I

30 2 0
                                    



                William Howe prawie nigdy nie był zadowolony. Gdyby wyliczyć wszystkie dni w roku, w które mężczyzna potrafił cieszyć się z życia, wystarczyłyby spokojnie palce jednej ręki. William Howe również reagował na złe wiadomości odmiennie od innych ludzi. W zasadzie należy się zastanowić, czy można w ogóle Williama porównywać z ludźmi, skoro on sam posiadał cechy, które raczej człowiek nie posiada. Przede wszystkim jego dieta była całkiem odmienna; żywił się krwią i ta krew całkiem mu smakowała. Oprócz tego miał ostre zęby, (co akurat ciężko było dostrzec bo uśmiechał się naprawdę rzadko), wyczulony węch i wzrok oraz cóż... był nieśmiertelny. To co inny uznaliby za największy dar od niebios, on uważał za swoje największe przekleństwo. Zbierając do kupy wszystkie te cechy można stwierdzić, że William Howe był wampirem. Nieco innym niż te przedstawiane zwykle w popkulturze bo nie palił się w słońcu , a nawet nie sparklił w jego promieniach, odbijał się w lustrze a o spaniu w trumnie nigdy nie myślał ale wciąż wampirem. Nie lubił tego swojego wampiryzmu ale oprócz nienawiści do siebie i całego świata za to, że pozwolił go zmienić w potwora niestety nie mógł nic zrobić.

Wróćmy jednak do złych wiadomości. Will siedział jak codziennie rano przy stole i popijał kawę (nie dlatego, że musiał ale dlatego, że lubił jej smak) i czytał gazetę. Im dłużej się w nią wczytywał tym większy uśmiech pojawiał się na jego twarzy. Artykuł na pierwszej stronie mówił o coraz szybciej rosnącym skażeniu w miastach i dziwnych wydarzeniach z nim związanym. Mężczyzna upił łyk kawy zawieszając wzrok na fragmencie o znalezionych ciałach, które były kompletnie wyssane z krwi.

-Wampiry robią się coraz zuchwalsze- Mruknął uśmiechając się lekko pod nosem. Wizja znienawidzonego świata, który powoli chylił się ku upadkowi była dla niego niezwykle satysfakcjonująca. On będzie stał z boku, popijając ulubioną kawę aż nastąpi wyczekiwany koniec.

Przemyślenia o nadchodzącym końcu przerwało mu pukanie do drzwi. Will dopił ostatni łyk kawy i podszedł otworzyć. W progu stała małe, rudowłose czupiradło i wpatrywało się w mężczyznę zdecydowanym, poważnym spojrzeniem, zupełnie nie pasującym do takiego dziecka.

-Pomóż mi z matematyką. – Czupiradło było dosyć bezpośrednie a słowa wypowiedziało tonem nieznoszącym sprzeciwu.

-Adam znów cię na mnie nasyła?- Zapytał kwaśno Will wpuszczając dziewczynkę do środka.

-Wujek nie ma czasu na bzdury. Tak powiedział.

-A ja mam go mieć?- Burknął zamykając za sobą drzwi.

Dziewczynka usiadła przy stole rozkładając swoje podręczniki. Uniosła głowę uśmiechając się szeroko.

-Wujek mówi, że artyści to nieroby i mają mnóstwo wolnego czasu.

Karen była siostrzenicą dobrego znajomego Williama. Wuj Adam był kiedyś kimś w rodzaju łowców wampirów ale po tym jak jeden z nich pozbawił go nogi, przeszedł na emeryturę, zamieszkując w małej wiosce oddalonej nieco od Londynu. William, mimo że sam był wampirem, często polował na swoich pobratymców, którzy lubili zachodzić innym za skórę. Można powiedzieć, że był czarną owcą wampiryzmu i czerpał z tego dosyć dużą satysfakcję, dlatego też miał z Adamem dosyć dobre kontakty. Kilka lat temu, mając już dosyć zgiełku dużego miasta Will osiedlił się w tej samej wiosce. Sam Adam go tu zaprosił. Ani on ani jego siostrzenica nie mieli problemu z tym kim był. A inni nie musieli wiedzieć. Przecież nikogo nie gryzł aby napić się jego krwi. W cywilizowanych czasach były bardziej cywilizowane rozwiązania aby zaspokoić głód.

Znał Karen już dosyć długo, obserwował jak dorasta. Adam często zostawiał ją pod opieką Williama widząc, że oboje dosyć dobrze się dogadują. W ten sposób William oprócz wykonywania zamówień związanych ze swoimi umiejętnościami artystycznymi został niańką dla dzieci.

Nie skomentował słów dziewczynki i usiadł obok aby pomóc jej zgłębić tajemnice skomplikowanych obliczeń. Na tłumaczeniu sensu tego wszystkiego upłynął cały poranek. Niestety Karen uparcie nie widziała żadnej logiki w królowej nauk, więc szło to wyjątkowo topornie. Nieudolne próby przekonania jej, że matematyka nie jest aż taką tragedią (w zasadzie Will w to również nie wietrzył) zostały przerwane przez dzwonek do drzwi.

-Zero spokoju- Mruknął i zostawił Karen, uradowaną z chwili przerwy.

Tym razem w drzwiach stanął Adam z dosyć poważną miną i wypiekami na twarzy. Wyglądał jakby bardzo się śpieszył. Zajrzał nad ramie Willa i lekko się uspokoił widząc, że Karen siedzi przy stole i z znudzoną miną gra na telefonie w Candy Crush.

-Musimy porozmawiać na osobności- Mruknął nie patrząc na Williama.

Howe wzruszył ramionami i zamknął za sobą drzwi aby Karen nie usłyszała co Adam ma mu do powiedzenia. Mężczyźni odeszli nieco dalej, w stronę małego lasku, który rósł tuż za domem Willa. Adam skrzyżował ręce na piersi, wciąż nie patrząc w oczy mężczyzny.

-Stara pani Brown znalazła w lasku dwa ciała wyssane z krwi. Prawie dostała zawału na ten widok, wiesz że biedaczka choruje na serce. Will, wiesz że ci ufam ale muszę zapytać... Miałeś coś z tym wspólnego?

Will milczał chwilę posępnie, wspominając artykuł, który przeczytał rano w gazecie. Teraz nie było mu już do śmiechu.

-Nie. –Odparł odwracając się w stronę Adama i spojrzał mu prosto w oczy- Przecież wiesz, że piję tylko krew z torebek.

-W porządku. Wierzę ci- Powiedział Adam, skinąwszy lekko głową. Mężczyzna miał w głowie jakiś cholerny radar do wykrywania kłamstw. Zawsze wiedział, kiedy ktoś kręcił- To oznacza, że gdzieś w pobliżu zadomowił się inny wampir. Ostatnio coraz więcej o nich słychać, rozpanoszyły się skurwysyny. Trzeba będzie na moment zawiesić emeryturę- Mruknął i zerknął na Williama- Pomożesz mi?

-A mam inne wyjście?- Zapytał ponuro spoglądając w stronę lasu.

Road to nowhereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz