Wsłuchiwał się w krople deszczu, uderzając z niesamowitą siłą o stare okiennice, które i tak zamierzał w najbliższym czasie wymienić na nowsze i szczelniejsze. W kominku plonów ogień, a polana cicho trzaskały, nadając miejscu przyjemny, ciepły klimat.
Luhan siedział na starej, pięknej kanapie, z najlepszej jakości drewna, obitego w miękki, bordowy materiał. Trzymał w dłoni łapkę czerwonego wina z rocznika pięćdziesiąt sześć i delektować się każdym łykiem, wlepiajac spojrzenie w języki ognia w kamiennym kominku. Czuł się dziwnie w tym dużym, starym domu, który znacząco różnił się od małego, ale bardzo przytulnego mieszkania w centrum Seulu, będącego poprzednim lokum Chińczyka. Budynek był przestronny, ale dość wyniszczony
przez lata stania odłogiem, bez użytkowania. Mimo to Luhan miał nadzieję, że uda mu się dość szybko wszystko wyremontować, aby następnie długo odpoczywać.Gdy dopił trunek do końca, wstał z wygodnego siedzenia i po ciemnych, również starych deskach podłogowych przeszedł do kuchni, którap spokojnych, ciemniejszych, stonowanych barwach. Królował w nich brąz, bordo oraz czerń. Jego rodzice nie zmieniali w tym domu nic odkąd go kupili, i mężczyzna zastanawiał się, dlaczego właściwie to robili, skoro byli tu może raptem dwa razy. No cóż, tego to on się już raczej nie dowie, skoro obydwoje nie żyją.
Gdy wszedl do niewielkiej kuchni, z której przez huk można bylo dostać się do przestronnej, staromodnej jadalni, wyrzucil pusta butelkę do śmietnika znajdującego się pod alewem.
Luhan mial bardzo mocną głowę do alkoholu, co w jego 25 letnim życiu nie raz okazało się wielkim atutem, zwłaszcza, że pracowal przez kilka lat w środowisku biznesowym, gdzie bankiety i przyjecia spotykal na każdym kroku. Dzięki temu nigdy nie skompromitował się pod wplywem procentów, w przeciwieństwie do wielu jego współpracowników.
Mężczyzna chciał już otworzyć lodówkę, aby zjeść cokolwiek przed snem, ponieważ z powodu przeprowadzki nie mial dziś czasu na chociażby tak podstawowe czynności. Nawet tu, w kuchni, znajdowało się jeszcze sporo nierozpakowanych kartonów oraz masa folii i taśmy klejącej.
Westchnąl, myśląc o tym, że jutrzejszy dzień będzie tak samo pracochlonny co dzisiejszy. Zdecydowanie mial już dość i chcial w końcu zasmakować spokojnego życia, gdzie móglby wstawać o tej godzinie, o której tylko zechce i robić co tylko zapragnie. Teraz właściwe myślal jedynie o odpoczynku i siedzeniu cale dnie na kanapie, oglądając dramy w telewizji, której niestety jeszcze nie podlączyl i za rozrywkę slużyl mu aktualnie jedynie telefon.
Idąc do lodówki potknąl się jeszcze o jeden z bibelotów, przewrócil i uderzyl mocno biodrem o śliskie plytki. Zaskomlał cicho, ale bylprzyzwyczajony do swojej niezdarności. Wywracal się bardzo często, tak samo jak często się potykal, w coś uderzal, wylewal, psul... to już dla niego rutyna. Przez całe życie zastanawial się jedynie, dlaczego tak jest i dlaczego zawsze musi mieć chociaż jednego siniaka na ciele.
Gdy wstawal spojrzał czy z jego telefonem, ukrytym pod tęczową obudową wszystko w porządku, i czy nie ulegl zniszczeniu jak poprzedni. Tamten postanowil zakończyć swój żywot po upadku Luhana ze schodów. Jego poprzednik natomiast w muszli klozetowej. Z weześniejszymi już nawet Lu nie pamiętal, co się stało. Na szczęście ten byl jeszcze w pelni sprawny, więc Chińczyk uśmiechnaął się do siebie, poprawiając blond wlosy delikatnym ruchem dloni.
Nagle uslyszał trzask z sąsiedniego pokoju, na co się wzdrygnąl. To nie brzmiało jak deszcz, a tym bardziej nie jak odgłos dochodzący z kominka. Chyba coś spadło.
Szybkim krokiem poszedl w tamtym kierunku, ale zamarl, gdy w calym domu zgasly cieple, żólte światła. Czyżby uderzył piorun? Nie... raczej by to poczul i uslyszal.
Lekko wystraszony wszedl do salonu i zaskoczony zauważył, że płomień w kominku zgasl.
Poczuł lodowaty powiew powietrza. Wszystkie okna z powodu ulewy byly pozamykane, więc przeciągu nie mógl brać zbytnio pod uwage.
Przerażony stal w ciemności oświetlonej jedynie zimnym blaskienm latarni znajdującej się przy kamiennej ścieżce w jego ogrodzie. Dlaczego tam światło się paliło, a w domu zgasło?
Przez chwilę w ciszy slyszal tylko swój oddech, ale po chwili tuż za nim. Wystraszony odwrócil się w tamtą stronę, ale i cofnąl tak, że jego plecy opieraly się o lodowatą powierzchnię ściany.
- Jest tu kto...? - zapytal drżącym głosem, jak te wszystkie glupie bohaterki w horrorach, mimo że wiedział, iż nikt mu nie odpowie. W jego oczach stanely łzy spowodowane strachem. Czul, że držą mu dlonie, a przede wszystkim, że ktoś tu z nim jest. Ktoś, kogo jednak nie był w stanie zobaczyć. Ktoś, kogo nie powinno tu być. Ktoś, kto nie ma prawa egzystować. Ktoś, kto istnieje tylko w horrorach, których Luhan zresztą nie oglądał, bo się bal.
Wydał z siebie bardzo niemęski pisk, gdy dęebowy fotel stojący obok kanapy poruszył się i zaczął przemieszczać się w jego kierunku. Uciekł szybko, niemal lamiąc nogi na schodach vw ciemności. Wparował szybko do swojej sypialni, znajdującej się na końcu korytarza i zamknął drzwi na klucz. Skulil się w kącie pomieszczenia i nerwowo wyciągnął telefon z kieszeni. Musial chwilę poczekać, bo ze strachu lzy zamazały mu obraz i nie trafiał w te klawisze, o które mu chodziło. Wystukał w końcu dobrze znany numer i otarł kropelki wody, zbierające się ze strachu pod jego powiekami.
- Halo? - odetchnął, gdy uslyszal dobrze znany mu glos.
- Kai! Potrzebuję kogoś z twojej agencji, szybko! - zaplakal do telefonu. - Kogokolwiek! Blagam!- Lulu? Coś się stało?-zapytal zaniepokojonym glosem jego przyjaciel po drugiej stronie słuchawki.
- Potrzebuję jakiegoś egzorcysty, lowcy duchów, kogokolwiek do cholery! I paczki żelków!- krzyczal cicho, jakby bojąc się, że cokolwiek, co znajduje się w jego domu go uslyszy. - Mój dom jest nawiedzony
- Zaraz kogoś przyślę. Nie denerwuj się i zachowaj spokój. Tak w ogóle po co ci żelki?- odpowiedzial Jongin spokojnym tonem.
- Nie twoja sprawa i pospiesz się, blagam! - Luhan kliknąl czerwoną słuchawkę i skulony w pozycji embrionalnej siedzial w kącie pokoju z zamkniętymi oczami, by nie dopuścić do siebie nikogo. Wiedział, że zamknięcie drzwi na pewno nie przeszkodzi temu czemuś się tu dostać, jednak miał cichą nadzieję, że uda mu się spokojnie wytrwać aż do przyjazdu jego wybawiciela. Byl skłonny zapłacić naprawdę dużo, byleby tylko uwolnił go z tego koszmaru, o którym chciałby zapomnieć już właśnie w tej chwili.
Czekał na pomoc.