Godzina 8.09 Juliet
Boże!!! Pierwszy dzień w nowej szkole. Zajebiście! Może surowy ziemniak na rozchorowanie. Nie... mama pewnie je przede mną schowała po ostatnim razie. Po zjedzeniu tego jednego surowego ziemniaka zostałam anorektyczką, ponieważ odebrał mi całkowicie apetyt. Jestem nią dalej, nie potrafię sobie sama z tym poradzić. Brak przyjaciół i rodziców, którzy mnie kochają całkowicie mnie dobija. Moi rodzice pracują codziennie, nie mają dla mnie czasu. Może i kupują mi drogie rzeczy oraz to co chce, ale to nie jest prawdziwa miłość. A przyjaciele, nie moja bajka na świecie nie ma prawdziwych przyjaciół.
Wstałam z łóżka o boże spóźniłam się na pierwszą lekcję!!! Ładnie. Jest już 8.37. Ubrałam czarne leginsy i czerwoną bluzkę z ADIDAS z długim rękawem. Uczesałam się w koka. Włożyłam potrzebne książki do plecaka VANS. I założyłam czarne vansy.
8.57Zaczęła się druga lekcja, a ja nie wiedziałam gdzie mamy. Zajrzałam na rozkład zajęć. Miałam teraz polski na 2 piętrze w sali 23...
Gdy od razu zauważyłam tą salę weszłam do niej z hukiem (niechcący) i bez pukania.
- Nareszcie zaszczyciła nas swą obecnością panna... - nauczycielka nie dokończyła.
- Juliet Brown.
- Siadaj obok... Brad!!! Przestań rozmawiać. Juliet usiądź obok NIEGO.- gdy krzyknęła trochę się wzdrygnęłam, ale usiadłam posłusznie na wskazane mi miejsce.
- Hej! Jestem Brad. Brad Miller.
- Hej. Jestem Juliet. Brown.
- Spk. Czemu zmieniłaś szkołę? - to pytanie totalnie mnie zamurowało nie wiedziałam co powiedzieć.
- Emm. Rodzice znaleźli tutaj pracę i musieliśmy się przeprowadzić.-skłamałam.
- Okej. A gdzie pracują?
- Coś dużo pytań zadajesz?
- To jescze nic! Po prostu chcę Cię bliżej poznać.
- To mnie gdzieś zaproś.- boże co ja wyprawiam.
- Spoczko to co ty na to, żebyśmy poszli razem po lekcjach do pizzeri.
- Spoko.
- To super. Ile masz lat?
- Relly?
- Okej... Będę pytał w pizzeri.
- 17 ,a ty?
- 18. Ogólnie mogłem się spodziewać ile masz lat.
- No mogłeś.
- Jak coś ostrzegam Cię, że ta klasa to patola.
- Moja też była taka.
- Dlatego ją zmieniłaś???
- Mówiłam ci już.
- A no tak. Sorka skleroza.
Reszta lekcji minęła spokojnie. Po zajęciach poszłam z Bradem do pizzeri.
- Zjesz całą dużą?
- Nie.
- A całą małą?
- Mogę.
- Spk jaką chcesz?
- Wegetariańską.
- Jesteś wege?
- Tak. A problem?
- Nie. W szkole byłaś milsza.
- Noi.
- Z jakimi sosami?
- Bez.
- Jak tam chcesz .
Zamówił pizzę i usiedliśmy razem do stolika. Cały czas czułam jego wzrok na sobie. Ale dalej patrzyłam w telefon.
- Wziołem nam cole do picia jak coś.
- Nie piję coli.
- To co pijesz?
- Wodę, soki świeżo wyciskanie oraz czasami na jakimś melanżu piwo lub wino.
- To kupię ci wodę.
- Nie dzięki. Mam swoją.
- Okej.
- Jaki jesteś?
- Hmmm... W jakim sensie?!
- No... wiesz ,chodzi mi o osobowość.
- Dowiesz się jak trochę pozbędziesz w tej szkole. A ty?
- ,,Dowiesz się jak trochę pobędę w tej szkole".
- Okej. Podasz swój numer telefonu?!
- Po co ci?
- By do ciebie pisać?!
- 661 455 896
- Powtórzyłabyś. Nie zapisywałem.
- 661 455 896
- Okej zapisałem.
Kelnerka przyniosła nam pizze. Brad był chyba głodny. Rzucił się na pizze jak zwierzę na ofiarę.
- Sory od wczoraj nic nie jadłem.
-Rozumiem.
Czas minął dość szybko. Brad doprowadził mnie aż do dzwi mojego domu.
- Fajnie było. - powiedział nagle.
- No. Dzięki.
- Za co?
- Za ten dzień i pizze.
- Taaa. Spoko.
- Dobranoc Brad.
- Dobranoc baby.
I poszedł gdy weszłam do domu nawet nie odrobiłam lekcji. Od razu przebrałam się w piżame i wskoczyłam pod kołdrę. Zasnęłam momentalnie..............
Jak podobał się nowy rozdział.😉 Jak myślicie Brad jest odpowiedni dla juliet? Tego dowiecie się w następnym rozdziale. Nie zapomnijcie o 🌟⭐. Pozdrawiam.