Rozdział I

45 6 4
                                    

Z taksówki, która właśnie zatrzymała się pod numerem 221B na Baker Street, wysiadło dwóch mężczyzn. Od razu skierowali się do drzwi mieszkania.
- Sherlock, czy możesz mi w końcu opowiedzieć po co to wszystko było? - zapytał poirytowany John z wyrzutem.
- Każda wskazówka jest ważna, jeśli chcemy zdobyć jakiekolwiek informacje o Moriartym.
- Cztery godziny siedzieliśmy w parku, tylko po to, żeby obserwować staruszkę z psem i bandę nastolatków! - Wykrzyknął Watson wrzucając ręce w górę. Nie było go w domu pół dnia, chciał w końcu odpocząć choć jeden dzień, a Sherlock ogarnięty paranoją po rzekomym powrocie Moriarty'ego, wyciągał go na najgłupsze sprawy, które niby miały im dać jakieś wskazówki.
- Mycroft tu jest. - Mrukną nagle detektyw. John od razu zobaczył wyprostowaną kołatkę u drzwi i dla pewności obejrzał się na ulicę za znajomym czarnym samochodem.
- Czego może chcieć? - mruknął doktor, ale przyjaciel szedł już po schodach na górę, nawet nie zdjąwszy płaszcza.
- Mycroft, jeśli to nie jest sprawą narodowej wagi to obawiam się, że... - zaczął Sherlock, ale przerwał widząc, że wcale nie mówi do brata. Przy stole, odwrócona tyłem, stała kobieta w czarnym, eleganckim płaszczu o jasnych, kasztanowych włosach. Przeglądała papiery Sherlocka i ostentacyjnie zignorowała jego przybycie. Po obu stronach stali rządowi ochroniarze.
- Obawiam się ,drogi bracie, że to jest sprawa narodowej wagi. - usłyszał znajomy głos, należący do Mycrofta stojącego przy kominku.
Myśli przebiegły przez umysł detektywa niczym pocisk. Nie musiał widzieć jej twarzy, żeby wiedzieć kim jest. Nie musiał też się wysilać, żeby szybko wydedukować z postawy brata, że został on postawiony w patowej sytuacji, jest spanikowany i prawdopodobnie Sherlock jest jego jedyną deską ratunku. A ona niewątpliwie jest źródłem problemu. Jakikolwiek by nie był.
- Sherlock? Co się dzieje? - John właśnie wszedł do salonu.
- Jest i nasz doktor. Dobrze się składa, pozwólcie że przedstawię - Holmes wskazał gestem dłoni ich drugiego gościa. - Francesca Julia Jackson. Główna dyplomatka angielska, praktycznie najważniejsza osoba w stosunkach międzynarodowych Anglii.
Odwróciła się i spojrzała na nich chłodno. Miała ciemne oczy, dość łagodne rysy, ale mimo to, miała w sobie coś bardzo nieprzyjemnego, co sprawiało, że John czuł, że zdecydowanie nie chciałby być jej podwładnym. Sherlock wyprostował się nieco.

- Panno Jackson, Sherlock Holmes oraz jego partner John Watson

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


- Panno Jackson, Sherlock Holmes oraz jego partner John Watson. - dokończył starszy z braci. Warga dyplomatki drgnęła nieco.
- Miło mi w końcu poznać sławną dwójkę Londynu. - powiedziała ze sztuczną życzliwością.
- Niewątpliwie. - Sherlock nie silił się na bycie miłym. - A jakiej to sprawie zawdzięczamy wizytę tak ważnej osoby, na Baker Street.
- Niezwykle ważnej, Chodzi o bezpieczeństwo narodowe. - Skinęła głową dając znać ochroniarzom, by wyszli. Gdy zamknęli za sobą drzwi, Sherlock natychmiast ruszył w stronę fotela, rzucając Johnowi znaczące spojrzenie, by zajął swój.
- Zanim zaczniemy postawmy sprawę jasno, panno Jackson. - zaczął detektyw nie dając wypowiedzieć się dyplomatce, która już otwierała usta. - Tutaj, w tym pomieszczeniu jest Pani naszą klientką. Tutaj Pani stanowisko nie ma znaczenia, jedynie to, z czym Pani przychodzi, więc proszę nie zatajać żadnych faktów pod wymówką ochrony informacji przez rząd. Wie Pani kim jestem, to nie zadziała. - wyrzucił z siebie szybko, po czym wskazał jej gestem ręki krzesło i złożył obie dłonie pod brodą. Nie umknęło jego uwadze, że Mycroft nieco zesztywniał - dedukcja: była na tyle ważna, że nikt do tej pory nie odzywał się do niej w ten sposób, a jeśli to zrobił, mógł spodziewać się najgorszego.
Jednak ku zdumieniu obu braci kobieta zamiast co najmniej się oburzyć, uśmiechnęła się chłodno.
- Jeśli tego pan wymaga, Panie Holmes. - powiedziała lekko ironicznie i usiadła na krześle. John stwierdził, że żaden ich klient nie posiadał w sobie tyle elegancji i wyższości jaką posiadała ona.
- Mam właściwie zlecenie, nie sprawę rozwiązania. Pewien czas temu mój osobisty agent wychwycił pewne niepokojące znaki, które skłaniają mnie do myślenia, że ktoś ma mnie na celowniku. Chciałabym więc, żeby znalazł pan osoby lub osobę, która może mi grozić i by zapobiegł pan możliwej katastrofie. - powiedziała wolno. Jednak nie była to prośba o pomoc. To było wyraźne polecenie, nie znoszące sprzeciwu.
- Jakie oznaki? - spytał detektyw.
- Wymianę zdań niektórych ludzi, spojrzenia na spotkaniach publicznych, przechwytywane informacje.
- Jakich ludzi?
- Dowie się pan szczegółów u mnie w gabinecie, jutro. Przyślę po Pana...
- Nie powiedziałem, że się zgadzam. - Sherlock przerwał jej ostro.
Nagle zapadła ciężka cisza. Mycroft zacisnął usta.
- Sherlock, proszę Cię, ona nie... - zaczął starszy Holmes, ale nie dane było mu skończyć.
- Proszę nie odpowiadać za mnie Panie Holmes. - warknęła kobieta. - Co do Pana, detektywie, byłam przekonana, że z góry jest ustalone, że podejmuje się pan sprawy.
- Decyduję czy sprawa jest warta mojej uwagi po wysłuchaniu klienta, a Pani ani trochę nie wzbudziła mojego zainteresowania. Od ochrony ma pani całe MI5, ja jestem detektywem, nie bodyguardem.
- Oh doprawdy? Cóż, skoro moja prośba nie jest wystarczająco interesująca, mam jeden argument. - odparła spokojnie, ale chłodno.
- Słucham. - Sherlock był pewien swoich dedukcji. Jego klientka była zbyt zdesperowana, żeby darować sobie jego pomoc, co zapewniało mu całkowity immunitet. A mimo to, jej wzrok, postawa, paskudny uśmiech sprawiały, że tracił pewność siebie. Czuł jej wyższość i władczość. Była kimś takim, jak Magnussen. Może nawet czymś gorszym.
- Panie Holmes, musi pan wiedzieć, że nie przywykłam do odmowy, więc mogę Pana zapewnić, że będzie jej pan bardzo żałował. Bardzo. - ostatnie słowo niemal wysyczała, patrząc mu prosto w oczy. Wytrzymał spojrzenie.
Kobieta wstała. Sherlock nie czekał długo.
- Jesteś zdesperowana i przestraszona. Rozpaczliwe szukasz pomocy u najlepszego znanego Ci źródła. Wnioskując po drżeniu twojej lewej ręki oraz tonie głosu podwyższającym się w miarę rozmowy, jestem twoją ostatnią deską ratunku. Masz wiele do stracenia, ale to nie tego się obawiasz. Nie obawiasz się samej konfrontacji z zabójcą, ale jego samego, tego, że mógłby Cię wytropić. Gdyby było inaczej, jedynie wzmocniłabyś ochronę. Ale czego możesz się obawiać? Zabójcy z wrogich krajów, nie, oni są dla Ciebie obojętni. To ktoś konkretny, ktoś mocno z Tobą związany. Nie chodzi o pozycję, finanse. Chodzi o coś głębszego, zagrażającego tobie osobiście. Twojemu honorowi, sumieniu bądź uczuciom. To ktoś związany z tobą silnym emocjami. - wszystko to wyrzucił z siebie z niesamowitą prędkością, czując w sobie narastającą ekscytację. W końcu trafiło się coś sensownego, coś ciekawego, ale niech ona nie myśli że tak łatwo go wykorzysta. Trzeba się trochę pobawić.
Patrzyli przez chwilę na siebie. John spodziewał się tego po nim. Nie tylko ona była zdesperowana.  Widział ogniki skaczące w oczach przyjaciela. Był nawet bardziej niż zainteresowany.
Nagle Jackson zaczęła się głośno śmiać. Głos jej drwiącego śmiechu sprawił, że człowiek czuł się jeszcze bardziej poniżony.
- A niby skąd takie wnioski, detektywie? - warknęła.
- Żadne wnioski. Teza wystawiona zupełnie w ciemno, którą Pani potwierdziła. - Sherlock odwzajemniając jej uśmiech wstał i chwycił jej lewą dłoń, podnosząc ją na wysokość oczu.
- Jest Pani wspaniałym kłamcą i manipulantką, ale niestety. Zdradziło Cię własne ciało.
Jej dłoń drgnęła. Niekontrolowany ruch znaczący nagły impuls stresowy. Wyłapał go już w chwili, gdy wchodząc do pomieszczenia, zaskoczył ją swoim głosem.
- za to pański plus jest podwyższony. - odparła wolno. - Z takiej odległości nie trudno wyczuć ekscytację. Przyjmuję to jako zgodę. Mycroft, bądź tak miły i przemów do rozsądku swojemu naiwnemu bratu, który najwidoczniej nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji, jakie sam na sobie nakłada. - warknęła nagle, gwałtownie wyrywając dłoń z uścisku. Rzuciła starszemu Holmesowi najbardziej mordercze spojrzenie, a ten, ku zdumieniu Johna odwrócił wzrok.

Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, Mycroft wypuścił głośno powietrze.
- Cudownie Sherlock, cudownie. - skomentował. - właśnie tylko tego mi brakowało. Konfliktu z najbardziej wpływową osobą w kraju i poza nim. Czy Ty masz pojęcie, do kogo mówiłeś?!
Sherlock milczał. Patrzył na zamknięte drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła kobieta.
Uśmiechnął się. Zdaje się, że wszystko poszło zgodnie z jego planem.
- Oczywiście, że tak, drogi bracie. A teraz idź do swojej damy w opałach. Zapewne nie może się doczekać. - powiedział niezwykle wesoło, wskazując bratu drzwi.
Starszy Holmes tylko prychnął.
- Twoją ignorancja nie zna granic. Jeśli w końcu, daj Boże, wpędzi Cię do grobu, nie licz na moją pomoc.
Drzwi trzasnęły ponownie.
Sherlock, mimo że czuł zadowolenie, zdał sobie nagle sprawę, że ogarnął go także strach. Jeśli Mycroft się czegoś boi, to na pewno nie jest to rzecz błaha. A ona... ona mogła okazać się gorsza niż Magnussen, lepiej więc trzymać się na dystans.
Spojrzał w dół na swoją dłoń, którą przed chwilą chwycił Jackson. Zabawne, on też się cały trzęsie.
- Weźmiesz tę sprawę. - usłyszał nagle głos Johna.  - Widzę po tobie, Specjalne ją spławiłeś.
Holmes spojrzał na niego i uśmiechnął się tylko. A Watson doskonale wiedział co ten uśmiech oznacza.

Znaleźli go.

***

Mimo, że minęła godzina, nadal nie mogła się uspokoić. Jadąc samochodem, patrzyła na migające światła Londynu, zaciskając mocno pięści. Nie była zła. Była wściekła. Na niego, na samą siebie. Straciła panowanie, ale jak?! Tyle przecież wytrzymywała, tylu ludzi zwiodła, tyle kłamała, a ta cholerna dłoń zdradziła ją właśnie teraz. Właśnie teraz, kiedy nie mogła pozwolić sobie na żaden błąd.
Przeklęła głośno, dając upust emocjom. Nie pomogło.
Dlaczego straciła panowanie akurat przy nim? Dlatego, że ją odkrył? Nie, wcześniej... przecież on był...
- Panno Jackson. Jesteśmy na miejscu. - głos szofera wyrwał ją z myśli. Bez słowa wysiadła, mocno trzaskając drzwiami samochodu. Nie czekała, aż jej ochrona dotrzyma kroku, chciała jak najszybszej znaleźć się w domu, coś rozwalić.
Weszła, rzuciła szpilki i płaszcz pod ścianę, od razu kierując się do kuchni. Wyjęła z szafki najmocniejszy alkohol jaki posiadała, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Przeklęła znowu.
- Przysięgam, ktokolwiek to jest, dostanie w twarz. - mruknęła do siebie, wracając.

Jednak to co zobaczyła za progiem sprawiło, że zapomniała o wszystkim co się dzisiaj wydarzyło.
- OCHRONA! - krzyknęła panicznie, niemal potykając się o własne rzeczy. 

Znalazł ją.

~~**~~

Hej hej!
W końcu pierwszy rozdział, który tyle czekał na napisanie. 😁
Mam nadzieję, że się wam spodobało, bo niedługo kontynuacja!
Buzi 😘

P.S. pozdrowionka dla najlepszej bety 😘😘 Uzuu0504

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 28, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Not Your Bodyguard || Sherlock ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz