Epilog

10 1 0
                                    


- Jula! Ubieraj się! Tata i dziadek już na ciebie czekają! Nie będą przecież czekać wieczność, aż w końcu pomalujesz rzęsy. – poganiała mnie mama.

Dzisiaj był bardzo ważny dzień, wkrótce miałyśmy się wyprowadzić, więc mój tata, który dzisiaj wyjątkowy był trzeźwy i nie był na kacu postanowił nam pomóc. Wyprowadzałyśmy się 30 km od naszego jeszcze wtedy aktualnego miejsca zamieszkania. Powiecie, że to wcale niedaleko, ale co może powiedzieć szesnastolatka, której wydaje się, że jej życie towarzyskie właśnie legło w gruzach? Pomyślcie. Tracenie dwóch godzin dziennie na dojazd do domu i do szkoły, do tego lekcje, zajęcia pozalekcyjne plus przyjaciele. Jak to wszystko ze sobą pogodzić? Na początku się bałam, naprawdę się bałam, ale uwierzcie, nie taki diabeł straszny jak go malują. W końcu uświadomiłam sobie, że tym przyjaciołom, którym będzie zależało na mnie, odległość nie będzie przeszkadzać. Miałam rację.

Na odżywkę szybko nałożyłam ulubiony tusz, włożyłam ulubioną bluzę z American Eagle i wyszłam z domu. Nie mogłam doczekać się spotkania z tatą. Gdzieś w głębi go nienawidziłam, ale za każdym razem kiedy przestawał pić to o tym po prostu zapominałam. Cieszyłam się, że może to w końcu ten moment, w którym przestanie pić, może jest jeszcze jakaś nadzieja, tyle razy się na nim zawiodłam. W końcu winda przyjechała. Wyszłam z bloku i skierowałam się w stronę dużego dostawczego samochodu którym jeździł wtedy mój tata. Z daleka widziałam jego uśmiechnięta twarz. Zawsze tak bardzo się cieszył, gdy mnie widział. Nigdy nie doceniałam tego gestu, dopiero teraz zrozumiałam, że w przeciągu 17 lat mojego życia nie widziałam tak pięknego i szczerego uśmiechu... . Przywitałam się z tatą i dziadkiem po czym wdrapałam się do wysokiego samochodu. Uwielbiałam siedzieć po środku i obserwować inne samochody z tej perspektywy. Pamiętam jak kiedyś tata odbierał mnie z korepetycji, słońce zachodziło fantastycznie, było jak w bajce.

Ruszyliśmy. Standardowo w samochodzie taty leciało disco-polo. Nigdy nie rozumiałam jak może słuchać tak beznadziejnej muzyki, ale gdy widziałam jak tańczy za kierownicą, na moją twarz zawsze wkradał się uśmiech. Jak na kwietniowy poranek było dość ciepło. Starałam się cieszyć wszystkim co widzę dookoła i nie skupiać się na uciążliwym bólu głowy który towarzyszył mi nieprzerwanie od 3 miesięcy. Tata jak zwykle tańczył i podskakiwał za kierownicą, dziadek patrzył na niego z politowaniem i cały czas w żartach powtarzał mu, że dojrzały czterdziestoletni mężczyzna nie powinien się tak zachowywać. Nie mogłam się doczekać aż dojedziemy, kiedy tata powiedział, że babcia zapakowała mnóstwo słodkości, żeby umilić nam jakoś pracę. Gdy słońce zaszło za chmury, zdjęłam okulary, przymykając oczy tylko gdy pojawiały się migające obiekty.

Na pytania „Co w szkole?" zawsze odpowiadałam tak samo. Przede mną były egzaminy gimnazjalne i to co mi towarzyszyło to był głównie stres. Nie miałam nawet jak go rozładować, bo dosłownie cały czas siedziałam w książkach. Byliśmy mniej więcej w połowie drogi. Zaczęliśmy rozmawiać na przykry temat dotyczący śmierci koleżanki ze szkoły. Ostatnia rzecz jaką pamiętam to to, że dziadek powiedział żebym o tym nie myślała bo nie mogę się denerwować. Potem nastała ciemność, głucha ciemność.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 18, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Z Pamiętnika EpilptyczkiWhere stories live. Discover now