Blada skóra, która kiedyś miała piękny oliwkowy odcień. Szare puste i mokre od łez oczy wpatrujące się w jeden cel, jeszcze pół roku temu lśniły niebieską taflą. Wiotkie i mimo że żywe wyglądające jak trup ciało, które kiedyś miało kobiece kształty. Siedzi i nie jest w stanie zrobić już nic. Tak to jest gdy otwierasz się na świat, wyniszcza cię po kawałku, stopniowo rujnując pewność siebie i poczucie własnej wartości. Dziewczyna, która teraz patrząc w lustro widzi widmo, potwora kiedyś była niesamowita. Miała klasę, piękny, zapadający w pamięć wyraz twarzy. Była dobra. Za dobra.. Robiła wszystko dla ludzi, którzy tylko sprawiali pozory godnych zaufania. Jednego dnia czuła się jak księżniczka, a drugiego jak niechciany śmieć. Była głupia. Nie uczyła się na błędach i łatwo wybaczała z obawy, że wszystkich straci. Teraz skończyła z kilkunastoma nożami w plecach. I to wszystko dlatego że wierzyła. Wierzyła, że się zmieni, a on wciąż popełniał te same błędy. Ranił ją i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Zdarzały się dni kiedy przesiadywał i droczył się z nią całymi dniami, tylko po to żeby na następny dzień obrazić się na nią za nic. Zrujnował sztukę, która w niej tkwiła, siłę i wolę walki. Zniszczył jej duszę i pozostawił puste obojętne ciało.
