Rozdział I

24 2 1
                                    

Był późny wieczór. Odgłosy walk toczonych przy głównej bramie niosły się nad miastem. Żołnierze którzy zostali trafieni strzałą, bełtem lub włócznią krzyczeli padając na ziemię. Na tych którzy stali pod murami lub tuż przy bramie spływał wrzący olej. Wcześniej była to smoła, lecz po prawie dwóch tygodniach oblężenia skończyła się. Zapasy jedzenia były już na wyczerpaniu, ponieważ wielkie rody Irongate nie podjęły wcześniejszych przygotowań, pomimo świadomości że prędzej czy później do wojny dojdzie.

Sandra Smith siedziała na łóżku. Była córką jednego z tych wielkich rodów które, przed zdarzeniem, nic nie zrobiły. Ona próbowała nakłonić ojca żeby coś uczynił, lecz jej nie słuchał, a teraz był jednym z główno dowodzących obrońców, który narzekał na brak zaopatrzenia.

Jej brat, pomimo tego że jeszcze młody, został wysłany na misję której zadaniem było zdobycie jedzenia. Tajnymi tunelami, wraz z grupą około dwunastu ludzi, wyszedł 1200 metrów od murów miasta. Stamtąd starymi leśnymi ścieżkami mieli dotrzeć do równie starej strażnicy nie używanej od ponad 60 lat.

Dziewczyna drżała na samą myśl że Salazar jest gdzieś tam i w każdej chwili może wpaść w ręce wroga.

Podeszła do okna i spojrzała w stronę bramy. Już miała się odwrócić i pójść spać kiedy nagle usłyszała głośny huk, a wrota silnie zadrżały. Sandra otworzyła szerzej oczy. Bramom wstrząsneło kolejne uderzenie . Za trzecim razem prawe skrzydło wyleciało z zawiasów.

***

Sandra nie mogła w to uwierzyć. W pierwszej chwili sparaliżował ją strach i zaskoczenie. Szybko jednak powróciła jasność umysłu. Jeśli wróg zniszczył bramę to obrońcy przy niej nie będą długo stawiać oporu i ulegną przewadze liczebnej wroga, a wtedy w mieście rozpęta się piekło. Oczywiście jest jeszcze twierdza w samym centrum, ale nie ma w niej licznego garnizonu, ponieważ znaczna część wojsk była przy bramie.

Dziewczyna podjęła decyzję prawie natychmiast, postanowiła się ukryć i przeczekać pierwszą, a zarazem najbrutalniejszą falę przemocy. Spojrzała po sobie. Nosiła właśnie białą koszulę nocną. Postanowiła się przebrać, podeszła więc do szafy i wyciągnęła czarne spodnie do konnej jazdy i białą koszulę. Poszła do ściany przy biurku. Obok wisiała jej szpada, długie zgrabne ostrze z lekko ozdobionym srebrem jelcem. Zeszła do kuchni po trochę jedzenia. Wzięła chleb, ser, kilka jabłek i bukłak z wodą. Później wspięła się z powrotem na piętro i poszła do pokoju ojca. Wzięła małą sumę pieniędzy, a resztę postanowiła schować do skrytki pod podłogą.

Zabrała ze sobą płaszcz i wybiegła za dom do ogrodu. Podeszła do drzewa i zaczęła się na nie wspinać. Wiedziała że musi dotrzeć prawie na sam wieszchołek a potem przeskoczyć na dach. Tam wykusz okna dachowego i komin w kształcie litery L tworzyły zasłonę, za którą zamierzała przeczekać resztę nocy i możliwe że początek dnia.

Kiedy dotarła do upatrzonej gałęzi spostrzegła że ulicą biegną pierwsi żołnierze uciekający do fortu.

Sandra spojrzała przed siebie. Konar był dość gruby, a ona dość szczupła, dlatego mogła przykucnąć i wziąć rozbieg. Skoczyła, w jednej ręce trzymając szpadę i płaszcz, a w drugiej tobołek z żywnością i pieniędzmi. Upadek był dość bolesny i niekontrolowany, tak bardzo, że dziewczyna bała się że spadnie. Na szczęście udało się jej utrzymać równowagę, na kuckach podeszła do komina, obeszedła go i skryła się w wnęce. Odstawiła zawiniątko oraz broń, ubrała płaszcz i trzęsąc się wsłuchiwała szczęku broni, odgłosów pożarów, a co najważniejsze krzyków ludzi.

Dark Age - IrongateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz