Słońce

181 29 6
                                    

Słońce. Czym ono jest? Dla jednych źródłem światła, dla innych źródłem ciepła, a dla jeszcze innych gwiazdą. Czym, a raczej kim, jest słońce dla mnie?

Barwy ze słońca są. Bo ono nie ma
Żadnej osobnej barwy, bo ma wszystkie

Kolejna wyprawa. Kolejni tytani. Kolejne ofiary. Kolejni martwi towarzysze. Wszystko dzieje się w kółko i w kółko. Nic się nie zmienia. Jechaliśmy na koniach. Czułem wiatr we włosach, mój wzrok jeździł po różnych rzeczach. Drzewa, trawy, tytany. Słońce. Ta jasna, paląca oczy, gwiazda dająca nam światło i ciepło. Jest naszym światłem w tunelu. W jego świetle nigdy się nie zgubimy. Taki stan pozostanie póki nasze słońce nie zajdzie.

I cała ziemia jest niby poemat,
A słońce nad nią przedstawia artystę.

Za mną jechało moje słońce. Ten brunet, o szmaragdowych, wręcz jadowitych oczach, na swoim koniu pędził za mną, jakbym był jego światłem, jego przewodnikiem po tym niewdzięcznym i okrutnym świecie. Czułem spokój bo wiedziałem, że nic mu nie grozi. Wiedziałem, że póki go chronię on nie zajdzie. Jesteśmy jak księżyc i słońce podczas zaćmienia. Osłaniam go przed oczami tych wszystkich, okrutnych ludzi na tej ziemi. Póki jest za mną nic mu nie grozi.

Kto chce malować świat w barwnej postaci,
Niechaj nie patrzy nigdy prosto w słońce.

Byliśmy coraz bliżej piwnicy, w domu Eren'a. Poświęciliśmy na to wiele ofiar. W tym mój skład, wielu przyjaciół brązowowłosego. Może to zabrzmieć teraz bezdusznie, ale było warto. Nie zginęli na marne. Nie poświęcili się na marne.

Bo pamieć rzeczy, ktore widział, straci,
Łzy tylko w oczach zostaną piekące.

Oczywiście, teraz też nie obyło się bez ofiar. Ale w tych czasach nikt nie ginie na marne. Każda śmierć coś znaczy. Wszyscy to wiemy. Zabiłem kilka tytanów. Jednego za drugim. Krew parowała na mojej pelerynie. Prychnąłem. Nagle zauważyłem mojego bachora. Zabił kolejnego tytana, z nienawiścią w jego jadowitych oczach. W pewnym momencie jeden tytan wziął go w dłoń. Szybko, dzięki linkom, podleciałem tam i odciąłem temu potworowi rękę na wysokości nadgarstka. Gdy spojrzałem na Eren'a, by sprawdzić co z nim, on krzyknął moje imię i poczułem, jak tytan mnie uderzył. Z dużą siłą i prędkością wpadłem na drzewo.

Niechaj przyklęknie, twarz ku trawie schyli
I patrzy w promień od ziemi odbity.

Upadłem na trawe. Z mojej głowy leciała krew. Nie czułem całego ciała. Widocznie było połamane. Całe moje życie przeleciało mi przed oczami. Ile rzeczy bym poprawił, zmienił. Jest tego wiele. W oddali słyszałem znajomy głos. Głos Eren'a. Głos mojego słońca.

- Wybacz moje słońce...twój księżyc musi zajść... - wyszeptałem ostatkiem sił, zamykając oczy pełne łez, i odpływając w przyjemną ciemność.

Nadszedł mój czas, bym jako księżyc zaszedł, gdy nastaje dzień, gdy słońce wschodzi.

Tam znajdzie wszystko, cośmy porzucili
Gwiazdy i roże, i zmierzchy, i świty.

Czesław Miłosz - Słońce

Gdy zajdzie słońce... // Riren One-schotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz