Rozdział I

62 5 3
                                    

Siedziałem na kanapie w salonie wypełnionym ludźmi, którzy byli dla mnie obcy. Niby znałem ich imiona i historie, jednak nie mieli dla mnie znaczenia. Trzymałem piwo w dłoni i patrzyłem pustym wzrokiem w przeciwległą ścianę. Muzyka grała na całe osiedle. Zastanawiałem się, co ja tu robiłem. Tyle fałszywości wokół, patrzyłem na nich z pogardą. Dziewczyny oddające swoje ciało za gram kokainy. Chłopacy, którzy uważali się za bogów. A ja wszedłem w ten świat dobrowolnie, nie mając na razie zamiaru z niego wychodzić.

Usiadła na mnie okrakiem ciemna blondynka. Zaczęła mnie całować po szyi, a rękoma wodziła po moim torsie. Wyciągnęła mi z ręki piwo i uśmiechając się do mnie pociągnęła łyka.

-Idziemy na górę? - powiedziała mi na ucho.

Spojrzałem na nią badawczo, odrzuciłem na bok i wyszedłem wyrywając swoją butelkę z jej dłoni. Coś krzyknęła, ale już jej nie słyszałem. Przeszedłem przez taras i skierowałem się do swojej srebrnej Audi a8. Dopiłem do końca alkohol i rzuciłem butelkę w krzaki. Wsiadłem w samochód i z zamiarem pojechania stąd, wyjechałem za bramę. Czułem jak procenty buzowały mi we krwi. Kręciło mi się w głowię i słabo widziałem, ale było mi wszystko jedno. Zegarek wskazywał parę minut przed północą.

Jechałem pustą ulicą oświetloną ulicznymi lampami. Z radia leciały smutne piosenki. Mijałem ciemne domy. Po prawej stronie zauważyłem ruch. Nie wiele myśląc, wcisnąłem pedał hamulca. Samochód zapiszczał i zatrzymał się w momencie, że mogłem dostrzec twarz przerażonej dziewczyny patrzącej wprost na mnie. Wysiadłem i podszedłem szybkim krokiem do niej. Byłem wściekły.

-Co Ty sobie wyobrażasz?! -krzyknąłem.- Chcesz się zabić?!

Szatynka patrzyła na mnie nie wiedząc co powiedzieć. Spuściła głowę i przygryzła wargę. Włosy opadły jej na twarz, przez co nie mogłem jej się przyjrzeć bliżej.

-Przepraszam- wydukała.

Nie wiedziałem co powiedzieć, byłem zły na nią i jednocześnie na siebie, że tak zareagowałem. Była taka drobna i bezbronna.

-Nic ci nie jest?- zapytałem.

Kiwnęła głową nadal na mnie nie patrząc. Chciałem spojrzeć w jej oczy.

-Co tu robisz sama o tej godzinie?- zapytałem łagodnie.

-Idę do klubu -odpowiedziała.

-Jakoś stylem nie pasujesz do imprez -rzekłem mierząc ją wzrokiem.

Ubrana była w czarne jeansy, szarą bluzę z kapturem i trampki. Podniosła na mnie wzrok w świetle lampy, ujrzałem jej brązowe oczy. Widziałem w nich ból i strach.

Nie była typem imprezowiczki.

-Dlaczego mnie okłamałaś? Widzę, że coś się stało -powiedziałem.

-Muszę znaleźć mojego chłopaka, który jest w klubie -odpowiedziała nieufnie.

-W którym klubie?

-W centrum, w Hollidays.

-Wsiadaj, podwiozę cię -powiedziałem kierując się do drzwi samochodu, jednak ona ciągle stała w miejscu. -Czemu nie idziesz?

-Dlaczego mam ci zaufać? -zapytała zdziwiona.

-Nie masz podstaw, aby mi zaufać -odpowiedziałem. -Ale mam dobre chęci.

Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem i mogłem wręcz dostrzec, jak intensywnie myśli. Po dłuższej chwili ciszy, skierowała się ku drzwiom pasażera. Wsiadła bez słowa, lekko skołowana. Zasiadłem przed kierownicą i ruszyliśmy przed siebie.

-Czuję alkohol od ciebie -powiedziała nieśmiało.

-A no, tak wyszło -uśmiechnąłem się do niej zadziornie.

Spojrzała na mnie wystraszona, ale nic więcej nie powiedziała.

Zajechaliśmy pod klub. Było sporo osób krzątających się przed wejściem. Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy uważnie obserwując dziewczynę. Była roztrzęsiona, patrzyła przerażonym wzrokiem na tłum.

-Widzisz go? -zapytałem.

-Tak, stoi w tej dużej grupie.

-Nie idziesz? -zdziwiłem się.

-Nie wiem co mu powiedzieć-przyznała opuszczając głowę.

-To twój chłopak, powiedz to co czujesz.

-Dziękuję za podwózkę -westchnęła, obdarowując mnie uśmiechem i wysiadła.

Zaciekawiony obserwowałem jak podchodzi do niego i nieśmiało łapie go za rękę. Z tej odległości widziałem jego zdziwienie wywołane pojawieniem się jej osoby. Wydawało mi się, że na nią krzyczał. Brwi miał ściągnięte w wyrazie złości. Gestykulował chaotycznie rękoma. Ona miała spuszczoną głowę, widać było, że nie wiedziała co zrobić. Jego słowa raniły ją. Nie mogąc na to patrzeć pod wpływem adrenaliny, wysiadłem z samochodu i szybkim krokiem podszedłem do grupy. Wysoki brunet bez żadnych skrupułów krzyczał na dziewczynę przy całej ekipie, która obserwowała całe zajście bez słowa. Włączyła mi się agresja, kiedy chłopak popchnął szatynkę, przez co upadła. Podszedłem do niego i uderzyłem go pięścią w szczękę. Ten zachwiał się i przeklął patrząc na mnie zdziwiony.

-To za poniżanie swojej kobiety. Chciała tylko, żebyś ją odwiózł do domu -splunąłem mu w twarz.

Odwróciłem się do dziewczyny i podałem jej rękę. Złapała za nią i aż do samochodu nie puściła. Otworzyłem jej drzwi od strony pasażera, a sam wsiadłem za kółko.

Jechaliśmy w ciszy ulicami miasta. Procenty już dawno ze mnie wyparowały. Kątem oka widziałem łzy spływające po jej policzkach, których nawet nie kryła.

-Nie płacz, nie warto -zagaiłem.

Nie odezwała się.

-Jak chcesz wrócić do domu? -zapytałem.

-Skąd wiesz? Nie mówiłam ci o tym, że nie mam jak wrócić -powiedziała patrząc w boczną szybę.

-Wiem więcej, niż ci się wydaje. Powiedz mi, dokąd mam cię zawieźć.

-Dam sobie radę sama.

-Flowerstreet 3?

-Jak to?! -spojrzała na mnie przerażona -Znamy się?

-Nie, ale możemy się poznać. Jestem Jackob, a ty?

-Rose. Skąd wiesz, gdzie mieszkam? -zapytała zaciekawiona.

Uśmiechnąłem się do niej i skupiłem się na drodze. Skręciłem w boczną uliczkę i stanąłem pod jej domem.

-Um, dzięki.

-Do usług. Miło było cię poznać. Niedługo się zobaczymy, Rose.

Mogłem dostrzec jej rumieńce. Uśmiechnęła się i wyszła. Patrzyłem jak wchodzi po schodach i znika za drzwiami domu. Miałem przeczucie, że "niedługo" nadejdzie szybciej, niż się wydawało.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 18, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

DarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz