Ostatnia zapałka paliła się w mojej dłoni. Jej ostatni płomień zgasł, a zaraz po nim mój blask w oczach. Uwielbiam patrzeć na ogień. Przynosi to spokój i pozwala mi myśleć. Ale w mojej głowie krąży myśl; "Już niedługo". Podniosłem się i wyprostowałem kolana. Rzuciłem zapałke wraz z pustym opakowaniem na brudną i zniszczoną podłogę. Znajdowałem się w opuszczonym domu. Było jasno, bo w miejscu gdzie powinny być okna, były jedynie wielkie dziury. Za 'okien' widać było niewielki las, w którym to miejsce się znajdowało. Od pewnego czasu lubiłem tu przebywać. Jestem tu sam i nie muszę się martwić o nic. Jest cicho i tak.. pusto. Odzwierciedlenie mnie..
Powolnym krokiem zbliżałem się do starych, drewnianych drzwi, a po chwili znajdowałem się na zewnątrz. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem małą ścieżką przed siebie. Ręce włożyłem do kieszeni i po prostu szedłem. Może w pewnym momencie w moich oczach pojawiły się łzy i może pozwoliłem im zlecieć w dół po moich policzkach, ale to nieważne. Rozglądałem się uważnie dookoła. Podziwiałem to, co na codzień jest dla nas neutralne i takie.. nijakie. Wiem, że będę za tym tęsknił.
Kilka minut później znajdowałem się na równym chodniku i teraz kierowałem się w stronę miasta. Na niebie pływały białe chmurki, wyglądające jak wata. A co jakiś czas gdzieś obok przelatywały ptaki. Gdzieś jeszcze dalej i trochę wyżej leciały samoloty, zostawiając za sobą białe wąskie paski w postaci dymu. Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy przypomniałem sobie swój pierwszy lot samolotem. Pamiętam, jaki spanikowany byłem. Trzęsły mi się ręce, a z czoła leciały kropelki potu. Jednakże, tuż po wystartowaniu poczułem swego rodzaju ulgę i spokojnie przeleciałem cały lot, podziwiając widoki za małych okienek.
Teraz mogłem jedynie powspominać. Na nowo zacząłem się rozglądać i patrzeć na to, co było możliwe dla moich oczu. Wszystkie nierówności, ziemia, rośliny, samochody, a potem budynki, ludzie, zwierzęta i wszystko co było dookoła. Poczułem jak moje serce zaciska się, a moje oczy domagają się wypuszczenia łez. Zamknąłem je i zrobiłem głeboki wdech, i wydech. Pomału znowu je otworzyłem i małymi krokami szedłem tam, gdzie nogi mnie prowadziły.
《•••》
Stałem oparty o ścianę obok okna i wpatrywałem się w krople deszczu, spływające po szybie. Wolno oddychałem, a w dłoni trzymałem kubek gorącej herbaty, którą popijałem od czasu do czasu. Pomału robiło się coraz ciemniej i zimniej, a go nadal nie ma...
Minęło kilka minut, kwadrans, pół godziny- śladu po nim nie ma. Coraz bardziej zacząłem się martwić, że coś mu się stało. Zwykle o tej porze jest w domu i czyta książkę, siedząc pod grubym kocykiem w fotelu, obok okna z książką w dłoni. Potem ja przychodziłem i jedliśmy obiad, który razem przyrządzaliśmy. Jedliśmy przy stole, w kuchni i rozmawialiśmy o tym, jak minęło nam południe. Potem mieliśmy czas dla siebie. Różnie nim gospodarowaliśmy. Raz jeździliśmy na małe wycieczki, innym razem zostawaliśmy w domu i oglądaliśmy filmy, bądź graliśmy w gry na laptopie czy xbox'ie. Nigdy nam się nie nudziło. Potrafiliśmy świetnie spędzić razem czas. W weekendy jeździliśmy do naszych rodzin lub wychodziliśmy na spacer z naszymi psami- Tedd'im i Blue. Nie mogliśmy narzekać na nasze życie. Mieliśmy wszystko i byliśmy szczęśliwi.
Odłożyłem, jeszcze parujący, kubek i udałem się na górę do naszej sypialni. Zdjąłem z siebie ubrania i wskoczyłem pod pierzynę, tuląc do siebie poduszkę, i wyobrażając sobie, że tulę mniejsze ciałko.
《•••》
Odwracałem się co chwila głową, aby wszystko dokładnie zapamiętać. Nie chciałem nic przegapić. Patrzyłem jak ludzie przemierzają pomiędzy sobą, jak listki na wietrze unoszą się i opadają, patrzyłem na to wszystko szczęśliwym wzrokiem, pełnego wzruszenia i podziwu.
CZYTASZ
Knockin' on Heavens door; larry✔
FanfictionGdzie Louis to przyszły anioł, a Harry o tym nie wie. "A gdy skończę moje opowiadanie, zapukam do bram nieba i spytam czy nie mają jeszcze dla mnie miejsca..."