III

16 1 0
                                    




Dwa tygodnie później

Ekran laptopa nagle zgasł, tak samo jak blade światło lampki, stojącej na małym stoliczku przy łóżku. William z niezadowoleniem odłożył laptop na bok. Przerwy w dostawach prądu były coraz częstszym zjawiskiem, tak samo jak liczba niepokojących wiadomości dochodzących z kraju i reszty świata. Tamten szwendacz sprzed dwóch tygodni nie był ostatnim, który zaplątał się w rejony maleńkiej wioski. Po nim pojawili się następni, których ciężko było już ukryć przed ludźmi. Zresztą w większych miastach było ich jeszcze więcej, co powodowało coraz większą panikę wśród zwykłych obywateli. Co gorsze oprócz szwendaczy, ze swoich nor zaczęły wyłazić inne wampiry; typy spod ciemnej gwiazdy, którym na sam zapach krwi świeciły się oczy, jakby właśnie odnaleźli największy skarb. Wyznaczono godzinę policyjną, wydano rozkaz obowiązkowego noszenia masek w  miastach, na ulicach pojawiło się wojsko. Z dnia na dzień było coraz gorzej a na poprawę sytuacji ciężko było liczyć.

Mężczyzna wstał z łóżka aby rozprostować kości. W szybie odbił się jasny blask ognia, jeszcze bardziej widoczny przez to, że zapadł już zmrok. Miejscowi urządzili sobie ognisko? Może była już wiosna ale wciąż było piekielnie zimno, więc niezbyt opłacało się organizować takie rozrywki. Szczególnie, że nie było nawet bardzo czego świętować w obecnych okolicznościach.

Zmarszczył czoło podchodząc bliżej okna i odsuwając firankę. Jego oczy rozszerzyły się lekko, kiedy zdał sobie sprawę, że nie było to wesołe ognisko, na którym piecze się ziemniaki. Służyło raczej do pieczenia ludzi. Dwa domy zdążył spowić ogień i zaczął już rozprzestrzeniać się na pozostałą część wsi. Will przez kilka chwil zastanawiał się co mogło być powodem pożaru ale dosłownie sekundę później jego wzrok odszukał przyczynę. Przed kościołem, na parkingu dla samochodów stała ogromna, mierząca co najmniej dwa metry postać. Co warte podkreślenia, z obu stron głowy owego giganta wyrastały dwa imponujące rogi.

-Demon- Słowo to, z trudem przeszło przez zaschnięte gardło Willa. Jeśli do akcji wkroczyły demony to sprawa była tragiczna. Nie sądził, że te kreatury zainteresują się tym, co aktualnie dzieje się na Ziemi. Zwykle zajmowały się własnymi piekielnymi sprawami. Najwyraźniej wyczuły, że i tu zaczyna się pewien rodzaj piekła i postanowiły to wykorzystać.

Demon rozpalił na dłoni malutki płomyczek, który po chwili zamienił się w całkiem sporych rozmiarów kulę ognia. Uniósł głowę a Will miał wrażenie, że wpatruje się prosto w niego i nawet szyderczo  się uśmiecha. Zamachnął się a kula poleciała prosto w kierunku okna, przy którym stał wampir. Will odskoczył w ostatniej chwili, na szczęście w kierunku drzwi. Ogień spowił znaczną część sypialni i zaczął rozrastać się w zastraszającym tempie. Zupełnie nienaturalnie, jakby wspomagany czarną magią, płynącą z głębi piekieł.

Mężczyzna potykając się o własne nogi zbiegł po drewnianych, skrzypiących schodach. Dokładnie w momencie, kiedy znalazł się na parterze, kolejna kula ognia uderzyła w okno salonu a bezlitosne języki ognia wpadły do środka, pożerając na swojej drodze wszystko co się dało. W salonie, pod podłogą był składzik z bronią. Cóż, dobrze powiedziane; był. William nie zamierzał spłonąć żywcem i tym bardziej nie zamierzał stawać do walki z cholernym demonem. Jeszcze gorszym losem od bycia wampirem było bycie pieczonym wampirem. Nie miałby szans nawet z karabinem, a co dopiero z malutkim sztylecikiem, którym co najwyżej można obrać jabłko. Zresztą co za głupiec wybrałby się świadomie do walki z demonem z samym sztyletem? 

Wybiegł z domu, bo temperatura w środku osiągała już bardzo wysoką wartość. Na zewnątrz było odrobinę lepiej, chociaż cały świat wyglądał jakby znalazł się na dnie piekła. Will nie miał pojęcia skąd wziął się tu demon, ale bardzo szybko uwijał się ze swoją destruktywną robotą. W powietrzu unosił się duszący swąd palonych ciał, od którego aż łzawiły oczy. Dym zupełnie uniemożliwiał widzenia a krzyki ludzi zagłuszały wszystko. Zaraz przed Willem przebiegła żywa ludzka pochodnia, miotając się na wszystkie strony i rozpaczliwie próbując zgasić z siebie ogień.

Mężczyzna zatrzymał się na moment, spoglądając w stronę domu Adama. A właściwie w miejsce, gdzie dom Adama powinien być bo dookoła ledwo co było widać. Wampir przez chwilę rozważał ucieczkę ale ostatecznie wściekły na swoją głupotę wbiegł prosto w dym. Nie zdążył jednak zajść daleko bo poczuł dłoń na ramieniu. Ktoś szarpnął go i odwrócił siłą. Will spojrzał prosto w twarz Adama, który drugą dłonią zasłaniał się kołnierzem kurtki.  I bogom niech będą dzięki; była z nim Karen. Adam wyciągnął Willa z kłębowiska dymu, krzyków i ognia i zatrzymał się dopiero, kiedy odeszli kawałek.

- Zostawiłem samochód w warsztacie Kenny'ego, możemy obejść całe to piekło, dostać się do tam a później jak najszybciej spierdolić.

Warsztat Kenny'ego był na obrzeżach wsi, gdzie ogień prawdopodobnie jeszcze nie dotarł. Will jednak poddał pewnej wątpliwości ten plan. Demon mógł ich zauważyć, a teraz pod osłoną dymu i zamieszania mogliby niezauważeni zniknąć w lesie.

-Najbliższe miasto jest w chuj drogi stąd. Demon nas załatwi zanim zdążymy wyjść z lasu, zobaczysz. Samochodem szybciej uciekniemy. Howe weź młodą i idźcie przodem. Ja osłaniam tyły.

Will drgnął lekko, kiedy poczuł jak na jego dłoni zaciska się drobna dłoń dziewczynki. Spojrzał w jej zielone oczy. Tym razem nie dostrzegł w nich typowego zdecydowania i uporu. Karen miała w oczach szczery strach. Nie tracąc czasu na zbędne słowa, pociągnął ją za sobą wybierając dalszą ale pewniejszą drogę, daleko od ognia. Im bardziej zbliżali się ku warsztatowi, tym bardziej ponownie nasilały się krzyki a temperatura powietrza rosła. 

W pewnym momencie Adam ich wyprzedził, dostrzegając warsztat. Żeby szczęścia było mało, wciąż był otwarty, a samochód Adama aż prosił się aby do niego wsiąść i jak najszybciej odjechać.

-Chociaż raz tego dnia szczęście nam dopisało- Mruknął, z satysfakcją, grzebiąc po kieszeniach.

Kiedy tylko Adam wyciągnął z kieszeni kluczyki i zrobił krok w kierunku wozu, Will dostrzegł kątem oka ruch po prawej stronie. Krzyknął ostrzegawczo, łapiąc Karen i odskakując. Stracił równowagę i runął jak długi na ziemie, pociągając za sobą dziewczynkę. Prawdopodobnie to ocaliło im życie. Zdążył dostrzec jak fala ognia uderza w Adama, zmiata go z nóg a cały warsztat staje w płomieniach. Karen próbowała się wyrwać ale Will zaciskając zęby, przytrzymał dziewczynkę i dosyć brutalnie przesłonił jej usta aby nie mogła krzyczeć. Wampir przez chwilę nasłuchiwał ale demon najwidoczniej stracił zainteresowanie tą stroną wsi i poszedł siać zniszczenie w inne miejsce.

-Pobiegniemy prosto do lasu i tam się schowamy rozumiesz?- Wyszeptał do ucha, dygocącej mu w ramionach dziewczynce- Musimy cały czas biec bo inaczej będzie po nas. Tam będziemy już bezpieczni. Teraz pobiegniesz nie oglądając się za siebie a ja będę zaraz za tobą, jasne? Kiwnij głową jeśli zrozumiałaś.

Mimo przerażenia i paniki w oczach, Karen kiwnęła głową. Na jej twarzy pojawiło się oprócz dotychczasowych emocji zdeterminowanie. Ludzie zrobią wszystko żeby przeżyć. Will puścił dziewczynkę i dźwignął się z ziemi, a później oboje pobiegli ile tchu w piesiach w kierunku lasu zostawiając dantejskie sceny za sobą.


Road to nowhereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz