Connie czekała w swoim aucie na przyjaciółkę przed barem " u Cary", rozmyślając o zmarłym jakiś czas temu bracie. Zginął podczas jednej z jakiś tajnych operacji wojskowych, zostawiając ją samą. Służył w Rangersach, tyle wiedziała, a czym się tam dokładnie zajmował, to już było tajemnicą Poliszynela.
Od śmierci ojca i dzięki niemu, była po uszy zakopana w gównie, które zostawił po sobie w spadku. Jej zmarła siostra nie była lepsza. Oboje byli takimi kretynami, że dziwiła się, iż nie sprzedali diabłu duszę. Chociaż chyba jednak zrobili to. Pewnego dnia przyszedł jakiś koleś i oświadczył, że jej dom po rodzicach był jego własnością. Connie widząc tego człowieka, o mało nie padła na zwał. Nic nie wskazywało, ze należał do miłych typów, ale i tak mu nie uwierzyła. Okazało się jednak, że mówił prawdę, a jej ojciec oraz skretyniała siostra robili z nim jakieś ciemne interesy, o których ona nie miała pojęcia - nigdy jej niczego nie mówili. I byli mu winni kupę forsy, której ona nie miała, a którą miała mu spłacić. Okazał się chorym sukinsynem, o czym przekonała się na własnej skórze. Boże chciała o tym zapomnieć. Musiała stąd wyjechać, nic jej tutaj nie trzymało, jedynie mogła zostać ponownie skrzywdzona.
Powstrzymała łzy, które niebezpiecznie gromadziły się pod powiekami. Gdyby jej brat był na miejscu, nie doszłoby do tego wszystkiego, ale była sama i musiała jakoś sobie z tym poradzić. Może gdyby Sand też był wtedy w Jacksontown, może uniknęłaby tego - pomyślała o najlepszym kumplu Marca, z którym poszedł razem do wojska. Sand był starszy od niej o pięć lat i był członkiem klubu motocyklowego Storm Riders, który jakiś czas temu zjawił się w ich sennym miasteczku. Lubiła wszystkich przyjaciół brata, ale bolało ją, że Sand udawał, że w ogóle jej nie znał. Czasem tylko widywała go na motocyklu z uczepioną jego pleców co rusz to inną kobietą, kiedy co jakiś czas ta zgraja przejeżdżała pod jej domem - byłym domem, bo teraz mieszkała w cholernej przyczepie kempingowej. Patrzyła na te skąpo odziane dziewczyny, i zazdrościła im pewności siebie. Ona straciła ją tamtej nocy...
Odpędziła od siebie czarne myśli. Jej piątkowe spotkania z przyjaciółmi były już tradycją, a lokal "u Cary" był jednym z nielicznych miejsc, gdzie czuła się bezpiecznie. Nie bała się przychodzić tutaj, bo bar należał do przyjaciółki jej zmarłej mamy. Już miała zamiar wysiąść z auta i sprawdzić, czy Mel czasem nie podjeżdżała, kiedy głośny ryk silników zbliżających się motocykli powstrzymał ją. Skamieniała, widząc Storm Riders oraz ich panienki siedzące za nimi. Jeden z nich z obrócił głowę w jej stronę, patrząc przez chwilę w je kierunku, po czym odjechał. Zza ciemnych okularów nie było widać jego oczu, ale czuła, że w jego spojrzeniu nie było nic przyjaznego. Storm Riders nie byli gówniarzami zabawiającymi się w klub motocyklistów, oni byli jednym z najgroźniejszych klub o jakich słyszała. Dlatego liczyła, że nie będzie jej dane spotkać tej bandy w tej restauracji.
- Connie - podskoczyła na miejscu, słysząc pukanie w szybę i swoje imię - zabieraj dupę i idziemy - krzyknęła Mel. Connie westchnęła ciężko i wysiadła, mając nadzieję, że ten wieczór nie będzie totalną klapą.
Blade zsiadł ze swojej maszyny, kiedy wszyscy zaparkowali przed barem. Był w mieście od niedawna, ale już kleiły się do niego klubowe suki i miasteczkowe dziwki. Korzystał z tego, był w końcu facetem. Lubił pieprzyć i to dużo, ale dzisiaj miał zadanie do wykonania. Chociaż jak zorientuje się w sytuacji, co miał nadzieję nastąpi szybko, wróci do klubu z jedną z tych suk, która da mu to, co lubił. Będzie ją posuwał ostro i bez emocji, byleby tylko dojść. Nie był typem do przytulania i każda klubowa suka to wiedziała, ale nie miastowe dziwki, które zaraz po wszystkim wystawiał za drzwi.
Connie o mało nie zadławiła się jedzeniem, kiedy zobaczyła wchodzących Storm Riders, kierujących się do pobliskiego stolika, który mógł pomieścić większą ilość osób. Dostrzegła Sand'a, ale nie śmiała mu pomachać. Wyglądał zupełnie inaczej niż go zapamiętała. Zresztą oni wszyscy wyglądali bardziej na gang niż na klub, chociaż może i tym właśnie byli. Krążyły różne plotki, jak to w takiej mieścinie jak Jamestown.
CZYTASZ
Storm Riders MC#1 - Blade
RomanceBlade był jednym z tych, którego dla własnego dobra lepiej było unikać. Oznaczał kłopoty przez duże "K", a jego przynależność do MC Storm Riders wywoływała w niektórych strach. Dawno temu powinien przestąpić bramy piekła, ale przyszedł czas dotrzym...