Przepraszam

230 50 11
                                    

Stoję przed Aaronem Burrem. W przypływie emocji całe moje życie przelatuje mi przed oczami. I wszyscy których kochałem.

Niedługo po przybyciu do Nowego Jorku mocno zżyłem się z kilkorgiem ludzi. A najbardziej z Johnem Laurensem. Kochałem go. Tak bardzo kochałem. Był dla mnie kimś dużo, dużo ważniejszym niż najlepszy przyjaciel. Kiedy poznałem Elizę wspólnie podjeliśmy decyzję o rozstaniu. I tak nigdy by nas nie zaakceptowali. Ale ja jednak nadal go kochałem. Jego brązowe loki które miał rozpuszczone tylko podczas snu. Piegi, które miał wszędzie na ciele: na ramionach, plecach, nogach i twarzy. Po prostu wszędzie. Jego oczy pełne ekscytacji kiedy mówił o przezwyciężaniu niewolnictwa. I uśmiech. Tak, uśmiech kochałem najbardziej. Bo dawał nadzieję na wolność i lepsze dni. Ale on niestety nie zdążył ich zobaczyć.

Pamiętam ten wieczór kiedy Eliza przeczytała mi list kondolencyjny.  Było tam twoje nazwisko, John. Bolało tak bardzo że sobie nie wyobrażasz. Bolało bardziej niż cię kochałem, a kochałem ponad życie. Czemu mnie wtedy przy tobie nie było? Mógłbym chociaż się z tobą pożegnać. Ale takie luksusy zaznają tylko nieliczni. Nigdy nie mogłem już normalnie spać.

Eliza. Moja żona. Ukochałem ją sobie jak prawie nikogo na tym świecie. Po śmierci Johna starałem się utopić smutki w pracy i stopniowo oddalałem się od niej i reszty rodziny. I ją straciłem. Kiedy zjawiła się Maria nie myślałem. Ale potem było za późno. Kiedy się o tym dowiedziałaś, Elizo, nienawidziłaś mnie. Nie dziwię Ci się. Sam bym siebie nienawidził za to, i to jeszcze bardziej. Połączyła nas żałoba. From crisis to crisis jak to kiedyś ktoś powiedział. Wiedz Elizo tylko jedno. Nigdy nie kochałem Marii.

Philipie, mój synu. To moja wina. Moja pieprzona wina. Powinienem ci powiedzieć że pojedynki są głupie nim wyzwałeś tego chłopaka. Kiedy umierałeś przypominałem sobie twoje krótkie życie. Jak napisałeś swój pierwszy wiersz, jak byłem dumny z każdego twojego przeczytanego słowa. Twoje życie było zdecydowanie za krótkie. Z twojej piegowatej twarzy odchodziły kolory, a ja nie mogłem nic zrobić. Postrzelono cię na 7. Nienawidze tej liczby.

Odchodzę z tego świata z nadzieją że spotkam wszystkich moich ukochanych po drugiej stronie. Słyszę jeszcze krzyk Aarona, a potem tylko ciemność. Chcę tylko zobaczyć tych wszystkich których skrzywdziłem własnymi wyborami i ich przeprosić. Czy to zbyt wiele?

Spowiedź | Hamilton one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz