidłowego funkcjonowania. Jednak w życiu każdego studenta czas płynie z prędkością odwrotnie proporcjonalna do tej przez nich oczekiwanej, przez co myśl o porządnych posiłkach ginie gdzieś pomiędzy sesją a kolejną sesją.
Dziewczyna znajdowała jedynie ukojenie w niezobowiązujących książkach, które piętrząc się na półkach sprawiały wrażenie jakby pod wpływem swojej ciężkości miały zaraz przełamać drewno. Należała do tego nielicznego grona, które zdecydowanie bardziej lubiło szorstki dotyk papieru oraz pozostający na opuszkach delikatny ich zapach. Za każdym razem, gdy ktoś proponował jej zakup czytnika elektronicznego ona odmawiała tłumacząc, że cała magia książek tkwi w ich papierowej wersji. To właśnie dlatego w pobliskiej księgarni znano ją doskonale. Była prawdopodobnie jedyną stała klientką, której nie interesował wynajem lokalu oferujące księgi mądrości oraz błogiego zapomnienia, jednak mimo wszystko zrzekała się z proponowanych jej zniżek tłumacząc, że książki są jedyną wartością, na którą warto poświecić każdy grosz.
Nie dało się nie zauważyć, iż dziewczyna w wolnych chwilach starała się pomóc w księgarni. Była to bezinteresowna praca, która rzekomo ją relaksowała i pozwalała zagłębić się w dusze klientów, którym starannie pomagała dobrać odpowiednią książkę, która byłaby w stanie ich pochłonąć. W całym lokalu na pierwszych stronicach ksiąg można było odnaleźć kolorową kartkę samoprzylepną, której treść była adekwatna do całego dzieła imitując w pewien sposób dedykację dla czytelnika pozwalającej mu odnaleźć się w całokształcie.
Sam fakt przebywania w tak magicznym otoczeniu napawał ją rozkoszą. Często wdając się w dyskusje z przechodniami, odkrywała historie warte uwiecznienia, dlatego też zawsze pod ręką trzymała obfity zeszyt obity w skórę, którego krańce powoli kruszyły się zwiastując rozlecenie się notatek jeszcze przed końcem roku.
Gdy jak co dzień zmęczona nauką udała się do księgarni, towarzyszyło jej uczucie, którego nie sposób było jej opisać. Była to mieszanka podekscytowania z lękiem, jednak nie potrafiła określić przed czym. Była jedynie w stanie przyrównać swój stan do mieszanki herbacianej, której każde kolejne zaparzenie smakuje inaczej od tego poprzedniego. Jednak nie bawiąc się w poetę, a tym bardziej, w powieściopisarza, odepchnęła tą myśl w najmroczniejszy kąt jej umysłu.
- Odrobinę prozy z podwójną intrygą, poproszę. - oznajmiła jak tylko przekroczyła próg tak uwielbianego przez nią miejsca.
- Dopiero co wyjęty z pieca "Klub Dumas"* od piekarza Artura Pérez-Reverte czekają na Panią przy stoliku.
Podeszła do właściciela lokalu i jak zwykle ucałowała go w policzek. Nie czekając na jakiekolwiek polecenia skierowane w jej kierunku, zagłębiła się w odchłań czekającej na nią lektury. Jedynie sporadycznie odrywała się od świata wykreowanego w jej umyśle i przeszywała wzrokiem każdy zakamarek księgarni, jednak nic, ani tym bardziej nikt, nie przykuwał jej uwagi. Do czasu.
Wchodzącym oraz wychodzącym gościom lokalu towarzyszył dźwięk dzwonka, przez co można było zorientować się, że antykwariat nie należy do najczęściej odwiedzanych przez ludzi miejsc. Jednak to nie zrażało właścicieli, co więcej, było to dla nich pewnego rodzaju wyzwaniem, któremu starali się stawić czoła każdego dnia. Mimo wszystko na tym bezbarwnym świecie można było wyodrębnić grupę ludzi, która sięgała po książki z nieskrywaną ciekawością oraz pożądaniem nabycia wiedzy oraz umiejętności kreatywnego myślenia.
Właśnie taki był on. Mężczyzna o kasztanowych włosach i takiej samej barwy oczach. Mimo, że chłopak odwiedzając księgarnię praktycznie zawsze miał na sobie puchową kurtkę, można było z łatwością stwierdzić, że był szczupły, być może nawet i za szczupły jak na jego wzrost, którym zdecydowanie mógł pochwalić się ściągając księgę z najwyższej półki.
Mężczyzna nie wdawał się w zbędne rozmowy. Zawsze wiedział czego szuka, jednak mimo wszystko potrafił spędzić godziny krążąc pomiędzy regałami. Widać, że był wtedy w swoim własnym uniwersum, w którym liczy się tylko on i dobre książki, które starannie czekały w kolejce na swoją kolej pieszczot w postaci przebiegania wzorkiem po ich zawartościach. Jedynymi przebłyskami kontaktu chłopaka ze światem rzeczywistym były momenty zetknięcia się jego źrenic z kolorowymi karteczkami samoprzylepnymi, zdobiącymi pierwsze stronice większości książek. Przez ułamek sekundy dało się wtedy zauważyć jak kąciki ust nieznajomego kierują się ku górze, aby w następnej sekundzie szybko powrócić do poprzedniego stanu błogiego zapomnienia.
Studentka z ociąganiem zamknęła czytaną lekturę i spod przymrożonych powiek zaczęła śledzić najmniejszy ruch jego mięśni. Było w nim coś tajemniczego, coś co sprawiało, że dziewczynę za każdym razem przeszywały przyjemne dreszcze. Jednak nie zniechęcała się obawą przed przyłapaniem jej na gorącym uczynku lustrowania klienta, wręcz przeciwnie, każdego dnia prosiła, żeby chłopak zaszczycił ją jednym karcącym spojrzeniem za jej bezwstydność.
Jednak i tego dnia nie było jej dane przełamać rutyny. W momencie, w którym nieznajomy odkładał jedną z książek na jej prawowite miejsce, dziewczynie udało się zauważyć, jak kolorowa karteczka powoli wysuwa się zza oprawy tomu, aby następnie upaść na ziemię. Wydawało jej się to oczywiste, że chłopak w następnej minucie schyli się w celu umieszczenia papieru na odpowiednim miejscu, aczkolwiek wbrew jej oczekiwaniom, mężczyzna odwrócił się na pięcie, a towarzyszący mu stukot zderzania się podeszwy buta z tanim linoleum, jeszcze na długo po opuszczeniu przez niego lokalu pobrzmiewał w jej głowie.
Kilka minut zajęło dziewczynie otrząśnięcie się z szoku. Była pewna, że chłopak zauważył opadający skrawek kartki, więc tym bardziej nie dowierzała w to, czego była świadkiem. Ściągając brwi niespiesznie podniosła się z miejsca i pokonała dzielącą ją z regałem przestrzeń w kilku krokach. W momencie kiedy schyliła się, aby podnieść notatkę zauważyła nakreślone parę słów o charakterze pisma, jakiego nigdy wcześniej nie widziała.
"Czy mogę być wiosną dla Twojego uśmiechu?"
Dziewczyna czytała zawartość karteczki kilkakrotnie, niczym kluczowe zdanie w powieści, które zmieniało cały bieg wydarzeń. Jednak tym razem nie chodziło o fikcyjną opowieść, ale o prawdziwe życie. Zapewne trwałaby jeszcze przez długi czas w odrętwieniu, gdyby nie właściciel księgarni, który widząc jej zadumaną minę kazał jej wrócić do mieszkania i odpocząć. Sięgnęła wtedy po długopis, który znajdował się na blacie przy kasie fiskalnej i energicznym ruchem nakreśliła jedno słowo, a następnie wsunęła papier do lekko wystającej z rzędu książki.
Właśnie tak zaczęła się ich znajomość. Od zwykłych, niepozornych notatek, które z biegiem czasu zaczęły znaczyć dla nich znacznie więcej niż możliwość przeczytania kolejnego, dobrego dzieła pisarza.
CZYTASZ
Smile Flower
Fanfiction"Czy mogę być wiosną dla Twojego uśmiechu?" Czyli jak jedno zdanie może zmienić szarą rzeczywistość w barwną powieść wyjętą niczym z bajki.