Dżurek po zjechaniu z góry myślał tylko o zemście. Minął rok od wylotu, więc nikt mu nie uwierzy że on to on. Do swojego snowboard'u przymocował kółka, które wcześnie zabrał z samolotu i dojechał do Będzina. Na piechote już podszedł do największego wieżowca i spojrzał na szyld "TOCZMYX". Bardzo dobrze wiedział, że głównym wejściem nie dostanie się do środka i tylko spowoduje problemy. Naszczęście na tyłach budynku znajdowała się winda, a dostępdo niej miał tylko on i jego ojciec. Dało się nią wjechać prosto do biura prezesa czyli pokoju gdzie mógł w tym czasie być Hanz.
Dżurek już powoli odchodził od zmysłów ze złości ale kazał sobie się uspokoić i przemyśleć co by się stało gdy:
a) w biurze znajdował się Hanz.
-Prawdopodobnie ma pod biórkiem przycisk do wezwania ochrony.
-Możliwe, że prezes tak dużej korporacji bezproblemowo załatwił sobie pozwolenie na posiadanie i korzystanie z broni u prezydenta Będzina.
b) w biurze nie było Hanza
- Mógłby robić co mu się podoba.
- Mógłby przeszukać biurko w poszukiwaniu pistoletu.
- Mógłby dezaktywować guzik.
- -"- ukraść dane.
- -"- poczekać na Hanza, który niczego się nie spodziewa.
Dżurek postanowił że poczeka do nocy.
**************
Po wejściu do windy i wjechaniu na górę miał 7h do ponownego otwarcia firmy. Postanowił, że zacznie od sprawdzenia czy przycisk rzeczywiście znajduje się pod stołem.
-Oł szit, miałem rację! - zawołał Dżurek - Teraz potrzebuję jakiegoś hakerskiego dinksa.
Dżurek wyjął z torby młot. Uderzył nim mocno w przycisk (oczywiście od góry żeby go przypadkiem nie kliknąć).
- Uuuuu!! - zawył Dżurek - Ale jeebłoooooo!!! Teraz czas na szukanie pistoletu.
Po godzinie znalazł broń.
- Jeszcze hakowanie jezuuuuuu - powiedział Dżurek - nie chce mi się. Lepiej poczekam na Hanza on powie mi wszystko.