Suicide Hotline

4.5K 328 464
                                    

Kiedyś:

krwawię cicho żyjąc...

Powoli klikałem następne klawisze dość dużej czarno-białej klawiatury słuchając wydawanych przez nie cichych i spokojnych dźwięków. Na zamkniętych już od jakiegoś czasu powiekach czułem ciepłe promienie zachodzącego powoli słońca. Kurczowo wlatywały do pokoju przez okna znajdujące się na lewo od pianina przy którym siedziałem. Oprócz dźwięków instrumentu w pokoju panowała całkowita cisza. Uwielbiam ten moment. Kiedy pod koniec dnia mogę na spokojnie usiąść do pianina i słuchać dźwięków wydawanych przez ten piękny instrument. Czując jak chowające się powoli słonce ogrzewa moja bladą twarz i dłonie, które nie przestają wędrować po klawiaturze, a świeczki stojące na pianinie tylko dodają klimatu. Od czasu do czasu przez otwarte okno wleci ciepły, letni powiew wiatru rozczochrując moje niebieskie włosy. Kochałem i zawsze będę kochać taki moment dnia. Mogę się wtedy uspokoić, odstresować po ciężkim i nerwowym dniu, który moja praca uwielbia mi zapewniać.

Może praca w korporacji to nie moje marzenie, ale na marzenia trzeba mieć pieniądze. W końcu, gdy twój ojciec jest szefem marketingu, trochę głupio chociaż nie udawać, że chcesz iść w jego ślady. Bynajmniej tak sadzą moi rodzice. Przecież mam już 24 lata. Powinienem poważnie myśleć o przyszłości, a nie bujać w obłokach, najlepiej by było jakbym w ogóle poszedł w ślady ojca. Prawdą jest, że zawsze chciałem moją przyszłość związać z muzyką. Kocham grać na pianinie, pisać piosenki i wydaje mi się, że nie jestem w tym taki zły. To mój sposób na oddawanie emocji. Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. Jest dla mnie natchnieniem, a kompozytorzy, piosenkarze czy grajkowie są dla mnie inspiracją. Muzyka każdego dnia daje mi siłę. Jest dla mnie wsparciem i otuchą, jak czasem nikt inny. Chwilami tylko muzyka dobiegająca ze słuchawek bądź moja gitara czy pianino rozumieją mnie najlepiej. W skrócie, bez muzyki nie było by mnie. To nieodłączna część mojego życia, miłość. Dlatego oprócz pracy chodzę do szkoły muzycznej. Czasem bywam tam częściej niż w domu. To naprawdę magiczne miejsce, gdzie mogę całkowicie dać się pochłonąć mojej pasji.

Z osobami z klasy dogaduje się naprawdę dobrze. Plusem jest to, że nie ma między nami dużej różnicy wieku, jak w pozostałych klasach. Jestem nawet dość popularny w mojej szkole. W zasadzie, sam nie wiem czemu. Może za mój talent albo charakter? Może niektórym dziewczynom po prostu się podobam? Nie uważam się za osobę brzydką. Wręcz przeciwnie, jak na moje, przystojny ze mnie chłopak, ale nie ślepo zapatrzony w siebie. A może to moja inna narodowość?

Warto wspomnieć, że jestem Koreańczykiem. Gdy miałem jakieś 3 lata wraz z rodzicami i starszym bratem przeniosłem się do Nowego Jorku za pracą ojca. Gdy miałem około 20 lat mój brat wrócił do Korei. Kilka miesięcy później i ja wyniosłem się od rodziców. Z tym, że ja wyprowadziłem się na obrzeżę Cherry Hill, za moją obecną szkołą muzyczną. Start miałem zapewniony, gdyż w owym mieście znajduje się odłam firmy mojego ojca, w której od razu zostałem kierownikiem działu. Przecież tatuś-szef pstryknięciem palca może załatwić swojemu synowi każde wysokie stanowisko.

Naprawdę nie narzekam na moje życie. Pieniędzy mi nie brakuje. Mieszkanie całkiem duże. Mam fajną prace. Podążam za marzeniami. Rodzina mnie kocha, chociaż szczerze, mógłbym mieć z nią lepszy kontakt. Nie mogę powiedzieć, że mam złe relacje z resztą rodziny, ale wszyscy siedzą w Korei, stąd nasz kontakt ogranicza się do co miesięcznych rozmów przez skype'a z babcią Jiwoon, ciocią Baekmi i wujkiem Songwok. Z kolei z rodzicami rozmawiam tylko w sprawach służbowych. W sumie to tylko z ojcem. Mama czasem zadzwoni, zapyta co tam u mnie i zaprosi mnie na obiad. Mimo to wiem, że naprawdę mnie kochają. Może się wydawać, że jestem trochę samotny, jednak ja tak nie uważam. Nie narzekam na taki rodzaj bycia samym. Odpowiada mi to. Wolę siedzieć w zaciszu własnego domu, niż na hucznych imprezach z osobami, których nawet nie znam. Choć przyznam, że często myślę o tym, jak to by było dzielić swoje życie z drugą połówką. Poświęcić się komuś w 100%. Jestem osobą bardzo stałą w uczuciach. Nie potrafię zmienić obiektu moich westchnięć w ciągu nawet pół roku. Mój ostatni związek sięga pamięcią do czasów gdy miałem chyba 21 lat. Bez wątpienia, trudno mi zaimponować. Nie należę do osób, które za najmniejszy błąd skreślają innych i wyzywają. Trudno mi zaimponować pod tym względem, żeby zbliżyć się do mnie bardziej niż na relację "dobry przyjaciel". Dużą ilość osób nazywam moimi przyjaciółmi, ale by być osobą, której ufam w 100% trzeba się nie lada postarać, więc serio trudniej, jest z relacją bliższą, niż tylko przyjaciele. Nie rzadko zdarzają się sytuacje, że zamykam kogoś w przysłowiowym "friendzonie". Są to osoby, które nie wpasowują się w mój ideał. Gdy chodzi o owy "ideał" nie jestem ekstremalnie wybredny i nie odrzucam innych wnioskując po kolorze włosów. Wygląd jest dla mnie ważny, ale nie tak bardzo, jak charakter. Nie liczy się dla mnie nawet płeć, mogę mieć równie dobrze dziewczynę, jak i chłopaka. Osobowość zdecydowanie nad tym góruje. (Zakładam, że inni nazywają to zwyczajnie "biseksualista".) Aczkolwiek uwielbiam gdy dziewczyna bądź chłopak jest przesłodki i wręcz urzeka mnie samym wyglądem, ale to zdarza się okropnie rzadko i przeważnie takimi osobami są ludzie z filmów i seriali. Heh, marzenia.

Suicide Hotline || Yoonmin [Oneshot]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz