- Jak to, cholera jasna, nie możemy jechać dalej?! - warknął wściekły z efektywnym tupnięciem nogi, jednocześnie mając ochotę wtulić się w ciepłe ciało Kazacha, który właśnie stał przede nim oparty o swój motocykl. Dochodziła pierwsza w nocy, a aktualnie stali na jakimś polnym zadupiu bez ani jednej latarni, ani jednego drzewa i ani jednego przejeżdżającego samochodu. Daelim VI Custom, który przez jasnowłosego czule był nazywany "Gratem" postanowił rozwalić się w połowie drogi do wspólnie wynajmowanego przez przyjaciół mieszkania. Wracali właśnie z imprezy kończącej sezon łyżwiarski, więc jedyne o czym marzył Rosjanin to położyć się do swojego osobistego łóżka, przytulić Potyę (ewentualnie Otabeka, a najlepiej ich oboje) i spać przez następne dwanaście godzin. Niestety, wspaniałe plany pokrzyżował ten niefortunny incydent i Yuri musiał przełożyć je na później. Jedynym pocieszeniem było to, że Altin z nim był - to nieco poprawiało jego humor.
- Czekamy na Viktora i Yuuri'a. Inaczej na piechotę do domu dotrzemy za jakieś pięć godzin. - Kazach zaczesał palcami swoje krucze włosy do tyłu i westchnął cicho, zwilżając językiem spierzchnięte od wiatru wargi.
Jasnowłosy zaśmiał się niemal histerycznie. Jeszcze brakowało mu widoku tej tłustej świni (mimo, że Katsuki od kilku miesięcy był w znakomitej formie, Yuri nie zaprzestał go tak nazywać) i rosyjskiego playboy'a!
- Zajebiście. Kiedy będą? - Chłopak kopnął większy kamyk gdzieś przed siebie i zaplótł ramiona na piersi. Było mu chłodno, mimo, że miał na sobie ukochaną kurtkę w cętki ocieplaną polarem. To miał być szybki wyskok do centrum Moskwy na małe after party, ale nie... Coś musiało nie wyjść.
- Viktor mówił, że będą za godzinę. Dopiero wyszli z imprezy.
Yuri jęknął cicho i ponownie kopnął, lecz tym razem w przednią oponę motoru.
- Akurat dzisiaj, Gracie?! Kiedy jestem wyziębiony, śpiący i głodny?! - warknął, po czym od razu odwrócił się na pięcie i zszedł gdzieś na trawę. Przez chwilę nie wiedział co ze sobą zrobić, w końcu jednak położył się na ziemi rozkładając szeroko ramiona, ignorując to, że przecież trawa była mokra od rosy. A co za tym idzie zimna jak cholera.
Tej scenie bez słowa przyglądał się Otabek, dopóki sam nie zdecydował zrobić tego samego. Ułożył się nieco pod ramieniem Yurashki i spojrzał w górę. Ta noc była wyjątkowo gwieździsta, wyraźnie widać było Drogę Mleczną przecinającą niebo na pół. Kazach wyłapał także Mały i Wielki Wóz, były to jedyne konstelacje, które potrafił znaleźć.
- Przynajmniej niebo jest bezchmurne - wymamrotał blondyn, sięgając dłonią do czarnych włosów Altina. Uwielbiał się nimi bawić, były miękkie i miłe w dotyku, a dodatkowo Otabek chyba lubił jego dotyk. Zawsze cicho mruczał, zagryzając dolną wargę, przy czym uśmiechał się delikatnie, co było rzadkością dla niego. Tym razem nie było inaczej. Leżąc obok młodego Rosjanina i patrząc w rozgwieżdżony firmament Kazach nie mógł sobie wyobrazić lepszego zakończenia imprezy.
- Jest ładnie - powiedział mu po dłuższej chwili. Jego młodszy towarzysz przysunął się i wtulił w nieco większe ciało przyjaciela, wsuwając chłodne ręce pod jego kurtkę. Tym gestem zszokował Otabeka - pomijając zabawy włosami, Yuri niezbyt lubił czułości.
- Jakim cudem jesteś taki ciepły? Przecież jest cholerne piętnaście stopni mrozu! - skarżył się chłopak mocniej ściskając starszego łyżwiarza w pasie. "Altin, przestań do cholery jasnej myśleć, że jesteś dla niego kimś więcej!"
- Mam skórzaną kurtkę, to ona zatrzymuje ciepło. Poza tym mróz zaczyna się poniżej zera - mruknął i mocniej przytulił go do swojego ciała. Cieszył się z takiego obrotu spraw, w końcu mógł mieć przy sobie tego wiecznie wściekłego tygrysa mając konkretną wymówkę.
- Cicho - fuknął w odpowiedzi kładąc głowę na jego torsie, po czym ponownie wlepił wzrok w niebo. Tak naprawdę znał je na pamięć, jednak za każdym razem zachwycało go jeszcze bardziej. Między drobnymi, jasnymi punkcikami zaczął szukać ukochanej konstelacji. Gdy w końcu ją znalazł niemal podskoczył.
- Spójrz! - Gwałtownie podniósł palec wskazujący do góry. - Tam jest mój kot!
Otabek zmarszczył brwi i westchnął cicho. "No jasne, przecież na pewno będę wiedział o które gwiazdy mu chodzi".
- Yuri, na niebie są miliardy gwiazd. Skąd mogę wiedzieć o które ci chodzi? - zapytał głaszcząc go po pachnących wanilią włosach.
- Przyjrzyj się, Otya! - Niecierpliwie poklepał go po ręce. - Tam jest kot, poszukaj lepiej!
Czarnowłosy dyskretnie przewrócił oczami i wtulił twarz w jego czuprynę. "Tam wszędzie można znaleźć kota..."
- Och, faktycznie, widzę... - udał zaskoczenie, na co Rosjanin parsknął śmiechem.
- Dobra, być może faktycznie nie jest tak dobrze widoczny, ale jest. A raczej widoczna, bo jest to Konstelacja Kota. Znalazłem ją w tamte wakacje, znajduje się między Strzelcem a Pawiem. W sumie chyba tylko ja ją widzę...
- Każdy może ją sobie wyobrazić, Yuri - mruknął Otabek i potarł jego ramię. - Albo ułożyć z innych gwiazd...
- Też prawda. Ale lubię na nią patrzeć, czuję się wtedy jak astronom, co jest trochę głupie, ale czy ktoś może mi tego zabronić?
- Nie, oczywiście że nie. Twoja Konstelacja Kota istnieje. Bo w nią wierzysz. Wiara jest w tym wypadku najważniejsza...
Yuri posłał starszemu przyjacielowi uśmiech, którego i tak nie był w stanie dojrzeć przez panującą ciemność.
- Wiesz, inni zaczęliby się ze mnie śmiać, że gadam jakieś głupoty, więc dzięki, że starasz się i rozmawiasz ze mną o tym w miarę normalnie.
- Nie ma sprawy. - Kazach parsknął śmiechem i mocniej przytulił do siebie Rosjanina. - Jestem twoim przyjacielem...
- Jesteś kimś więcej niż przyjacielem, Otya - przerwał mu blondyn i podpierając się na łokciach o jego umięśniony tors kontynuował: - Nie wiem, jak to nazwać, ale... Po prostu jesteś dla mnie serio ważny i... Cholera, bardzo, bardzo cię lubię.
Po tych słowach ponownie położył się na piersi Otabeka i wypuścił z płuc drżący oddech. Czuł ulgę i odrobinę dumy, że w końcu udało mu się powiedzieć o swoich uczuciach. Wprawdzie nie tak sobie to wyobrażał, ale był zadowolony z tego, że to zrobił w tym momencie.
Otabek nie wiedział co powiedzieć, jednak czuł, że szybkie i mocne bicie serca będzie wystarczającą odpowiedzią na wyznanie Plisetsky'ego. Każdego dnia modlił się o siłę do wypowiedzenia tych kilku słów, ale w zamian otrzymał prezent lepszy niż łyżwy ze złotymi płozami.
Po kilkunastu minutach milczenia, w czasie których Rosjanin zdążył usnąć słodko wtulony w czarnowłosego, dźwięk klaksonu rozdarł otaczającą ich ciszę. Otabek, który sam ledwo dawał radę kontaktować natychmiast się rozbudził i nieco pokracznie, trzymając w swoich ramionach blondyna wstał z ziemi i wyszedł na drogę, gdzie czekał na nich Viktor oparty o maskę i Katsuki siedzący w aucie. Uścisnęli sobie dłonie i wymienili uprzejmości, przy okazji omawiając sprawę transportu motoru. Yuri zdążył się obudzić i nieprzytomnie kazał, by Kazach postawił go, jednak ten zignorował jego słowa i szybko ułożył na tylnych siedzeniach srebrnego Mitsubishi, przykrywając miękkim kocem leżącym na półce w bagażniku.
- Nie idź, Otya - wymamrotał blondyn ponownie zamykając oczy.
- Zaraz wrócę, tylko pomogę Viktorowi przymocować motor do bagażnika. - Czule pogłaskał go po udzie i zernął na Katsukiego, który szczerzył się jak debil.
- Pieprzyć Nikoforova. - Wtulił twarz w miękki materiał i ziewnął przeciągle.
- Wolałbym nie - parsknął w odpowiedzi Kazach i poprawił koc, po czym czule ucałował jego dłoń. - Śpij, Yurashka...
***
Pierwszy (mam nadzieję, że nie ostatni) otayurec. Hope u like it xdd
CZYTASZ
konstelacja kota »otayuri
FanfictionYuri i Otabek zmuszeni są do spędzenia kilku godzin na całkowitym pustkowiu. Ile może zdarzyć się na rosyjskich polach, w zimnie i ciemności, gdzie jedynym światłem jest blask gwiazd?