To nie jest randka!

1K 152 158
                                    

– John!

Detektyw siedział w swoim fotelu nudząc się niemiłosiernie. Wyprostować swoje długie nogi wyczekując Johna.

Od dwóch tygodni nie trafiła im się żadna ciekawa sprawa, jak to było w ogóle możliwe? Żadnych morderstw, żadnych zagadek, żadnej rozrywki.

– Co znowu? – westchnął doktor wyglądając z kuchni.

Dopiero co wyszedł z pod prysznica, więc jego blond włosy były nieułożone i mokre. W detektywie budziło to dziwne uczucie, ciepło rozlewało się po ciele, a na usta uśmiech aż sam się cisnął. Zapewne musiał długo się tak gapić i nic nie mówić, bo John zmarszczył brwi.

– Sherlock...? – zapytał po chwili z lekką obawą o zdrowie psychiczne swojego współlokatora.

Brunet otrząsnął się i wrócił pamięcią do informacji, którą chciał wcześniej przekazać.

– Wychodzimy jutro wieczorem, nudzi mi się – zakomunikował dumnie.

Przez twarz blondyna przeszedł cień uśmiechu, niestety zgasł on tak szybko jak się pojawił.

– Bardzo bym chciał, ale jutro jest czternasty lutego... – zaczął.

Detektyw najwyraźniej nie miał zielonego pojęcia czemu ta data miałaby przeszkadzać. Czyżby jakieś strajki albo święto narodowe?

– Nie rozumiem.

Watson uśmiechnął się, zadziwiające było to jak Sherlock potrafił być rozczulający gdy czegoś nie rozumiał.

– To bardzo ważne wydarzenie...

– A no tak, czternastego lutego w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym szóstym roku rozpoczął się dwudziesty Zjazd KPZR na którym Nikita Chruszczow wygłosił referat krytykujący kult jednostki. Nie rozumiem czemu miałoby ci to przeszkadzać, John.

– Sherlock, chodzi o coś innego – zaśmiał się życzliwie – Nie mów, że naprawdę nie wiesz.

– W takim razie... czterdziesty czwarty rok przed naszą erą, Gajusz Juliusz Cezar zostaje obwołany przez senat Republiki Rzymskiej dyktatorem wieczystym, najwyższym kapłanem, imperatorem i ojcem ojczyzny – wyrzucił z siebie na jednym wdechu i uśmiechając się wyczekująco, choć wciąż nie miał pojęcia dlaczego Watsonowi to tak bardzo przeszkadzało.

– Och Sherlock, czy ty musisz pamiętać takie rzeczy, a zwykłego święta nie? – zapytał wciąż nie mogąc przestać się uśmiechać.

– Co masz na myśli?

– Jutro dzień zakochanych, Walentynki! – Uśmiechnął się jeszcze szerzej jakby już snuł marzenia o idealnej randce.

– Ty i ta twoja romantyczna dusza John – westchnął brunet.

Wstał z fotela i przeszedł szybkim krokiem z salonu do kuchni mijając w drzwiach zdziwionego doktora.

– Chcesz spędzić ten wieczór z jakąś hmmn... jak ona miała na imię? A no tak Samantą – mruknął niezadowolony wyjmując kubek z szafki i włączając wodę.

– Tak, myślę że to coś poważniejszego, może tym razem się uda – powiedział to tak jakby chciał przekonać samego siebie.

Przez moment wydawało mu się, że na twarzy detektywa zagościł chwilowy smutek, a nawet ból, ale zaraz znikł.

– A ty masz jakieś plany? – zapytał po czym przypomniał sobie, że przecież nawet nie pamiętał tego święta, jakby mógł cokolwiek zaplanować.

TO NIE JEST RANDKA//johnlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz