Ostrzegam!
Słów: 31.000
1.
To nie tak, że Harry nie lubił Walentynek, bo lubił, ale na swój pokręcony sposób, którego nikt nie rozumiał. Czasami miał wrażenie, że on sam też tego nie rozumie, ale dalej parł w zaparte, gdy tylko ktoś spytał go o opinię na temat tego „święta". Odpowiadał wymijająco, że jest to komercyjna nagonka na głupich ludzi i że uczucie do kogoś powinno pokazywać się codziennie, a nie tylko raz w roku. Ludzie wtedy kiwali głowami przyznając mu rację, ale i tak od połowy stycznia - niekiedy nawet już przed świętami, przed cholernymi świętami - zachodzili w głowę, co kupić drugiej połówce, jak ją zaskoczyć, gdzie zabrać. Harry prychał wtedy pod nosem coś, co brzmiało podobnie do hipokryci, ale z szerokim uśmiechem doradzał i pomagał. Był czymś w rodzaju specjalisty od romantycznych działań, co wykorzystywały osoby z jego otoczenia. Cieszył się tym, bo naprawdę lubił pomagać ludziom, ale kiedy tylko zbliżał się czternasty lutego miał ochotę zniknąć ze świata, bo jego telefon nieprzerwanie wibrował od nowych wiadomości i połączeń. Dobrze, że nałogowo wręcz zapominał włączać dźwięku, bo inaczej zapewne skończyłby w wariatkowie. Chociaż pewnie i tak tam skończy.
Takie myśli nie opuszczały go ani na chwilę, gdy pod koniec stycznia starał się przedostać przez zatłoczone ulice Londynu. Był po kilku godzinach wykładów, na które w przeciwieństwie do innych studentów chodził sumiennie, chociaż coraz częściej rozważał przyjęcie bardziej olewczego zachowania. Nie, dlatego, że nie lubił swoich studiów - on je uwielbiał - raczej z powodu swojego zbyt miękkiego serca. Miał wrażenie, nie, był pewny, że ludzie z jego roku rozmawiali z nim tylko i wyłącznie z powodu jego notatek, które udostępniał chętnie i bez żadnych problemów. A były to naprawdę dobre notatki, co potwierdzali studenci ze starszych roczników, którym powinęła się łapa i musieli zaliczać jakiś przedmiot jeszcze raz. Problem polegał na tym, że jak ma się miękkie serce, tak jak Harry, to trzeba mieć twardy tyłek. I dziś się o tym przekonał, kiedy to cała grupa naskoczyła na niego za nieopublikowanie materiałów na forum roku, przez co zostali zaskoczeni przez wejściówkę, którą postanowił sprezentować profesor tuż przed sesją. To nic, że egzamin miał się odbyć w piątek, a była środa, winą za swoje nieprzygotowania a co za tym idzie niepowodzenie, obarczyli Harry'ego. Oczywiście.
W każdym razie Harry był zły i zmęczony. I głodny, bo w tym całym szale zapomniał zjeść przygotowanego w domu posiłku. Pudełeczko z sałatką z kurczakiem nęciło go, ale nie miał możliwości wyciągnąć go, bo się śpieszył. Miał dokładnie piętnaście minut i wiedział, czuł to w kościach, że nie zdąży. Nie mógł sobie na to pozwolić, ale to naprawdę nie była jego wina, profesor prowadzący ostatnie wykłady koniecznie chciał z nim przedyskutować jeden temat, który wypłynął na zajęciach, a który Harry nieopatrznie podłapał i rozwinął. Miał za swoje, powinien nauczyć się przez te wszystkie lata, żeby nie pokazywać więcej wiedzy niż jest to absolutnie wymagane. Teraz pędził na złamanie karku, byleby tylko zdążyć, choć zazwyczaj po prostu spacerował spokojnie.
Wpadł do budynku w biegu mijając ochroniarza i w ostatnim momencie przecisnął się przez drzwi zamykającej się już windy. Spojrzał na zegarek nerwowo i kilkukrotnie wcisnął guzik piętra, na które musiał się dostać dosłownie w pół minuty. Niestety musiał pogodzić się z porażką, gdy winda jak na złość zatrzymywała się po kolei na wszystkich poziomach od dwudziestego do dwudziestego piątego, przez co na dwudziesty ósmy dotarł dwie minuty po czasie. Był spóźniony. Spóźniony na rozmowę o pracę, która mogła pomóc mu spełnić marzenia. Zmiął przekleństwo cisnące się na usta, kiedy sekretarka przypominająca ropuchę odprawiła go z kwitkiem. To zdecydowanie nie był dobry dzień.
CZYTASZ
Perfect Imperfection | Larry Valentine's One Shot ✔️
FanfictionTo nie tak, że Harry nie lubi Walentynek, on po prostu za nimi nie przepada. Wszędobylskie serduszka doprowadzają go do szału, a ciągłe pytania przyjaciół sprawiają, że ma ochotę wyjechać na bezludną wyspę. I jest bardzo blisko podjęcia tego kroku g...