Wynik: Negatywny [+18]

307 16 7
                                    

Gdy Sans pojawił się w środku dostrzegł człowieka na materacu z mocno  podkulonymi pod siebie nogami

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Gdy Sans pojawił się w środku dostrzegł człowieka na materacu z mocno podkulonymi pod siebie nogami. Drżała, przez chwilę patrzyła na niego, a następnie odwróciła wzrok. Nienawidził tego wszystkiego. Nienawidził jej. Dlaczego nie zdechła na początku? Byłoby o wiele łatwiej. Zacisnął ręce w pięści trzymając je w kieszeniach i podszedł do tacy jaką jej przyniósł. Makaron z lekami nie był tknięty, nie umiał jednak ukryć cichego zadowolenia, tej nuty satysfakcji gdy dostrzegł, że frytek nie ma.

Coś połechtało jego ego. Prawie by się nawet uśmiechnął, lecz w porę przypomniał sobie gdzie jest, co robi i przede wszystkim - z kim jest. Spojrzał na człowieka, takiego małego, przerażonego. Jak coś takiego... coś tak żałosnego... Cmoknął zabierając tacę. Alphys upominała go, aby dopilnował, by człowiek połykał wszystkie tabletki. Ech, nie chce mu się, nie ma nastroju. Po prostu zabrał tacę i znikł z izolatki teleportując się do pokoju pani naukowiec.

-I-I co? Z-zjadła? - zapytała, Sans ukradkiem wyrzucił makaron, zaś tabletki schował do kieszeni. Wiedział, że jeżeli wyszłoby, że nie zjadła makaronu, to zmusili by ją siłą. No ale przecież zjadła jego frytki, nie powinna być głodna. Póki co. Przytaknął stojąc w odległości od wielkiego monitora, na którym to potworzyca zapisywała swoje obserwacje. - T-to dobrze! Kto wie, m-może się z-zaprzyjaźnicie po tym wszystkim! - Sans uniósł jedną brew do góry

-co?

-No wiesz, j-jak będziemy mieć sz-szczęście, to może urodzi s-siedem i nie trzeba będzie jej.... Znaczy się, nie abym tego nie chciała! To człowiek! To rozkazy! To... to... - głos jej drżał coraz bardziej, na dnie niebieskich oczu zaczynały pojawiać się łzy.

-skończ pierdolić - Sans wsadził ręce do kieszeni - mowy nie ma, aby chciała się ze mną zaprzyjaźnić po tym wszystkim - syknął - ja nie chcę się przyjaźnić z nią. - Alphys podniosła lekko głowę spoglądając na niego, tak jakby chciała coś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili powstrzymała się. Splotła ręce razem, nerwowo obracając jeden ze szponów między pozostałymi.

-R-rozumiem... J-jutro zrobię jej badania czy... - Nie udało się, on to wiedział. Wiedział, że nawalił. Nie zapłodnił jej. Jego koszmar jeszcze się nie skończył. Spojrzał na zegar. Czas do domu. Papyrus nie wie co robi, myśli, że pracuje w laboratorium, że wrócił do starej pracy, że jest jak dawniej. Niech tak wierzy. Dom w którym mieszka to jedyne miejsce, gdzie Sans czuje się... dobrze. I za wszelką cenę nie chce tego zmieniać. Biorąc głębszy wdech, teleportował się do salonu swojego domu w Snowdin.

Schowałaś talerz pod materacem. Dopiero kiedy kroki się uspokoiły i kiedy byłaś pewna, że nikogo nie ma przed drzwiami, że jesteś sama, zdecydowałaś się na wyciągnięcie zdobyczy. No dobra, ale teraz co z tym zrobić? W mrokach swojej izolatki obracałaś naczynie. Stary, szklany talerz, który właściwie ... nie otworzysz nim drzwi. Rzucanie nim w kogokolwiek nie byłoby rozsądne. Bóg raczy wiedzieć, co by ci zrobili, gdybyś ich w ten sposób zaatakowała. Nie, nie chcesz się tego przekonywać. Póki co... nie, nie chcesz aby ten szkielet znowu się pojawiał. Nie po tym co Ci zrobił. Wiedziałaś, że nie zostałaś zgwałcona... znaczy się nic w Ciebie nie wsadził... z wyjątkiem palca.... Dreszcz przeszył Cię ponownie, odruchy wymiotne jednocześnie. Resztką sił podbiegłaś do brytfanki, którą zostawiono Ci na wszelkie fekalia. Zmieniają ją dość często i myją, więc nie śmierdzi. Mimo to walczyłaś z wymiotami, nie chciałaś oddać jedynego dobrego posiłku, który zjadłaś od dawna. Prysznic, może to pomoże. Zrzuciłaś z siebie szmatę i stanęłaś pod wężem. Leci, niewielki strumyk wody ale leci. Jak błogosławieństwo. Złączyłaś dłonie poczekałaś, aż zimna ciecz wypełni je i wypiłaś. Potem znowu wróciłaś spojrzeniem na talerz. Musisz go schować, tylko gdzie? Pod materac? To jedyne miejsce gdzie możesz. Po obmyciu się, po którym i tak nadal czułaś się brudna, tak od środka, ubrałaś się. Talerz znalazł się w bezpiecznym miejscu. Musisz go chronić. Wariujesz? Ciekawe czy Cię szukają. Miałaś nadzieję, że tak. Wyobrażałaś sobie, jak grupa komandosów niczym w filmach akcji, wywarza z buta wrota Twojego więzienia, jak wchodzą do środka, ratują Cię, jak mijasz zwłoki potworów... które wyglądają jak ten szkielet. Wszyscy wyglądają jak on.

Undertale: Sześć duszWhere stories live. Discover now