Rozdział 2

27 3 1
                                    

   Po sześciu godzinach wykładów miałam już serdecznie dość. Ten dzień był zdecydowanie za długi. Powtarzając w myślach liczbę prac domowych miałam ochotę usiąść na środku korytarza i nic nie robić. Po ostatniej lekcji historii z panem Olivierem na szczęście czekała mnie długa przerwa obiadowa. Poczułam, że kiszki mi marsza grają, więc postanowiłam udać się do stołówki szkolnej. Stając w najdłuższej kolejce świata po łychę ziemniaków i porcję mięsa, szukałam moich znajomych. Niestety nie dostrzegłam nikogo z kim mogłabym usiąść. Gdy tylko odwróciłam się na chwilę, usłyszałam dźwięk tłukącego się talerza. Odruchowo odwróciłam się, żeby zbadać sytuację.

- Uważaj jak chodzisz Kate. Ubrudziłaś mi nowe spodnie! – krzyknęła swoim bardzo wysokim głosikiem Sofia. Nie trawiłam tej dziewczyny. Uważała się za najlepszą tylko dlatego, że nosiła markowe ubrania i jej mama była kimś tam bardzo ważnym. Uczniów traktowała jak swoich służących. Czy w każdej szkole musi być taka dziewczyna?

Było mi żal Kate. Nie znałam jej za dobrze, ale wiedziałam, że jest bardzo nieśmiała. Zaatakowana, przez tak zwaną królową, poczuła się urażona. Zostawiła rozlaną zupę u stup Sofii i powiedziała jej coś, co tylko ona usłyszała. Z zaczerwienionymi policzkami wybiegła ze stołówki i prawdopodobnie pobiegła do łazienki, jak to zazwyczaj robią dziewczyny w takich sytuacjach.

- Halo, ziemia! – usłyszałam nagle głos osób stojących za mną – Zasnęłaś czy co?

W lekkim zmieszaniu szybko podeszłam po swoją porcję lunchu. Spacerując pomiędzy stolikami wreszcie dostrzegłam Edwarda. Siedział sam przy stoliku, więc postanowiłam się do niego dołączyć.

- Nancy! – krzykną z entuzjazmem, trochę za głośno – Czym zawdzięczam twoją obecność?

- Zamierzam zjeść obiad w twojej obecności. – odpowiedziałam na luzie.

- Siadaj śmiało. Jak miną ci dzisiejszy dzień?

- Poza niewyobrażalną ilością nauki, w porządku. – nie wspominałam mu o róży, bo nie myślałam, żeby było to cos ważnego.

- To dobrze. Mam dzisiaj mecz siatkówki, przyjdziesz obejrzeć? Może znajdziesz sobie wreszcie jakiegoś przystojniaka z drużyny. – mówiąc to zacząć wymownie poruszać brwiami.

- Na mecz przyjdę, ale za facetami oglądać się nie będę. Wiesz, że to nie dla mnie.

- Rozumiem. W takim razie, do zobaczenia. Tylko wiedz, że jeśli nie przyjdziesz, to możesz się pożegnać ze wspólnymi lunchami. – rzucił rozbawiony wstając od stołu. Wyglądał tak cudownie gdy w uśmiechu odsłaniał swoje śnieżnobiałe zęby. Kiedy odchodził przyjrzałam się jemu. Wysokością nie wyróżniał się znacznie od pozostałych licealistów, za to muskulatury można było mu pozazdrościć. Jego jasna karnacja świetnie kontrastowała z czarnymi włosami związanymi w mały kucyk z tyłu głowy.

Po około piętnastu minutach wstałam ze stołu i opuściłam stołówkę. Mogłam iść już do domu. Po drodze jeszcze szybko weszłam do łazienki szkolnej, żeby poprawić makijaż. W jednej chwili usłyszałam głos zduszonego łkania. Domyśliłam się, że to pewnie Kate. Nie rozumiałam dlaczego tak to przeżywała. Wylała zupę, trudno zdarza się. Jednak postanowiłam pocieszyć swoją rówieśniczkę. Podeszłam do kabiny, skąd wydobywał się ów dźwięk, jednak zdziwiłam się, ponieważ nikogo tam nie było. Odgłosów już nie słyszałam.

- Pewnie mi się tylko zdawało. – powiedziałam sama do siebie, próbując wierzyć w to co właśnie powiedziałam. Po niecałych dziesięciu minutach byłam już w drodze powrotnej do domu.

Uwielbiam jesienne popołudnia! Wychodząc ze szkoły zawsze przyglądam się pojedynczym drzewom przy drodze. Ich liście były podobnego koloru co moje włosy. Zapach powietrza nawet nie jest taki zły jak na co dzień. Unosił się zapach mokrej ziemi, co nie jest dziwne, bo niedawno padał deszcz. Słońce zaczęło mocniej grzać, więc spacer zrobił się jeszcze przyjemniejszy. W takie dni jak ten lubiłam myśleć o wszystkim. O tym jak by mi się żyło w lesie, na bezludnej wyspie, otoczona pięknem natury lub o tym gdzie bym chętnie się wybrała w tym tygodniu, co było bardziej przyziemne. Czasami naprawdę myślę, że było by mi lepiej z dala od całego tego świata. Tylko ja, moi przyjaciele i czas spędzony razem. To jeden z moich ulubionych tematów do rozmyślań w czasie wolnym.

W mgnieniu oka znalazłam się na ganku mojego ukochanego domu. Uwielbiam go nie tylko za to, że jest duży i nowoczesny, ale za to, że wiąże się z nim dużo wspomnień. Pamiętam jak na deskach tego ganku bawiłam się kucykami siedząc w nogach mamy. Z dzieciństwa mam dosyć sporo wspomnień z moimi rodzicami. Miałam dużo szczęścia, nie to co mój młodszy brat Taylor. On musiał przejść dzieciństwo ze mną, bez rodziców, bo ciągle pracowali. Czasami mam wrażenie, że traktuje mnie jak swoją drugą matkę.

Otworzyłam drzwi do rezydencji i od razu poczułam przepyszny zapach obiadu. Zdjęłam buty i powędrowałam w stronę kuchni.

- Dzień dobry panienko. – przywitała mnie przemiła kucharka o imieniu Elizabeth. Była jedną z tych kobiet co są przesympatyczne i pulchne. Bardzo dobrze dogadywałam się z nią.

- Dzień dobry! – przywiałam się również z resztą personelu, która była w okolicy.

- Za chwilkę podam do stołu. Umyj rączki i już siadaj w jadalni. – poinformowała mnie kucharka.

Kiwnęłam głową i zgodnie z instrukcjami poszłam do łazienki. Po drodze jednak coś mnie zatrzymało.

- Naaancyyyyy! – krzycząc wpadł na mnie mój młodszy kochany braciszek – Gdzie byłaś tyle czasu?

- W szkole łosiu. – poczochrałam go ze śmiechem po jego blond włoskach – Po obiedzie przychodzi do mnie Julia i Sam to później możemy coś wspólnie porobić.

- Taaak, ale czadowo! – przytulił się do mnie i tak samo szybko jak się pojawił znikł gdzieś w swoim pokoju.

Siadając do stołu włączyłam telewizję i zaczęłam zajadać mistrzowskie naleśniki. Moja uwagę na sekundę przyciągną napis na dole ekranu: „Coraz mniej tlenu!". Pomyślałam, że to kolejne ostrzeżenie przed smogiem. Przełączyłam odbiornik na nagrane filmy i zaczęłam oglądać Igrzyska Śmierci. Miałam jeszcze godzinę przed przyjściem bliźniczek, więc dopłynęłam w świat dwunastego dystryktu.


Ostatni deszczWhere stories live. Discover now