Dwa Światy

13 1 0
                                    

PERCIVAL

Godziny minęły od zajścia słońca, wiedziałem że prędzej czy później będę musiał wyjść.

Ale lepiej późno niż wcale, więc kiedy wybiła 3:00 założyłem strój wyjściowy i wyruszyłem na puste ulice Brooklynu. Był to późny grudzień, śnieg nie zaszczycił nas w tym roku jednakże temperatura była dużo poniżej zera. Zwykle o tej porze można było spotkać dealerów, seryjnych morderców lub prostytutki, nie żeby mi to przeszkadzało, wręcz przeciwnie im niższy poziom w hierarchii społecznej tym mniejsze prawdopodobieństwo że będzie zainteresowanie ze strony władz. Tak więc szedłem w stronę Manhattan Bridge Tower gdyż po przeprowadzeniu statystyki, okazało się to być speluną mało wartościowych osób. Idąc tak, zaczynałem czuć znaną mi piekącą gorycz w przełyku, Po dokładnym rozejrzeniu się spostrzegłem aż nadto zakochaną parę siedząco na ławce. Ryzykując, zbliżyłem się w ich stronę.

Nikogo nie było w pobliżu a co dwie tętnice to nie jedna. Kiedy już ruszałem w ich stronę poczułem delikatny zapach 0Rh+, najwyraźniej ktoś się prosi o krwiodawstwo. Dźwięcznym krokiem pomaszerowałem w stronę woni.

ELLIE

Było mi tak zimno.

To właśnie tak wygląda śmierć. Samotnie, obdarta z resztki godności siedziałam skulona na chodniku. Gdybym mogła, paliłabym się ze złości, lecz wycieńczenie organizmu i godziny ucieczki odebrały mi siłę nawet do mrugania. Nie widziałam nic przez spuchnięte od płaczu oczy, jedyne co miałam na sobie to niegdyś białe futro, teraz ubrudzone w krwi, krótkie spodenki i długie kozaki na obcasie. Z rany na ręce wciąż sączyła się krew, a nie miałam niczego, czym mogłabym zatamować krwawienie. Albo wykrwawię się na śmierć albo ktoś mnie zabije za sam fakt że istnieje. Straciwszy wszelką nadzieje zamknęłam oczy wyobrażając sobie ciepło kominka, dotyk welurowego koca i kubek ciepłej herbaty. Powoli odlatując nie zauważyłam zbliżającej się sylwetki.
Z resztkami sił jakie miałam, podniosłam sie z nadzieją że ktoś o dobrym sercu uratuję mnie z tego piekła,
Im bliżej podchodził,tym bardziej widać bylo jego ubranie, chociaż bardziej przypominało to kostium. Długi płaszcz i kapelusz, mimo że było ciemno widać było lekki zarost i czarne włosy ogarniające twarz

I wielki nóż zwisający z jego paska.

Panika zapukała wielkimi pięściami więc kiedy napastnik podszedł bliżej, rzuciłam w niego obcasem i i zaczęłam biec ile sił w nogach, skręciłam w nabliższą alejke aby go zgubić, bloki wydawały się dziesięć razy większe, biło od nich chlodem i sprawialy wrazenie jakby chciały mnie pożreć.
Szybko traciłam oddech i zaczęły pojawiać mi sie gwiazdki przed oczami.
Straciłam dużo krwi, więc nie miałam tyle energii aby uciekać zwłaszcza z jednym butem. Kiedy nie usłyszałam za sobą kroków, zdezorientowana obróciłam sie, tylko po to aby zobaczyć jak mężczyzna zeskakuje z dachu budynku. Krzyknęłam z głupim marzeniem że ktoś mnie usłyszy i przyjdzie z pomocą, jednak z gardła uciekł tylko cichy pisk. Czekając na najgorsze, osunęłam na ziemie i zaczęłam żałośnie płakać, nawet nie patrzyłam na mojego prześladowce, po prostu chciałam żeby to sie już skończyło. Zaskakująco, on nic nie zrobił, podniosłam głowę i zauważyłam że patrzy sie na mnie, z daleka mogłam zobaczyć bladą twarz i przekrwione oczy.

- Tak mi przykro - wreszcie się odezwał - to jest silniejsze ode mnie - stwierdził wyciągając nóż z paska. Nie umrę tak, nie umrę leżąca jak zdechła mysz czekająca aż pożre ją dziki kot. Podniosłam się patrząc mu prosto w oczy z największą pogardą i po chwili nie było już nic.

...

Obudził mnie zimny powiew wiatru.
Otworzyłam oczy i pierwsze co ujrzałam to otwarte okno. To ja żyje? Kręciło mi się w głowie i byłam zdezorientowana, natłok wspomnień minionych wydarzeń zaczął uderzać mnie z siłą huraganu. Ten mężczyzna, miał mnie zabić, już mnie zabił... jak to możliwe?

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 09, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Poświęcona Where stories live. Discover now