- Jordon... - chcę zacząć rozmowę, ale nie wiem jak. Stoimy pod starym blokiem, na który światło rzuca tylko jedna lampa uliczna. Twarz mam mokrą od łez, a on pali papierosa bawiąc się kluczykami do auta.
- Wiesz, że nienawidzę tego imienia. Mów mi Charlie - odpowiada spoglądając na mnie. - Jesse? Coś się dzieje?Mnóstwo się dzieje, Charlie. Macocha wyrzuciła mnie z domu, a jedyne co mam to telefon i portfel. Nienawidzi mnie. Od zawsze mnie nienawidziła i czekała tylko aż ojciec umrze, żeby w końcu mnie wyrzucić. I się doczekała. A jedyne co zrobiłam to szwendałam się ponad dwie godziny po mieście i w końcu wróciłam tutaj - pod dom, w którym mieszkałam ponad dwadzieścia jeden lat. Resztką baterii w telefonie napisałam do ciebie wiadomość o treści: przyjedź. Nie umiem opanować łez, bo nie wiem, co się będzie ze mną działo. Gdzie zamieszkam, czy znajdę jakąś pracę, cokolwiek? Nie wiem.
- Dużo - odpowiadam szeptem powstrzymując potok łez. - Charlie, ja, ja mam tylko ciebie, rozumiesz?
Brunet zaciąga się mocno końcówką papierosa, wypuszcza dym w stronę chodnika i rzuca niedopałek na ziemię. Wygląda jakby analizował moje słowa i zastanawiał się nad odpowiedzią.
Milczę, obserwując bruneta patrzącego w ziemię i grzebiącego w kieszeniach.
- Dziękuję, że przyjechałeś - próbuję jeszcze raz, ale tym razem nie udaje mi się powstrzymać emocji i wybucham cichym szlochem. Jak najszybciej próbuję otrzeć łzy z twarzy, żeby chłopak tego nie zauważył, ale wiem, że jest za późno gdy czuję Charliego zamykającego mnie w mocnym uścisku. Odwzajemniam uścisk, przytulając się do niego mocniej i zaczynając płakać. Chłopak głaszcze mnie po głowie szepcząc uspokajające fragmenty swoich piosenek. W jego ramionach czuję się taka krucha, drobna i słaba. Najprawdopodobniej on jest jedyną osobą, która mi została.
Po kilku chwilach wyswobadzam się z jego ramion i patrzę mu w oczy. On delikatnie ujmuje moją twarz w swoje ręce i głaszcze mnie po policzku. Jego ciepłe dłonie działają kojąco na moją podrażnioną od płaczu skórę. Próbuję się uśmiechnąć, ale nie wychodzi mi to za bardzo, więc szepczę:
- Jeszcze raz dziękuję, że przyjechałeś.
- W końcu poprosiłaś - odpowiada z uśmiechem, co wywołuje ten sam gest u mnie.Otwiera mi drzwi do samochodu, a ja wsiadam i czuję, że drżą mi ręce, i mam zamiar zaraz się rozpłakać. On siada za kierownicą, wkłada kluczyki do stacyjki i nie rusza, tylko patrzy na mnie, a ja na niego. Chwyta mnie za lewą rękę, a ja patrzę na imię jego matki wytatuowane na knykciach. Z kieszeni bluzy wyciąga swój telefon z podpiętymi słuchawkami i podaje mi go, a na ekranie zauważam włączony odtwarzacz. Blokuję ekran klawiszem i zaczynam szeptać.
Mówię mu wszystko. Opowiadam historię prawie od początku, od momentu, w którym ojciec ponownie wyszedł za mąż przyprowadzając do domu kobietę, która traktowała mnie jak śmiecia. A z tym jeszcze jej dwie okropne córki, które wbijały szpilę jeszcze mocniej tylko wtedy, kiedy ojciec nie patrzył. Jak w Kopciuszku, tylko ja nie znalazłam swojego księcia. Każdy problem za problemem wylewa się z moich ust, klnę raz po raz, upuszczając emocje i cały czas trzymam rękę Charliego. Wyznania wypływają ze mnie szybciej niż łzy z moich oczu, które pojawiły się krótko po tym, jak zaczęłam opowiadać. Nic nie mówi, uważnie słucha trzymając mnie za rękę, czasem ocierając mi łzy z twarzy wolną dłonią. Z mojego serca powoli spada kamień tworzący się tam przez ponad trzy lata, a w głowie mam coraz większy mętlik. Czuję się źle, że mu o tym opowiadam, ale nie jestem w stanie tego kontrolować. Wokół nas nie ma nikogo, tylko my dwoje w ciemnym samochodzie; mglista, wietrzna noc za oknem, a jedyne co słychać to mój szept, przeplatany ze szlochem.
Ale wreszcie jestem spokojna.
Mam przyspieszony oddech, jedną ręką ocieram łzy i staram się patrzeć na Charliego, który uśmiecha się smutno dalej trzymając mnie za lewą rękę.
CZYTASZ
Herbata z rumiankiem | C.S
Fanfiction"[...] resztę drogi spędzam na wyglądaniu za okno. Widzę opuszczone parki, obskurne bloki, kilka prostytutek i grupki nachlanych nastolatków. Latarnie, wysokie, samotne, zatruwające nocne ulice Los Angeles swoimi żółto-białymi spojrzeniami." Pod dom...