<>

229 24 30
                                    


          Aldona się zakochała.

Patrzyła na ekran swojego małego laptopa, na którym leciał filmik ze znanym polskim skoczkiem i chciała mieć tę moc, którą kiedyś widziała w filmie, jak gość przechodził do akcji dziejącej się na ekranie telewizora.

Zamiast tego zatrzymała filmik i przycisnęła poduszkę do twarzy, aby zacząć w nią krzyczeć we frustracji.

— Urodziłam się w złym kraju. Dlaczego? — pytała ściany i biła pięścią w łóżko — Dlaczego nie mogłam urodzić się w Polsce?

Wtedy kiedy on i być może podwórko dalej, żeby znać go od dziecka i zakochiwać się w nim powoli i dorastać razem z nim. Oglądać, jak jego jasne blond włosy ciemnieją i przybierają kolor suchej trawy. Bawić się jego długimi lokami, potem płakać, kiedy je obcina, a potem znowu się cieszyć, kiedy rosną mu proste za uszy, a on wygląda w nich, jak jakiś... jakiś... nie wiedziała. Wygląda jak Feliks. Przegrywać z nim w szachy, śmiać się z jego kiepskich żartów. Głaskać jego rudego kota. Oglądać z nim Cartoon Network.

— Tak bardzo chcę go poznać... — jęknęła w poduszkę i poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, głupie łzy, więc wytarła je jedną ręką i zaczęła się z siebie śmiać.

Dlaczego serce ją bolało tak bardzo, że myślała, że nie zaśnie już nigdy więcej. Dlaczego wydawało się jej, że to jest jej bratnia dusza, skoro nigdy w życiu go nie widziała na żywo? Nie rozmawiała z nim? To było takie głupie, zaczęła się śmiać. Zapewne każda dziewczyna w jej sytuacji myśli to samo.

Przeczesała swoje brązowe, nijakie, włosy, dłonią, odgarniając do tyłu i zamknęła laptop. Zeskoczyła z łóżka i zrobiła trzy kółka po pokoju, zanim się uspokoiła.

— Powinnam urodzić się w innych czasach — mruknęła do siebie — Zakochuję się zbyt łatwo, to nawet nie jest prawdziwe.

Popatrzyła na komputer leżący na dużej poduszce, która robiła jej za pufa i pokręciła głową.

— Gdybym tylko nie miała komputera... do niczego by nie doszło.

Chciała przenieść się te kilka miliardów lat w przeszłość i modliła się, żeby jej dom stał na drodze jakichś pędzących welociraptorów, ponieważ przy odrobinie szczęścia by ją rozdeptały. A może chciała być welociraptorem, ponieważ wtedy miłość do niczego więcej, jak pikseli nie byłaby nawet ostatnim z jej zmartwień. Myślałaby tylko: jeść. rozmnażać się. jeść. rozmnażać się. jeść. jeść. jeść. dać się zjeść jakiemuś dużemu t-rexowi i zginąć. Może poznałaby jakiegoś ładnego welociraptora, miałaby dzieci. Byłaby spełniona.

Zamknęła oczy. Otworzyła je i zamknęła z powrotem.

Może jeżeli będzie pragnąć wystarczająco długo, to się tam naprawdę przeniesie. Kto wie?

Otworzyła oczy.

— Nie, to nie działa.

Jej pokój był beznadziejny, okna zasłonięte roletami, łóżko, na którym było więcej kołder i poduszek niż dla trzech osób. I ona pośród tego bałaganu, wpatrująca się w pudełko kolorowych spinaczy biurowych, które jej kot zepchnął z komody i rozsypał po całej podłodze w kącie. Ale jej nie chciało się tego zbierać.

— Co powinnam zrobić?

Ogarnąć się, powiedział jakiś głos w środku. Ale ona nigdy nie słuchała swoich wewnętrznych głosów. I może rozsądek o tym wiedział, denerwowało go to, że ona go ignoruje, dlatego się zamknąć i pozwolił przemówić jej szaleństwu.

— Pójdę na polonistykę — powiedziała i otworzyła drzwi do pokoju i pomachała do swoich mebli, jakby się z nimi żegnała — Pa.

I wyszła na dwór. Jakby polonistyka była jednym ze wzgórz za jej domem czy stawem, czy bagnem, które tak często odwiedzała. Jakby miała ją tam znaleźć. Rzucała kamieniami, próbując robić kaczki, ale nie umiała, dlatego słychać było tylko głośniejsze i lichsze pluski wody, kiedy kamienie tonęły zaraz po wrzuceniu ich w tafle. Nigdy nie poleciały po powierzchni, zanurzały się w toni.

Rzuciła ostatni kamień i pomyślała, że to świetna alegoria tego, co stanie się z jej marzeniami. Zatonął w brudnej, zielonej od glonów wodzie tak jak reszta kamieni. Może rzuci się tam wraz z nimi?

— I zostanę zjawą jak Krysia z Mickiewicza. I będę go delikatnie dręczyć w nocy.

Jak będzie duchem, będzie mogła iść, gdzie chce. Zamieszka w szafie Feliksa i po prostu będzie go obserwować, może odgarnie mu z czoła kosmyk włosów, jak będzie spał i pewnie będzie go tulić, kiedy powie coś uroczego i śmiać się, kiedy będzie zabawny.

— To brzmi tak bardzo, jak moje życie teraz — zaprzeczyła, kręcąc głową — Albo nie. To brzmi jak połowa mojego marzenia. Ale ta mniej ważna.

Chciała go poznać, chciała, żeby ją widział, może pragnęła też sprawdzić, czy ją polubi. Jeżeli by jej nie chciał, to by się z tym pogodziła i odsunęła. Jej marzenia byłyby już spełnione. Może wtedy miłość by przeszła?

I zaczęłaby się zachować normalnie, pokochałaby kogoś ze swojej półki i wiodłaby z nim szczęśliwe, zwykłe życie.

— Sama się zniewoliłam. Niech pozwolę się odzniewolić.

Na drodze rosła trawa i właśnie o tej porze oddawała nasiona, więc Aldona zrywała je i zbierała między opuszkami dwóch palców, aby pomóc jej się rozsiać.

— Może powinnam zakochać się w kimś innym? Postaram się.

Mogła zakochać się w Olyi, lubiła ją, poza tym miała naprawdę duży biust, musiał być mięciutki. Feliks nie miał biustu. A jej podobały się piersi.

Ale może smukła i gibka pierś z małymi brązowymi sutkami też by ją zadowoliła? Nie, dotykanie Feliksa nie wydawało jej się odpowiednie. Ale mogłaby patrzeć na niego, jeżeliby jej pozwolił. Patrzyła na niego dotychczas.

— Jeżeli będę myśleć o nim w ten sposób, nie będę nikim poza napaloną desperatką, która kocha go tylko za jego wygląd i chce być pod nim. Wtedy byłabym taka jak większość. Nie chcę...

Jeżeliby jej pozwolił, kochałaby też jego ciało. A może on kochałby ją także, jeżeliby odpowiednio się postarała, pokazała, że widzi go, a nie jego przystojną twarz. Ale najpierw musiałaby pojechać do Polski, musiałaby poznać go w sposób, który nie sugerowałby od razu, że jest fanką i nie została zaszufladkowana, jako jedna z desperatek. Musiałaby go poznać w neutralnym miejscu, gdzie poznaliby się, jako równe sobie istoty ludzkie bez żadnej relacji fan-idol.

— Czy to nie są sidła? Czy nie szykuję na niego sideł?

I tak go nie dostaniesz, powiedział rozsądek, ponieważ jej nienawidził i lubił, kiedy mógł łatwo jej zaprzeczyć. Jej szaleństwo, o dziwo, siedziało wtedy cicho. Nauczyła się, że jest jej przyjacielem, tylko wtedy, kiedy ma jej coś do powiedzenia.

— Chcę, żeby był moim przyjacielem — powiedziała — Chcę się z nim przyjaźnić.

Ale czy los już wystarczająco nie dał jej do zrozumienia, że z przyjaźni nici? Czy gdyby pisane jej było zostać jego przyjaciółką, nie pojawiłaby się gdzie indziej? W miejscu, gdzie będzie mu potrzebna, w miejscu, gdzie, nawet jeżeli by go spotkała, nie byłaby to przelotna znajomość? Gdzie powinna go poznać teraz, żeby nie odszedł od niej po jednej krótkiej pogawędce. Bo tak by na pewno się stało.

Tak się nie stanie, bo go nie poznasz.

Roześmiała się z samej siebie i swoich dzikich przemyśleń. Zgodziła się z rozsądkiem, powinna iść do Olyi i spróbować ją w sobie rozkochać i może potem poprzytulać się do jej piersi. Miłość pozostanie miłością, Feliks pozostanie Feliksem, obiektem jej westchnień. A ona pokocha jeszcze jedną osobę, a Olya wydawała się miła i wiedziała, że łatwo by jej było ją pokochać.

Może razem czytałyby sobie ballady Mickiewicza i wiersze Norwida. Może Feliks pozostanie jej Marylą z Wereszczaków, jej Lottą, jej pragnieniem, może takim kimś powinien pozostać. Może taka miłość była najlepsza, bo nie przeminie, gdy pragnienie zostanie zaspokojone. Nigdy nie zostanie. A ona wiecznie będzie do niego biec i co chwila potykać się i cofać do początku, aby zacząć swój maraton na nowo i wciąż.

To brzmiało bardzo smutno, nawet dla jej rozsądku, który na chwilę się uciszył. Zakochać się w kimś i nigdy go nie poznać, nie porozmawiać, to było możliwe. Feliks będzie jej Laurą, boginią. A ona będzie wzdychać za nim do początku świata, ale jak Petrarce przeszkadzał habit, to jej przeszkodzi odległość i różnica, jaka ich dzieliła.

To będzie cicha miłość. Największa i nieugaszona, uczucie do Feliksa Łukasiewicza, które będzie ją niszczyło i odbudowywało przez wieczność.

A ona będzie miała jeszcze Olyę i jej miękkie piersi, jej piękny uśmiech i blask jej oczu, ich kolor, którego być może nigdy nie pokocha, jak zieleni Feliksa.

        Ale to nic, jeżeli będzie kochała go wystarczająco.

sentimental [lietpol]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz