Przemierzałem kolejne ulice. Szczerze mówiąc, nie było to miasto bijące życiem- wręcz przeciwnie-mała, spokojna mieścina.
Jednakże nie ma wątpliwości, że jest powiązane z magią. Odkąd zdążyłem zauważyć moje zdolności magiczne, jaskinie oraz ukryte miejsca tej lokalizacji przyciągały mnie niczym magnes do lodówki. Wczoraj na przykład widziałem krasnoludy chowające się do piwnicy oraz jaskinię ukrytą za wodospadem.
Najważniejszej rzeczy jeszcze nie wiecie, zapomniałem. To miasto nazywa się Wodogrzmoty Małe.
Jak już wspomniałem, zacząłem praktykować magię. W moich poprzednich wcieleniach uwielbiałem czytać o dziwnych przypadkach i opisanych anomaliach- moja biblioteczka zajmowała całą ścianę pokoju.
Teraz mogłem przekonać się, jak to mieć magię we krwi.Jedna rzecz bardzo mnie irytowała: widziałem już tyle ludzi i stworzeń, które wszyscy mogli zobaczyć, ja byłem nieodkryty. Moja niewidzialność doprowadzała mnie do białej gorączki. Chcę stać się człowiekiem!
Postanowiłem, że znajdę coś lub kogoś, kto mi pomoże...
*Dwa miesiące później*
Niestety, przez dwa jeb.. głupie miesiące nic nie znalazłem. Usłyszałem tylko legendę rozpowiadaną przez leśne stwory. W którymś z drzew ukryte są kartki, na których można zapisać swoje życzenie. I tak nie mam nic do stracenia, trzeba zacząć ich szukać.
Moja magia była oparta na dziwnym wykresie: mogłem wyczarować wszystko, pod warunkiem, że zaklęcie jest formą rymu. (Jak masz ciekawy pomysł na śmieszne zaklęcie, napisz je w komentarzu. Może dam je do opowiadania-Aut.)
Miałem więc pole do popisu.
_______________
Lubię pisać krótko. Tyle ;)