Rozdział pierwszy

16 3 1
                                    

Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że TO jest żywe. Nie sądziłam nawet, że coś tam jest. Na szczęście smuga światła zdradziła obecność tej pantery. Chyba pokochałam słońce za to. Jednak nie chciałabym zabijać jej, to ja jestem tutaj gościem. Lepiej się oddalę, nie chcę prowokować to ataku. Szybko wróciłem do naszego obozowiska. Po drodze zastanawiałam się długo, że między nami a drapieżnikami jest tylko niewysoka siatka z metalu. Jednak nie sama siatka mnie zmartwiła, lecz ślady pazurów obok niej. Nie były to zwykle ślady. Głębokie cięcie... Na około 8 cm. Bardzo głębokie. Pantera na pewno by takich nie zostawiła, lew też nie. Muszę o tym powiedzieć innym. Wchodząc do obozowiska zobaczyłem płacząca pannę Elizabeth.
- co się stało? - Powiedzialam.
- mój... Mąż..
- co z nim?
- niema go!.. - Zaczęła płakać jeszcze głośniej.
- jak to niema? Był tutaj godzinę temu, gdzie poszedł?
- jakieś zwierzę... Było tutaj... I zniknął.. został tylko jego zegarek.
- a gdzie reszta?
- przy ognisku... Myślą co teraz zrobić.
- dobrze ja muszę im coś szybko powiedzieć. Zaczęłam biec do reszty grupy. Z myślą, że mogłam tutaj być podczas ataku.
- wiecie coś? - powiedział Joe
- tylko tyle ile ty.. CZYLI NIC - odpowiedziała Annie.
- słuchajcie... - powiedziałam wbiegając zmęczona - obok obozowiska znalazłam ślady pazurów.
- jakiego zwierzęcia? - zapytała Annie.
- żadnego, ślady mają głębokość 8 centymetrów. Mało jakie zwierzę ma takie pazury.
- kiedy je zobaczyłaś?
- przed chwilą, zanim w wbiegłam do obozu.
- dobra, trzeba to przemyśleć wszystko.
Zasiadłam do reszty, z zadziwieniem z powodu Joe'go. Zawsze był opanowany, nie ważne co się działo. Nawet teraz, a przecież on i Adam się przyjaźnili. Dlaczego on do cholery jest spokojny!. Możliwe, że przez tą sytuację teraz jestem przewrażliwiona. Ale nie bez powodu. Umarł mój przyjaciel. Najprawdopodobniej pożarty, mam nadzieję, że zemdlał i nie musiał wszystkiego czuć.
- dobra, robi się noc idźcie wszyscy do namiotów. Ja dziś wezmę warte. - powiedział do wszystkich Joe.
Wszyscy się rozeszli, każdy miał swój namiot. Annie czerwony ja oczywiście ohydny zielony. Mogłabym już wymiotować od niego. Dzień w dzień ten sam, ohydny kolor. Nie mogłam spać, co chwilę patrzyłam na zegarek. Myślałam co by było jakbym był tutaj z nim... Może by przeżył, może razem byśmy zginęli. Nie wiem, nie będę się bawiła w domyślanie się.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 26, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ŚwiadomośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz