---Dawno temu żył Alexander Anderson...
---Czemu ten pan nazywa się tak jak ty, tato?
---Nie wiem, Philip. Mogę opowiadać dalej?
---Oczywiście.
---Alexander był lotnikiem. Latał samolotami, pomagał w ich budowie... Każdy go znał i podziwiał, bo chłopak był geniuszem. Miał wiernych towarzyszy, ale jego najwierniejszym był George. On też miał wielki talent, ale znikał w cieniu Andersona. George udawał, że jest mu to obojętne. Alexander widział po jego oczach, że coś go trapi. Porozmawiali i wszystko sobie wyjaśnili. Lotnik chciał się wycofać ze swojego zawodu, ale George bał się, że ten wróci. Chłopak wzniósł toast. Toast z trucizną. Anderson umarł. George potem stał się sławny, a o Alexandrze zapomniano... Bajka nie ma za bardzo morału, ale chciałem Ci to opowiedzieć, synu.
---Ten George powinien się wstydzić!
---Ale tego nie zrobił...
---Tato..?
---Hm?
---Może to głupie, ale przez chwilę myślałem, że to będzie bajka o tobie, ale ty przecież żyjesz i siedzisz tu przy mnie...
---A może umarłem, ale zasłużyłem na drugą szansę?
---Tak się da?
---Możliwe.
---Babcia i dziadek też dostaną drugą szansę?
---Musimy tylko poczekać...
---A Theodosia?
---Kim jest Theodosia?
---...
---Podoba Ci się?
---Tak, ale umarła na raka...
---Jeśli zdobyła twój szacunek to na pewno dostanie drugą szansę.
---Co niby znaczy mój szacunek?
---Wiele, Philip, wiele.
***
nie wiem co mi odbija. ogólnie to przedawkowałam hamiltonowe imiona, piosenkę wait for it (ekhem, pisałaś to przy far too young to die, ekhem) i bajkę coco.
i tak, ja wiem, że istnieją opisy, ale to jest dobranocka, którą przeczytam mojej siostrze.