Nie zawsze wszystko wychodzi nam tak jak chcemy...

1.1K 50 7
                                    

- Śpiąca królewna raczyła się obudzić - powiedziałam patrząc na wychodzącego z chaty Kaspiana.

- To bardziej o tobie Andrusiu - ale mnie wkurzył tym przezwiskiem. - To ty jesteś królewną - wyszczerzył usta w kretyńskim uśmiechu. Miałam ochotę go walnąć.

- Ja nie spałam Kaspianku. - powiedział z uśmiechem nadal ucierając zioła. Tiaaaaa.... Z nudów czekając aż Kaspian wstanie zaczęłam ucierać zioła. Pożyczyłam od Truflogona moździerz. Nazbierałem roślin i zaczęłam ucierać. Ale zdziwiła mnie jedna rzecz. Kiedy dotknęłam jednego kwiatu(który wydawał mi się że jest w miarę nie groźny), ten mnie poparzył. Został po tym ślad, ale nie taki zwykły. Na opuszku mojego palca wskazującego kilka godzin po oparzeniu pojawiła się czarna gwiazda. Kształtem przypominała tą z naszyjnika mamy.

Chłopak włożył zboroję i wziął miecz.

- A ty gdzie lecisz? - zapytałam.

- Szukać narnijczyków - odpowiedział tak po prostu.

Prychnęłam pogardliwie.

- Ty prędzej zginiesz sam w tej puszczy niż ich znajdziesz.

Kaspian przysiadł naprzeciwko mnie i już chciał dotknąć tego co ucierałam, lecz zatrzymałam go szybkim ruchem ręki. Pokiwałam przecząco głową.

- Nie radzę.

Wyciągnęłam małe ostre strzałki i kolejno zamaczałam je w substancji oraz wkładałam je do woreczka. Kaspian przypatrywał mi się z wielką uwagą.

- Do czego ci to?

Wyciągnęłam zza pasa bambusową rurkę i włożyłam do środka jedną strzałkę. Nabrałam powietrze i dmuchnęłam najmocniej jak umiałam. Strzałka przeleciała tuż nad głową Kaspiana i wbiła się w pobliskie drzewo.

- Właśnie do tego. To co idziemy ich szukać czy nie?

- Myślałem, że mówiłaś, że prędzej zginiemy niż ich odnajdziemy...

- Mówiłam, że TY beze mnie zginiesz sam w tej puszczy a nie że zginiemy oboje...

- I weź tu zrozum kobiety...

- Bardzo śmieszne. Zobaczymy jak ty będziesz szukał żony i co z tego wyniknie.

- Oj weź ty nie mów mi takich rzeczy...

I oboje wybuchnęliśmy gromkim, szczerym śmiechem. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak zabawnie się sprzeczaliśmy. W zamku Miraza (wujem go nazwać nie mogę) zawsze było ciemno, zimno i ponuro. Jedynie jeszcze za panowania naszego ojca śmialiśmy i dokuczaliśmy sobie nawzajem. Pamiętam jak tata zawsze rozsądzał nasze błahe spory...

- Idziesz czy nie? - zapytał Kaspian, który już stał.

- Tak tylko się zamyśliłam...

Podał mi rękę i pomógł wstać.

- Nad czym? - zapytał.

- Nad tym kiedy ostatnio tak szczerze się śmialiśmy...

- Nie pamiętam, ale jak obejmę tron w Narnii...

- To co?

Chłopak patrzył się pustym wzrokiem do przodu. Miał szklane oczy.

- To co? - ponowiłam pytanie.

- To sprawię, że uśmiech zapanuje wszędzie.

- I tego się trzymajmy!

Weszliśmy głębiej w las. Usłyszeliśmy odgłosy szurania. Uśmiechnęłam się do Kaspiana.

- Ale wy wiecie, że my was słyszymy co nie? - zapytał.

Truflogon oraz Nikabrik wyszli zza drzew i przyłączyli się do naszego pochodu.

Przechodziliśmy przez gęste zarośla, które plątały się nam pod nogami.

- Ktoś idzie... - powiedział Truflogon.

No i faktycznie. Słychać było czyjeś kroki.

Ciszę zakończył dźwięk lecącej strzały. Trafiła w drzewo przelatując niedaleko mojej głowy.

- Kurde, było blisko - powiedziałam.

Jedno spojrzenie do tyłu starczyło aby dowiedzieć się kto nas atakuje.

- No to jesteśmy w czarnym lesie - powiedział tym razem Kaspian.

Zaczęliśmy uciekać. Pod naszymi nogami plątały się rośliny.

- An, tarcza! - usłyszałam Kaspiana.

Spojrzałam do tyłu. Za mną rzeczywiście rozpościerała się delikatnie różowawa błyszcząca kopuła. Nie zawsze kontrolowałam to czy się pojawia czy nie. Ona sama po prostu mnie broniła.

Spróbowałam się wysilić aby tarcza objęła nas wszystkich, lecz niestety nie do końca wyszło. Pfffffff... Można by rzec, że tak jak to przez większość mojego marnego życia...

Jedna z telmarskich strzał trafiła w Truflogona.

- Poczekaj, już po niego idę - powiedział Kaspian.

W tym momencie udało mi się sprawić aby cała tarcza osłoniła nas wszystkich.

Kaspian zabrał Truflogona i wróciliśmy do naszej ucieczki. Nagle jak na zawołanie wszyscy telamrscy żołnierze zaczęli padać na ziemię. Słychać było dźwięki charakterystyczne dla małego stworzonka poruszającego się w trawie. Spojrzałam się za siebie i jeszcze bardziej umocniłam tarczę. Niestety to ,,coś" przebiegło tuż pod nią i rzuciło się na mojego brata.

- Kaspian! - krzyknęłam.

Chłopak leżał na trawie, a na nim stała mysz, o zgrozo ze szpadą.

- Mysz ze szpadą? - zapytał Kaspian.

Nie wiem po kim on tą mądrość odziedziczył, ale napewno nie po mnie.

- Ludzie, moglibyście się wysilić na cos oryginalniejszego! Bierz miecz do ręki i stawaj do walki. Z bezbronnym nie przystoi walczyć - odparła mysz.

- Ryczypisk, zostaw go - powiedział Truflogon.

- Nie słuchaj go, kontynuuj - powiedział Nikabrik.

I sprzeczali się tak dobre kilka minut dopóki nie krzyknęłam:

- Stop! Czy moglibyście już przestać?!

- Oh pani, wybacz, że cię nie zauważyłem. Gdzie moje maniery. Nazywam się Ryczypisk - skłoniła się mysz.

- Nic nie szkodzi, miło mi cię poznać. Jestem Andrea - dygnęłam delikatnie chodź zapewne do końca nie wyszło.

- Jeżeli można mi zapytać...

- Śmiało...

- Czy jesteś córką tej dobrej Evangeline, która żyła między nami - narnijczykami od czasów Złotego Wieku, kiedy to na tronie zasiadał Wielki Król Piotr i jego brat oraz dwie siostry...

Zmieszałam się nie byłam pewna czy chodzi o moją matkę. Niby wszystko się zgadzało oprócz tego że żyła tak długo...

- Chyba tak - bąknęłam.

- Widziałem tarczę. Taką samą potrafiła wytworzyć tylko twoja matka... Ale nie o tym teraz mowa. Przyszedłem bo usłyszałem róg...

Zza drzew wyłoniły się cenataury.

- To niech nam go okaże... - powiedział zapewne ich wódz.

Moje usta pewnie były rozdziawione i kształtem przypominały literę O, a moje oczy wyglądały jak 5 krecentów...

Not this tone miss... || Opowieści z NarniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz