Jest wieczór. A konkretnie to bardzo ciepły wieczór, słońce podczas zachodu przybrało piękny odcień bladego różu. Siedzę na łóżku i rozmyślam nad wydarzeniami dzisiejszego ranka. Jak to możliwe, że po tylu latach kompletnej obojętności poczułam coś, cokolwiek? W ogóle to skąd umiałam określić tą emocję, skoro nigdy jej nie doświadczyłam? Dziwne. Hmm strach, jest chyba prosty do odczytania. Serce galopuje wtedy jak stado rozjuszonych koni, żołądek zaciska się w supeł, a gula w gardle rośnie do tak monstrualnych rozmiarów, iż nie sposób się odezwać. Tak właśnie odczuwałam strach. Jedno jest pewne - za tą emocją tęsknić nie będę. Jak nic nie mam zamiaru znów tego powtarzać. A teraz pytanie za sto punktów: która normalna nastolatka słyszy głosy, nic nie czuje i do tego została znaleziona na drodze? To ostatnie jest nawet ciekawe, ale reszta? Jedyne co mi pozostaje to sądzić, iż jestem nienormalna, a moje miejsce jest w zakładzie dla psychicznie chorych. Zastanawiam się jak to jest być w wariatkowie? Tak z czystej, ludzkiej ciekawości poszłabym sprawdzić, ale co jeśli mi się nie spodoba? Raczej wątpię żeby wypuszczali pacjentów na życzenie, a chwilowo nie mam ochoty się tam znaleźć. Jestem senna. Czas spocząć w onirycznych objęciach Morfeusza. Dobranoc, kolorowych snów i w ogóle to co mówi się przed zaśnięciem.
***
Biiiii! Biiiiiii! Piekielna maszyna zwana budzikiem wyrywa mnie ze słodkiego, acz dziwnego snu. A mianowicie śniło mi się, że jestem w wielkim mieście, ale nie takim brudnym, cuchnącym, zapełnionym ciągłym hałasem klaksonów niecierpliwych kierowców. Tylko takim jasny, całym w śnieżnobiałej bieli i błękitnych refleksach, przepełnionym spokojną muzyką i życzliwymi ludźmi. Nie, nie, nie. Wróć, to nie mogli być ludzie, te istoty miały skrzydła w delikatnych barwach, przyodziane były w długie, białe szaty z wzorkami w odcieniach piór. Te istoty to byli aniołowie. Tak, na pewno. Najdziwniejsze jest, iż ja też tam byłam. Wyróżniałam się. I to bardzo. Jesteście ciekawi dlaczego? Och, to proste! Wszyscy tacy subtelni, jaśni, kolorowi, a ja? Czarne jak bezgwiezdne nocne niebo, kręcone włosy, szare oczy jak chmury burzowe i szata nie biała, tylko popielata ze złoto-czarnymi spiralami, nawet jej długość była inna. Przypominała trochę welon ślubny, który ciągnie się za panna młodą, tylko barwa się nie zgadzała. Każdy mijany przechodzień patrzył na mnie z szacunkiem i lękiem w oczach. Co poniektórzy kłaniali mi się, na co odpowiadałam ciepłym uśmiechem. Byłam szczęśliwa. Zachowywałam się pewnie i swobodnie, jakby coś takiego przydarzało mi się na co dzień. Jakby to był mój prawdziwy dom, za którym tak bardzo tęskniłam, chociaż nie zdawałam sobie sprawy, iż to właśnie go mi brakuje. Zachowanie fenomenalnie różniło się od tego, które mam poza snem. Nigdy nie podejrzewałam się o tak wybujałą wyobraźnię, która potrafi stworzyć obrazy tak strasznie realistyczne, że zaczęłam wierzyć w ich prawdziwość. Absurd, niedługo będę wierzyć w gruszki na wierzbie. Ech, ale sen to sen, a jawa chociaż dużo mniej przyjemna dalej jest jawą i zmienić tego nijak się nie da. Nawet kiedy ubolewanie jest wielkie równie mocno jak moje. Och, kurde! Opowiedzenie wam tego zajęło mi za dużo czasu! Fanny wścieknie się, jeżeli znów będę spóźniona na pierwszą lekcję! Na chybił - trafił wyciągam ubrania z szafy. Padło na wściekle różową bluzkę z napisem "Wierzę w jednorożce i nie wstydzę się tego", a pod tekstem był rysunek słodkiego, małego kucyka z różkiem wystającym spomiędzy wielkich oczu. No i niebieskie spodnie. Jednym słowem: nie najgorzej, acz lepiej być mogło. Co poradzić? Tak wybrał los.
***
Dzisiaj szłam tą samą drogą, ale nic nadzwyczajnego się nie przydarzyło. Może to i lepiej, dalej nie wiem czym była wczorajsza anomalia. Leśna dróżka gwałtownie kończy się i przechodzi w wybrukowaną drogę wiodącą pod same drzwi szkoły. Stara rutyna, czyli spuszczenie głowy, szybki, niepewny krok i wchodzę do środka. Nikt nie zwraca na mnie uwagi - i dobrze. Wchodzę do klasy humanistycznej. W ciszy czekam na nauczyciela, który wchodzi równo z dzwonkiem, a dzień zaczyna od odpytywania. Mam szczęście, nie trafia na mnie. Zaczynam się nudzić, więc maluję swój sen czyli anioły i ich wyjątkowe szaty, każda jest inna i wyjątkowa. Nie pomijam żadnego obrazu ujrzanego w nocnej wizji. Łącznie ze mną. Bazgrzę, bazgrzę, kiedy jakiś nieproszony, gość odsuwa krzesło obok mnie, siada i mówi:
- Ładnie rysujesz. Jestem Dean.
- Delilah, dziękuję.
Tak właśnie nowy, bardzo miły uczeń zepsuł swój start w nowej szkole. Ale nie ukrywam, że to przyjacielskie zachowanie, którego dawno nie otrzymałam od rówieśników, mile mnie zaskoczyło. Mimochodem zauważyłam, iż chłopak jest bardzo przystojny, ma karmelowobrązowe włosy, zielononiebieskie tęczówki i szczery, przyjazny uśmiech. Ideał faceta. Swoim ciepłym wyglądem znakomicie pasuje do obrazu aniołów. Tylko jaki kolor mają jego skrzydła, szata i kwiat? Czemu myślę o kwiatach?___________________________________
Obrazek na dole (nie jestem pewna czy jest na dole, ale nie ważne, przyjmijmy, że gdzieś tam) to Dean :D
CZYTASZ
Bezbarwna
Fantasy"Na ziemię zostały zesłane anioły, każdy z nich miał specjalne zadanie. Zostały one zesłane by siać pokój i harmonie wokół ludzi. Wszystko było pięknie, po prostu wypisz - wymaluj dopóki nie urodziła się mała anielica, do której nie pasował żaden ko...