Supermarket. Każdy zna ten duży sklep, w którym można kupić tak naprawdę wszystko. Od kuchenki po małe ciasteczka. Dużo alejek, wszędobylskie kolejki do kas, tanie ceny oraz promocje. Ten duży sklep nie wyróżniał się niczym szczególnym. Położony na uboczu małego miasteczka stanowił dużą konkurencję dla okolicznych małych przedsiębiorstw spożywczych. Coś jednak sprawiło, że sklep opustoszał z dnia na dzień. Koszmar zstąpił na mieszkańców niespodziewanie. Odkrycie, jakie policja znalazła w zapleczu mięsnego stoiska wstrząsnęły całym stanem. Co się stało? Otóż znaleziono obgryzione ciało trzydziestopięcioletniej kobiety. Leżała na podłogowych płytkach w nienaturalnej pozie. Krew na podłodze wskazywała, iż została tu zaciągnięta; na pewno już po śmierci. Brakowało jej kilka palców oraz wnętrzności. Wyglądało jakby ktoś po prostu się nią pożywil. Bynajmniej nie było to tez zwierzę. Monitoring pokazywał to, czego nikt się nie spodziewał.
Zdarzenie zdarzyło się tuż przed zamknięciem sklepu. Pracownicy uwijali się by zakończyć handel jak najszybciej by udać się do swoich domów, rodzin. Wielu z nich pracowało już ponad dwanaście godzin, z racji tego że pracodawca uchodził za okropnego sknerę i skurwiela. Wiele razy stosował również mobbing wobec pracownic, co jednak w sprawie nie miało żadnego większego znaczenia. Ostatnie rodziny robily zakupy by móc zrobić niedzielny obiad bez niespodzianek iż nie ma czegoś w lodówce. Dzieciaki biegały wokół alejek szukając ulubionych płatków śniadaniowych albo chipsów. Kilka nastolatków sprzeczalo sę przy dziale z alkoholami próbując znaleźć ofiarę, która kupi im alkohol na sobotnią imprezę, bo żadne z nich nie mało jeszcze dwudziestu jeden lat.
Wiele razy można było usłyszeć coś w stylu:
- Uwielbiam te płatki, są wspaniałe! – Wykrzyczane przez paru małych klientów trzymających kurczowo pudełko z ulubionym pokarmem.
Wzrok na monitoringu mógł jednak utkwić na jednej, samotnej postaci. Miała na sobie stare, luźne spodnie dresowe w szarym kolorze oraz czarną bluzkę z kapturem, który ściągnęła po wejściu do sklepu. Wlokła się wzdłuż alejki z ciastkami rozglądając się wokoło jakby chciała coś ukraść. Czy tak było?
Była to Elizabeth Cutler. Nowa w mieście. Niemal trzydziestoletnia kobieta wcale niewyglądająca na tyle lat. Jej niezbyt ładne ciało okrywały zmarszczki. Była tęga oraz brzydka. Nie zwracano na nią uwagi na ulicy, a ona nie narzucała się ludziom. Była typem samotniczki.
Teraz właśnie odłożyła na półkę paczkę ciastek. Nie byłyy one specjalnie dobre; nie na tyle by zaspokoić jej ukryte pragnienie oraz wilczy apetyt. Apetyt. To on był problemem. Mogła jeść, i jeść i jeść a ciało powiększało się z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Nic nie mogło zapełnić żołądka na tyle by przestała jeść, chociaż na chwilę.
Ruszyła dalej, ale drogę na końcu alejki zatarasowała jej rodzinka. Kobieta oraz mężczyzna w wieku około siedemdziesięciu lat. Spierali się o to, jakie ciastka mają wziąć dla wnuków.
Ciało Elizabeth przeszedł dreszcz. Oddychała ciężko, a jej piersi falowały w rytmie poruszania klatką piersiową. Patrzyła nienawistnie na przeszkodę. Przejechała językiem po zepsutych, dawno niemytych zębach.
- Greg – kobieta tarasująca przejście zwróciła się do męża. – Ruszaj się, ta pani chce nas minąć – kilkoma małymi krokami odsłoniła przejście, co sprawiło ze Elizabeth mogła iść dalej. I tak zrobiła. Dział z kawami i napojami minęła nie patrząc nawet na produkty i ich ceny. Zatrzymała się dopiero przy stoiskach z różnymi regionalnymi produktami. Chleb; nie. Nabiał; nie. Mięso. Tak, to właśnie wyczuła. Niemal na ślepo ruszyła do szklanych półek gdzie ułożone były różne rodzaje mięsa. Oczy zapłonęły je dziwnym blaskiem a sama kobieta przycisnęła się do wystawy tęsknie przyglądając się czerwonawym kawałkom mięs. Znów oddychała ciężko, jakby z trudem.
- Mięso – wychrypiała. –Mięso, o tak, tak.
-Przepraszam – dobiegł ją głos kobiety sprzedającej. – Coś podać? Niedługo będziemy chować je..
-Mięso – znów powiedziała Elizabeth. –Mięso.
-Tak, to jest mięso – potwierdziła sprzedawczyni przyglądając się klientce dokładniej i z niepokojem. Jej ładna twarz matki i żony wykrzywiła się w dziwnym wyrazie twarzy, kiedy obserwowała podniecenie na twarzy Elizabeth. – Czy dobrze się pani czuje? – Zapytała.
Elizabeth pokręciła rudowłosą głową.
- Jestem głodna.
- Czy chce pani coś kupić? Mamy różne rodzaje…
Elizabeth podniosła głowę patrząc na sprzedawczynię wygłodniałym spojrzeniem. Przechyliła nieco głowę na prawo mrużąc oczy.
- Tak… - powiedziała tylko. – Jestem głodna.
-To, co pani podać? Wieprzowinę… wołowinę… drób.. Dziczyznę? Może wędliny..
- Nie – szepnęła Elizabeth. – Nie ma pani tego, co chcę..
- A co pani chce! – Mruknęła kobieta. – Jaki rodzaj mięsa?
- Ludzki – Elizabeth zaśmiała się okrutnie. Jednym, zwinnym ruchem znalazła się za ladą.
Kamery nic jednak nie pokazywały, bo na zapleczu ich nie było. Elizabeth nie została jednak odnaleziona; zniknęła z miasta tak szybko jak się pojawiła. Jej głód został zaspokojony. Przynajmniej na chwilę. Może wyjechała do innego stanu? Może kraju?
Tak było. Kilkadziesiąt kilka dni później zajrzała do podobnego supermarketu. Tym razem jednak, jako długonoga blondynka, a zginął młody mężczyzna. Nieuchwytna, sprytna oraz zmieniająca się w cokolwiek chciała.
***
Miniaturka; nie bedzię wiecej części ;)
