Instrument mojego dziadka

45 6 3
                                    

Instrument mojego dziadka

Ta historia zaczęła się kilkadziesiąt lat temu, kiedy mój dziadek Zbyszek był małym chłopcem. Wychowywał się w domu, w którym bardzo dużą rolę pełniła muzyka. Jego rodzice wraz z dwojgiem kuzynów tworzyli zespół muzyczny grający na przeróżnych imprezach okolicznościowych, weselach i festynach miejskich. Dźwięki popularnych wtedy utworów oraz tych starszych, klasycznych, wybrzmiewały w ich domu przez cały dzień, podczas posiłku, sprzątania i rozmów pomiędzy mieszkańcami. Jedynym czasem, kiedy Zbyszek nie słyszał wszechobecnej muzyki były godziny spędzone w szkole. Zaskakującym jest to, jak bardzo cieszył się za każdym razem, wstając o siódmej rano i pół godziny później wychodząc na poranny autobus. Uwielbiał szkołę, właśnie dlatego, że pozwalała mu odpocząć od ciągłego hałasu, za jaki uważał zapętlające się utwory na płytach winylowych i podśpiewywanie swoich rodziców. Nie uważał wcale, że nie mają talentu, jednak miał dość tego muzykowania i ich prób przed występami. Były jeszcze gorsze niż płyty i radio. Dźwięk dzwonków, skrzypiec i gitary grał mu tylko na nerwach, nie w duszy. Sam miał dziesięć lat i nie był jeszcze pewien tego, jaką muzykę lubi. Wiedział tylko, że ta uwielbiana przez rodziców już mu się znudziła.

Pewnego dnia wracał do domu ze szkoły, jak zwykle przygotowany na lawinę dźwięków, które usłyszy od razu po wejściu. Tym razem jednak nie usłyszał nic takiego. Było cicho, jak makiem zasiał.

- Mamo, tato? -zawołał, by upewnić się, czy są w domu, zawsze byli o tej porze. Może jednak tego dnia coś im wypadło i musieli wyjść.

Już miał iść do kuchni, gdzie zwykle mama zostawiała mu kartkę z informacjami na lodówce, jeśli musiała gdzieś wyjść, zanim jednak zdążył wejść do pomieszczenia, sylwetka mamy ukazała mu się w drzwiach salonu.

- Tu jestem, synku.Wejdź do salonu, chcę żebyś coś zobaczył.

Wszedł do dużego pokoju i w kącie, tuż pod oknem zobaczył duży, drewniany, pomalowany na czarno instrument, którego nigdy w tym domu nie było.Wiedział doskonale, że było to pianino, bo bardzo podobne stało w szkolnej auli. Zdziwił się jednak, że zobaczył takie w domu. Nigdy nie widział i nie słyszał żeby jego rodzice grali na pianinie.

- Zawsze o takim marzyłam - powiedziała mama, szeroko się uśmiechając.
- Ja też - dodał ojciec, który właśnie wszedł do salonu i bez zawahania usiadł przy pianinie, przebiegając palcami po losowych klawiszach. - Chcesz spróbować? - zwrócił się do syna.
- Nie umiem grać -odpowiedział Zbyszek.
- My też nie, ale chcemy nauczyć się czegoś nowego, więc od jutra zaczynamy profesjonalne lekcje pianina. Pan nauczyciel przyjdzie jutro o siedemnastej.
- Lekcje pianina? Wszyscy? - zdziwił się Zbyszek. Nie był przekonany do nauki gry na jakimkolwiek instrumencie.
- Jeśli nie chcesz, nie będziemy cię zmuszać, ale pomyśleliśmy, że się ucieszysz.

Zbyszka nie przekonały słowa matki. Pierwsze trzy lekcje pianina, w których codziennie uczestniczyli rodzice, chłopiec obserwował z kanapy po drugiej stronie pokoju. Był zaciekawiony tym, co działo się przy pianinie, jednak nadal nie był pewien czy chce być tego częścią. Odkrył jednak, że kiedy nauczyciel siadał przy instrumencie i grał, miał zamknięte oczy, a jego palce poruszały się pewnie, nie popełniając żadnych błędów. Co ważniejsze, Zbyszkowi podobały się melodie, które grał pianista, nie przeszkadzały mu tak, jak muzyka, którą słyszał na co dzień.

Pewnego dnia usiadł jak zwykle na kanapie w salonie, kiedy mama zaczynała lekcję pianina, jednak nauczyciel nie rozłożył przed nią kartek z nutami, a spojrzał w stronę chłopca i uśmiechając się ciepło, zapytał:

- Może teraz ty chciałbyś coś zagrać?

Ciekawość Zbyszka wzrosła do tego stopnia, że po usłyszeniu takiej propozycji bez słowa wstał, by zająć miejsce mamy na stołku przy instrumencie.

Na pierwszej lekcji pianista opowiedział mu krótko o tym, jak zbudowane jest pianino, z jakich części się składa i co sprawia, że wydaje dźwięki. Pokazał mu także notatnik z nutami, w którym pozwolił mu wybrać którąś z piosenek, które zna i lubi. Nie było ich wiele, ale z racji tego, że był już grudzień, Zbyszkowi rzucił się w oczy dział kolęd i pastorałek. Postanowił wybrać jedną z nich, która była dla niego najpiękniejsza. Po chwili obok niego siedział już pianista, grający na klawiaturze melodię "Cichej Nocy". Po raz pierwszy Zbyszek widział i słyszał wszystko z bliska. Przez cały czas siedział jak zaczarowany, nie sądził, że coś może mu się spodobać tak bardzo. Od razu zapragnął nauczyć się grać na pianinie, był pewien, że to są dźwięki, które lubił, którymi chciałby zastąpić muzykę grającą w radio i na płytach rodziców. Chciał poznać lepiej ten instrument.

Po pierwszej lekcji, na której chłopiec dostał kartki z rozpisanymi dźwiękami gamy i ich symbolami literowymi, siedział do wieczora, podpisując tymi symbolami nuty w piosenkach z notesu. Te same literki zapisał też na małych karteczkach i przykleił je przezroczystą taśmą do klawiszy pianina.

Uczył się gry na pianinie cztery razy w tygodniu, częściej niż jego rodzice i robił duże postępy. Podczas wigilijnego wieczoru, tego samego roku zagrał melodię "Cichej Nocy" prawą dłonią, w następnym roku potrafił już prawie bez pomyłek zagrać na dwie dłonie tę i kilka innych kolęd, a także lepiej szło mu czytanie nut. Dwa lata później literki zniknęły z klawiatury, a Zbyszek radził sobie tak dobrze, że nie brał lekcji pianina tak często, jak wcześniej. Częściej za to siadał sam przy pianinie i próbował zamykać oczy, zastanawiając się, dlaczego kiedyś myślał, że nie lubi muzyki.

Dziś dziadek jest już dawno na emeryturze, mieszka z babcią w tym samym domu, w którym kiedyś mieszkali jego rodzice razem z nim. Bardzo często odwiedzam ich i prawie zawsze zastaję go siedzącego na stołku przy tym samym pianinie, przy którym sam uczył się grać, komponował i nauczał innych. Wśród osób, które uczył jest babcia - którą poznał właśnie wtedy, kiedy postanowił zacząć uczyć gry na pianinie - mój tata oraz ja. Jako dziecko, bardzo lubiłam słuchać, kiedy grali razem z tatą, na cztery ręce, jednak nie wiedzieć dlaczego, nie chciałam uczyć się gry. Chyba po prostu byłam buntowniczą dziewczynką. Po pewnym czasie jednak dorosłam do tego, by zadać pytanie, dlaczego właściwie wszyscy uczą się grać na tym starym, wciąż roztrajającym się pianinie? Czy to jakąś rodzinna tradycja?

Wtedy właśnie po raz pierwszy usłyszałam historię o tym, jak dziadek odnalazł w sobie pasję, o której nie miał pojęcia. Był wdzięczny swoim rodzicom za to, że kupili ten instrument i dali mu możliwość uczestniczenia w lekcjach gry. To pianino jest symbolem pojawienia się pasji, którą dziadek zaraził się od nauczyciela i do tej pory przekazuje innym. To nie tylko stary instrument, grat, który można wymienić na nowszy, to coś, co niesie ze sobą historię pojawienia się miłości do muzyki, którą moja rodzina dzieli się od kilku pokoleń i pasji, która tak bardzo zbliża nas do siebie.

☑️Instrument mojego dziadkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz