Rozdział 1

2.8K 134 456
                                    

"Bywa, że wznosimy wokół siebie mury, budujemy je długo i mozolnie i sądzimy, że są bardzo mocne. Jednak potem zjawia się ktoś i obala je zwykłym dotknięciem lub tchnieniem oddechu"

- To wszystko twoja wina pierdolony geju – wysyczał Harry, zaciskając dłonie w pięści. Jego twarz poczerwieniała ze złości, a na czole pojawiły się kropelki potu, które spływały po skroniach. Obwiniał drugiego chłopaka o wszystko, co działo się wokół. Nienawidził go. Nienawidził z całego swojego cholernego serca. Był gejem, a to wystarczyło, by był dla niego obiektem drwin i kozłem ofiarnym całej szkoły. Pamiętał, jak dwa lata temu spotkał go na plaży, całującego się z jakimś chłopakiem. Wyglądał na szczęśliwego, a Harry nie mógł tego znieść, nie potrafił. Wystarczyło kilka zdjęć, by zmienić życie chłopaka w piekło. Dlaczego? Dla zapomnienia.

Harry należał do szkolnej elity. Był królem, mającym swoich podwładnych. Sługusów, którzy byli na każde jego zawołanie. Nawet chłopaków, którzy uważali się za jego przyjaciół, traktował jak nic nie warte śmiecie, nie licząc się z ich zdaniem. Był aroganckim, zapatrzonym w siebie samolubnym dupkiem. I czuł się z tym zajebiście. Mimo tego ludzie do niego garneli, chcieli być tacy jak on, pragnęli jego obecności, dziewczyny piszczały gdy powiedział im głupie cześć. Miał kasę, świetny samochód, wypasione mieszkanie, a to wystarczyło, by mieć władzę. Za pieniądze można kupić wszystko, wszystko o czym nastolatek może zamarzyć.

Ale czy aby na pewno?

Harry krążył w kółko po magazynie, wplatając palce w swoje loki, drapiąc skórę paznokciami. Dlaczego to spotkało akurat jego, nie daruje temu, kto to zrobił. Zabije i zakopie w ogródku, ale najpierw będzie przypalał i ciął, kawałek po kawałku. Spoglądał ze złością w stronę szatyna, który siedział skulony w rogu pomieszczenia. Był jak zużyty trampek, nic nie warta rzecz, nie godna niczego. Jeśli juz musi tu siedzieć, to nie mogli załatwić mu jakiejś cycatej blondynki, tylko to coś.

- Odezwij się cioto, to twoja wina,- warczał Harry, a ciało drugiego chłopaka zatrzęsło się – Nie daruję ci tego.

Lokowany ruszył w jego stronę i szarpiąc za włosy podniósł go do góry. Patrzył w przerażone oczy i czuł niebywałą satysfakcje z tego, jak wiele emocji w nim wzbudza.

- Puść mnie – wychrypiał cicho Louis, stając się nie rozpłakać – Nic nie zrobiłem.

- Urodziłeś się, a to za dużo – odpowiedział mu, mocniej ściskając jego ramie – Zobaczymy czy pedały umieją pływać.

Harry ciągnął chłopaka w stronę toalet, które były połączone z magazynem. Jego umysł ogarnęła czysta furia i najchętniej rozszarpał by jego ciało na strzępy.

Otwierając klapę, przybliżył twarz Louisa do muszli.

- Łap powietrze – szepnął po czym zanurzył głowę wewnątrz, dusząc na spłuczkę. Uśmiech satysfakcji pojawił się na twarzy, ale oczy były puste.

Louis szarpał się, próbując uciec, kiedy drugi chłopak po raz kolejny przytrzymywał jego głowę w środku. Woda wlewała się do ust i nosa, powodując wybuch kaszlu i atak paniki. Dusił się zawartością sedesu i własnymi łzami, starając się nie zwymiotować. Po raz kolejny poczuł się słaby i beznadziejny.

Dlaczego mu na to pozwalał? Dlaczego nie starał się bronić ?

Powód był bardzo prosty i nie trzeba dużo myśleć, by poznać odpowiedz. Kochał tego chłopaka, tego który był największym sprawcą jego cierpienia.. Kochał go od pierwszej chwili, kiedy zobaczył go w szkole. Od chwili kiedy spojrzał w te zielone oczy i szeroki uśmiech, ukazujący słodkie dołeczki. Kochał jego ochrypły głęboki głos. Dlatego to tak bardzo bolało, dlatego jego serce z każdą chwilą rozpadało się na coraz mniejsze kawałeczki. Czy miłość tak boli, czy tylko on nie zasługuje by kochać? Pragnął tylko mieć kogoś przy swoim boku, kogoś kogo będzie mógł tulić w ramionach i poczuć się bezpiecznie. Czy to tak wiele?

TrappedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz