Komfort

467 48 61
                                    

Komfort.

Ciepło.

Serce, nadające miarowy rytm drugiemu, drgającemu w spójnym duecie coraz to mocniej z każdym bardziej świadomym oddechem.

Uśmiech. Niezwykle szczery, nietypowo łagodny. Niewymuszony - posłany w skórę na japońskim obojczyku, muskaną z sennym zacięciem.

Uniósł jeszcze zaspaną głowę powoli, z niechęcią. Z przytłaczającym go strapieniem codzienności, obowiązków, wyjścia z bezpiecznej norki - ale napływająca trzeźwość ustępowała miejsca wrażeniu, że śni w najlepsze.

Z takiego snu nie chciał się wybudzać.

Uniósł własny ciężar na wypracowanych ramionach niewprawnie, niezwyczajny dbać o towarzysza w pościeli, jednak tym razem nie zamierzał nawet przypadkiem zbudzić tak nagle i bestialsko jeszcze śpiącego pod nim Yuuriego. Mógł jedynie odkleić swoją pierś od jego, unoszącego się spokojnie torsu.

Od torsu, na którym właśnie zawiesił swój wzrok, bo nie wierzył. Niedowierzał faktom; anielsko rozłożone pod nim ciało nie mogło być prawdziwe, aczkolwiek dyktowany ostatnią nadzieją postanowił sprawdzić, czy przypadkiem znowu nie śni o brunecie.

Obawy mąciły mu w głowie. Ile razy podczas ich rozstania odpływał w wyobrażeniach? Nie chciał zliczać samotnych poranków. To nie było przyjemne, kiedy jak na złość świt witał go pustym łóżkiem - podczas, gdy myśli dodawały jedno mniejsze ciałko do sumy śpiących w jego marach i marzeniach.

Ażeby tym razem uczynić swoją fantazję realną, niesłyszalne „Yuuri" wypowiedział zamiast zaklęcia i musnął palcami gładką skórę.

Och... Ciepła.

Blada i żywa, prawdziwa!

Aż wstrzymał oddech, a oczy rozwarły się w zdumieniu.

Czyli jednak... nie śni? Tym razem naprawdę, ale tak zupełnie prawdziwie Japończyk spał w jego łóżku, na jego poduszkach? Ospałe, ciche jęknięcie okazało się być wystarczającą odpowiedzią i skutecznie wywalczyło miejsce na podium, daleko przed Rosyjskimi obawami samotności.

Leniwy uśmiech wypłynął na zarumienioną, przystojną twarz. Podparł głowę na łokciu, kiedy drugą dłoń rozpostarł na unoszącej się ze spokojem klatce. Iskierka w zamglonym błękicie zwiastowała genialną myśl, co to momentalnie i przymusowo należało wcielić w życie...

Zachichotał z lekkością, rysując palcem serce na japońskim, ukochanym ciele.

Zrozumiał naraz, że ten poranek odległy był jego marzeniom. Nigdy nie spodziewałby się po sobie tak mocnych uczuć, nieskończonego zauroczenia, co to odbierało mu zdolność do logicznego myślenia i dawało wiele szczęścia - zbyt wiele, by udźwignąć je w pojedynkę, a co najlepsze, nie był sam!

A przecież nie tak dawno temu mógł liczyć tylko na towarzystwo Makkachina. Chociaż tyle, że psa miał na wyłączność...

Brak zaufania, kilka przelotnych romansów, które i tak były dla niego bez nawet najmniejszego znaczenia - a tym bardziej dla drugiej strony, bo zazwyczaj traktowano go jedynie jako celebrytę do zaliczenia, jak nieżywe mięso, kawałek ciała i nazwisko bez uczuć. To wszystko razem wzięte plus brak nadziei na poprawę wypełniało jego życie, ale nie teraz.

Delikatnie muskająca go stopa utwierdziła go w myśli, że tym razem jest inaczej. Tym razem naprawdę nie śni, tym razem jest istotny on - jako człowiek, jako Victor Nikiforov w swej prawdziwej, zupełnie nieidealnej wersji. Został pokochany takim, jakim naprawdę jest i nie musiał nikogo udawać dla zachowania pozorów, a przede wszystkim dla zatrzymania miłości na chociaż jeden dzień dłużej...

Komfort | VictuuriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz