‹1›

102 17 3
                                    

Od kilku dni nic nie jadłem, pomijając fakt, że raz jakieś dziecko dało mi swojego lizaka. To było bardzo miłe, ale nie byłem jeszcze tak biedny, żeby mi coś oddawano. Co prawda, miałem trochę oszczędności – na głupią bułkę by starczyło, nawet na kilkaset. Musiałem zaoszczędzić na byle gównie, żeby znaleźć dach nad głową. Dwie noce w marnym hotelu, reszta pod mostem. Mógłbym zadzwonić do rodziców, ale odkąd zrobiłem im awanturę i mnie wyrzucili, abym poznał uroki życia na własny koszt, nie odbierali ode mnie telefonu, karząc mnie za bycie wyrodnym synem. Gdybym się wtedy z nimi nie pokłócił, to teraz spałbym na pieniądzach. Ale przecież po co komu taki półgłówek jak ja? No po co?

Usiadłem na ławce przy przystanku autobusowym. Powiem szczerze, do dopełnienia tego niewesołego nastroju brakowało jeszcze deszczu, na który się raczej nie zapowiadało. Niebo było bezchmurne, nawet samolot, lecący kilka kilometrów nad ziemią był dobrze widoczny. Nie ma to jak rozmyślać o samolotach. Przynajmniej mnie to uspokaja.

Czego nie można powiedzieć o irytujących istotach, jakimi są ludzie.

Zerknąłem na komórkę, jedyną wartościową rzecz, jaka mi została (pomijając torbę z ciuchami dobrze schowaną w pewnym miejscu).  Dochodziła szesnasta. Zapowiada się kolejny dzień spania w ekstremalnych warunkach. Oczywiście, czemu nie. Za takie luksusy cały majątek można oddać. Skromnie, a w dodatku z adrenaliną.

Autobus miał przyjechać zgodnie z rozkładem jazdy za jakieś pięć minut. Ludzie zaczęli się schodzić. Patrzyli na mnie krzywo. No tak, przecież jestem obłąkany, brudny i inne takie. Brzydzą się mną. Zignorowałem ich spojrzenia i wgapiałem się w budynek po drugiej stronie drogi.

– Przepraszam, mogę się dosiąść? – Podniosłem głowę. Chłopak, który przerwał mi moje fascynujące zajęcie, był na oko coś koło mojego rocznika. Miał ciemną plamę na czole i śmierdział krowami. Tfu.

Skinąłem głową i przesunąłem się, aby zrobić przybyszowi miejsce. Miał na sobie połatany płaszcz. Pominę fakt, że zabrudzony tu i ówdzie, moja bluza pewno nie wygląda lepiej.

– Błąkasz się już od kilku dni po mieście – zwrócił się do mnie po kilku minutach ciszy. Autobus nadjechał, ale do niego nie wsiadłem. Trudno, nadjedzie kolejny.

– Wyrzucono mnie z mieszkania – wzruszyłem ramionami. – Nie miałem jak zapłacić czynszu.

– Przynajmniej zrobił to właściciel, a nie rodzina. Tak w ogóle to jestem Tilen, miło mi.

– Anze – przedstawiłem się. Tilen podał mi dłoń, którą uścisnąłem. – Jak to rodzina?

– Stwierdzili, że nie potrzebują osoby, która nie robi nic dla dobra ogółu. Po co utrzymywać kogoś, kto nic nie robi – wzruszył ramionami, uśmiechając się do mnie. Przypadek identyczny jak mój, z tą różnicą, że sam podjąłem decyzję o wyprowadzce, bo nie zamierzałem dłużej wysłuchiwać o tym, jaki jestem bezużyteczny i jak wszystko utrudniam.

Chciałem mu coś powiedzieć, ale nie do końca wiedziałem co. Jestem zbyt głupi, na dyskusję na poziomie.

Wkrótce podjechał kolejny autobus, Tilen poszedł i zostawił mnie samego na przystanku. Dochodziła siedemnasta i nie zostało mi nic innego jak czekać na moją limuzynę.

Spóźnił się dobre piętnaście minut, ale sam wybrałem rozmowę z przypadkowym bezdomnym. Mogłem się zapakować do pojazdu, ale przecież jestem bardzo towarzyski i rozmowny. Mam tylu przyjaciół.

Zostałem wywieziony na obrzeża miasta, wysiadłem na końcowym przystanku, życząc kierowcy dobrej nocy. Ruszyłem w stronę mojego starego, kochanego domu, ubłagać rodziców. Z jednej strony chciałem się wykazać radzeniem sobie w życiu mając jeszcze nieukończone dwadzieścia dwa lata, a z drugiej zaś chciałem wrócić do swojej starej bajki i żyć jak znowu jak książę.

Samochodu ojca nie dostrzegłem przed domem, co mogło oznaczać, że rodziców nie ma w domu. Zapukałem do drzwi, z nadzieją, że otworzy mi je mama, który była dla mnie zwykle bardziej łaskawa i wiedziałem, że chętnie by mnie przygarnęła z powrotem. Mógłbym ją szybciej ubłagać.

Ale byłby jeden warunek. Musiałbym wrócić na studia. A tego nie chcę.

I nie otworzył mi ich ani moja mama, ani mój tata, tylko jakaś całkiem obca kobieta, która na oko była na chwilę przed trzydziestką. To może sprawka tych kremów odmładzających i nie poznaję własnej matki?
___________
18.08.2018
11.11.2020

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 11, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ty, ja i krowy || Anže SemeničOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz