Stałem w kącie. Moje ręce były skute za moimi plecami. Czasem obawiam się, że nigdy nie zrozumiem ludzi. Próbuję im pomóc, uleczyć ich, uwolnić od choroby, która powoli ich zżera, ale oni nie chcą być zdrowi. Oni boją się leczenia, ale nie boją się choroby. Boją się mnie i tego, w jaki sposób mogę zapobiec rozprzestrzenianiu się plagi, której nosicielem jest każdy z nich.
Moje rozmyślenia przerwało głośne trzaśnięcie drzwi. Do pomieszczenia wszedł, a właściwie został wrzucony członek personelu klasy D. Patrzył na mnie przerażony. Był blady, a z jego czoła lał się pot. W mojej głowie zaraz zanotowałem listę objawów. Tak, bez wątpienia był zarażony. Gdyby nie te kajdany mógłbym mu pomóc, mógłbym go uleczyć.
Nagle magnes w kajdanach ustąpił i żelastwo upadło na zimie. Rozmasowałem obolałe nadgarstki. Spojrzałem na osobę znajdującą się ze mną w pomieszczeniu. Młody, może dwadzieścia lat. Czarne włosy ścięte na krótko, brązowe oczy i powiększone źrenice. Był przerażony, a wcale nie miał powodu tak się czuć. Przecież chciałem mu tylko pomóc. On chyba nie rozumiał moich intencji, ponieważ po chwili rzucił się do drzwi i zaczął w nie uderzać pięściami. Prosiłem, żeby przstał, bo zrobi sobie krzywdę, ale on tylko zaczął krzyczeć i mocniej uderzał w drzwi.
Westchnąłem i podszedłem do niego. Starałem się go nie dotykać, aby nie sprawić mu bólu. Mój dotyk leczy ludzi, ale sprawia im potworny ból, którego zwykle nie są w stanie znieść. Dlatego zacząłem nosić grube, skórzane rękawiczki, aby nie sprawiać im niepotrzebnego cierpienia. Odwrócił się w moją stronę, a z jego oczu płynęły łzy. Błagał o litość. Tak jak myślałem - łzawienie i halucynacje. Nie było dobrze, musiałem się spieszyć aby go uratować.
Chwyciłem go za ramiona i poprowadziłem do dużego, metalowego stołu. Szarpał się i prawie wyrwał się z moich rąk. No świetnie, do poprzednich objawów doszły jeszcze drgawki. Kiedy udało mi się go przytrzymać na wystarczająco długo, aby zapiąć pasy trzymające go przy stole wyjąłem torbę, w której znajdował się mój asortyment medyczny. Wyjąłem igłę i strzykawkę z torby po czym spojrzałem na pacjenta. Wił się na stole niczym żmija, a z jego oczu płynęły strumienie łez. Nie jest dobrze, ale muszę się pospieszyć, aby go uratować. Był przerażony i patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami gdy zbliżałem się do stołu operacyjnego.
- Błagam, zostaw mnie! - krzyknął.
- Nie martw się, to nie będzie bolało - obiecałem wbijając mu igłę w ramię.
CZYTASZ
SCP one shots
FanfictionOne shoty z uniwersum SCP. pisane jakieś 2-3 lata temu więc cringe, ale kiedyś brzmiało to dobrze.