Trzasnęłam drzwiami i głęboko odetchnęłam. Kilka godzin jazdy, nie zrobiło dla mnie nic dobrego. Oparłam się o ścianę auta, po czym upiłam łyk niegazowanej wody, którą wyciągnęłam z torebki. Odłożyłam przedmiot i odeszłam od samochodu. Budynki obozowe zmieniły się nie do poznania. Rozglądałam się, zapominając o świecie. Przybyło mnóstwo nowych osób, które pragną realizować marzenia. Uwielbiałam widok ludzi tłoczących się z walizkami i z instrumentami muzycznym. Zachichotałam pod nosem, widząc dziewczynę, której nuty wypadły na ziemię. Podbiegłam do niej i pomogłam je pozbierać.
- Jestem sierotą. Dziękuje - zawołała.
- Nie ma sprawy. Jestem Sue - odpowiedziałam, podając rękę brunetce o nadnaturalnie kręconych włosach. Była ubrana w spodnie od dresu, biały top oraz trampki. Na plecach wlokła gitarę, a w prawej dłoni ciągnęła za sobą szarą, dużą walizkę.
- Jestem Bo - dziewczyna uścisnęła moją dłoń, po czym schowała nuty do teczki - Przepraszam, muszę lecieć. Do zobaczenia! - jęknęła i zniknęła w tłumie ludzi.
Ponownie zachichotałam i odwróciłam się w stronę brata, który mnie tu przywiózł. Był ubrany w wojskowy mundur, a jego zaczesane do tyłu kruczoczarne włosy rozwiewał wiatr. Mój mały braciszek jest już dorosły, a ja dopiero teraz to zauważam. Został mi tylko on i ciocia, która ma swoją rodzinę i jej poświęca czas. Czasami brakuje mi mamy, ale wiem, że czuwa nade mną. To dzięki niej w moim życiu gości muzyka, która cały czas przypomina mi o niej, gdy śpiewała mi na dobranoc. Pamiętam, że miała znajomych muzyków, którzy spędzali u nas mnóstwo czasu. Siedziałam z nimi, obserwowałam, a potem spędzałam długie godziny zamknięta w pokoju i próbowałam wszystko powtarzać. Często zapraszali mnie do wspólnego grania na gitarze czy fortepianie. Nauczyłam się na nich grać nim jeszcze zaczęłam dobrze mówić. Ludzie naokoło słuchali mojego grania i patrzyli z niedowierzaniem. Gdy mama zginęła w tym nieszczęsnym wypadku przestałam to robić. Musiałam szybko dojrzeć, by poradzić sobie z tym wszystkim. Na szczęście Josh był zawsze ze mną. Teraz, po tylu latach, wracam do muzyki i wiem, że to jest to co chcę robić w przyszłości. Przenieśliśmy się z powrotem do Anglii. Dziś jestem na obozie by udowodnić przede wszystkim sobie, że mam talent.
- Sue? - zapytał mój brat, przypatrując mi się. Wyciągał z bagażnika moje bordowe walizki i gitarę, zapakowaną w pokrowcu.
- Tak? - odpowiedziałam pytaniem.
- Jeśli myślisz, że będę to wszystko niósł za Ciebie... - zaczął, ale natychmiast mu przerwałam. Podbiegłam do bruneta wyrywając mu z dłoni gitarę.
- Wezmę gitarę i torebkę. To już coś - zaświergotałam, uśmiechając się szeroko.
- Chodźmy już.
Brat zamknął samochód i ruszył za mną w stronę recepcji. Przeciskaliśmy się przez tłumy ludzi, a chłopak cicho pojękiwał uderzając ciężkimi przedmiotami o swoje nogi. Dotarliśmy do głównego budynku. Zmęczony Josh usiadł na krześle, a ja ustałam w kolejce. Kilka minut później nadeszła moja kolej. Przedstawiłam się, pokazałam papiery i poprosiłam o klucz, a sprawa była załatwiona migiem. Trzymając przedmiot w prawej dłoni, pożegnałam się po czym udałam się do brata. Pomachałam mu przed oczami kluczem i uradowana wybiegłam z budynku szukając domku z numerem 17. Za sobą słyszałam krzyki, żebym zwolniła, ale tylko chichotałam pod nosem. W końcu go znalazłam, weszłam po drewnianych schodach, drzwi były otwarte. Popchnęłam je i przeszłam przez próg. Widząc osobę krzątającą się w przy jednym z łóżek szeroko się uśmiechnęłam.
- Witaj, Bo - zawołałam i podeszłam do dziewczyny.
- Sue! - jęknęła i szybko się odwróciła - Boże, cieszę się, że to Ty - dokończyła i mnie przytuliła, co odwzajemniłam.
Josh postawił moje walizki przy drzwiach, podchodząc do nas. Poprawił włosy, przeczesując je palcami i szeroko uśmiechnął się w naszym kierunku.
- Bo to Josh, Josh - Bo - machałam rękoma wskazując na poszczególne osoby. Podali sobie dłonie.
- Sue, musimy się pożegnać. Już czas na mnie - powiedział, a blondynka opuściła pomieszczenie, zostawiając nas samych - Kocham Cię, siostrzyczko. Trzymaj się - powiedział i mocno mnie przytulił, całując w głowę.
- Ja Ciebie też. Przyjedź po mnie - powiedziałam, tuląc się do niego.
- Obiecuje.
Chłopak wyszedł, a po chwili znów pojawiła się Bo. Związała włosy w kucyk i rzuciła się na łóżko wpatrując w sufit. Uśmiechnęła się szeroko.
- Jest przystojny.
- Kto? Josh? - zapytałam ciekawa i położyłam się obok niej.
- Tak - dziewczyna rumieniła się.
- Jest opiekuńczy, kochany, wyrozumiały... - wymieniałam cechy brata, wiedząc, że Bo będzie się peszyć.
- Ideał - powiedziała, a po chwili obie wybuchłyśmy śmiechem. Polubiłam ją i wiedziałam, że tego nie zapomnę.