Rozmowy z psychiatrą na niewiele się zdały, a wręcz pogorszyły moją depresję. 13-ego stycznia 2015 roku zostałam skierowana na pół roczne leczenie w Klinice Psychiatrii Dorosłych CMUJ w Krakowie. Z początku miałam obiekcje co do tego rozwiązania, lecz moja ukochana matka przekonała mnie bym spróbowała. Nie chciała stracić swojej jedynej córki, a tylko pobyt w tym miejscu rokował poprawą mojej spaczonej psychiki. Ja już wiedziałam, że z tego nie wyjdę, ale ze względu na najważniejszą kobietę w tym moim marnym istnieniu, zgodziłam się.
Biały puch okrył już grubą warstwą, zmęczoną, pragnącą odpocząć ziemię. Chciałam zniknąć, tak jak znikały suche liście pod śniegiem. Stałam wraz z matką przed głównym wejściem. Budynek kliniki miał dwa piętra i był z czerwonej cegły. Nie widziałam krat w oknach co mnie zdziwiło, może były pozbawione klamek, w co szczerze wątpiłam. Miejsce wyglądało na zadbane, krzewy i drzewa rosnące przy wejściu zdawały się istnieć tylko po to by miejsce to opuszczone przez boga zdawało się milsze, lecz zimny śnieg im to utrudniały. Odpaliłam papierosa który miał być moją ostatnią przyjemnością. Stałam wdychając dym i myślałam o tym, czy pobyt tutaj pomoże pozbyć mi się uporczywych koszmarów, pozwoli mi pozbyć się natrętnych myśli samobójczych i czy odzyskam chęć do życia, bo na razie jedynym co utrzymuje mnie przy życiu to moja mama i mój ostatni papieros.
Wyrzuciłam niedopałek do śmietnika i dołączyłam do mamy która stała u szczytu schodów przy wejściu. Spojrzała mi w oczy, a w nich zobaczyłam jej miłość do mnie i troskę, ale i strach, strach o mnie i moje zdrowie. Smuciło mnie to i dobiło bardziej niż bym się spodziewała. Ramie w ramie weszłyśmy do kliniki, przywitał nas zapach leków od którego mnie aż zemdliło. Korytarz był mały i zimny, ściany pomalowane były na biało, a na podłodze ułożono białe kafelki, co mówiło dużo o sterylności tego miejsca. Idąc za mamą czułam się jak gimnazjalistka która została wezwana do dyrektora wraz z matka. Ta absurdalna myśl wywołała u mnie uśmiech, bo miałam już dwadzieścia pięć lat, a nie piętnaście.
Błąkałyśmy się po korytarzu, szukając recepcji, ale nigdzie nie było żadnych strzałek ani tabliczek z informacją. Czułam wzrastającą irytację, ale nie chciałam dawać mamie dodatkowych powodów do zmartwień więc starałam zachować obojętny wyraz twarzy.
-Przepraszam – jednocześnie podskoczyłyśmy z mamą jak na zawołanie – można w czymś pomóc?
Przed nami stała około czterdziestoletnia kobieta, ubrana w kitel. Na jej prawej piesi była plakietka z napisem: pielęgniarka Ewa.
-Tak, szukamy recepcji – odpowiedziała mama kłaniają się lekko kobiecie
-Którego oddziału?
-Psychiatrii- powiedziałam pewna, że moja mama nie zrozumiała dokładnie pytania. Pielęgniarka spojrzała na mnie z wyższością, jakby już wiedziała, że to ja mam być pacjentką.
- Prawe skrzydło, sala numer 3- uśmiechnęła się i skierowała się w przeciwną stronę. Ruszyłam za matką, nogi mi ciążyły, a myśli znów powracały do jedynej rzeczy o której chciałam zapomnieć.
Weszliśmy do gabinetu i przywitał nas uśmiechnięty mężczyzna
- Kierownik Oddziału Psychiatrii, Maciej Pilecki – wysunął dłoń w naszym kierunku, co mama od razu odwzajemniła posyłając mu smutny uśmiech.
- Nazywam się Joanna Masoń, a to – wskazała na mnie - moja córka Daria.
Skinęłam głową w geście przywitania i położyłam na stole skierowanie od psychiatry, odwracając wzrok w stronę okna. Później wypełniłam dokumenty i jeszcze w gabinecie pożegnałam się z mamą, która miała łzy w oczach. Odwróciłam się do Pana Pileckiego i czekałam aż coś powie.
- Pozwolisz, że będę zwracał się do ciebie po imieniu, nie przeszkadza ci to? - pokręciłam głową, wskazał na krzesło, bym usiadła. - Może kawy?
- Czarną herbatę jeśli można – powiedziałam cicho wpatrując się w swoje dłonie. Powoli podszedł do czajnika i wstawił wodę, po chwili miałam już w dłoniach kubek z parującym napojem.
- Chciałbym byś ze mną porozmawiała – westchnął wyglądając na zmęczonego. - Twój psychiatra, który cię do mnie skierował powiedział mi z jakiego powodu pojawiła się twoja choroba, jednak ja wolałbym byś ty sama mi o tym powiedziała.
- Proszę się nie martwić, nie mam problemu z tą historią, a wiem, że podzielenie się z panem tym wspomnieniem ma pomóc mi w terapii - Spojrzałam na niego szukając potwierdzenia w jego oczach. - To było cztery miesiące temu...
Przyłapałam swojego narzeczonego Davida, na tym, że zbawiał się z jakąś pustą blond laską na stole w kuchni. Cały dom wypełniony był ich jękami i oni nawet nie zauważyli jak weszłam. W tamtym momencie serce pękło mi na pół i wiedziałam, że jestem już wrakiem. On był moim życiem i wraz z tym wydarzeniem umarłam. Zerwałam z nim kontakt, a on nawet nie domyślił się dlaczego, jednak szybko się pocieszył i jawnie zaczął być w związku z tą blondi. Byłam pustą skorupą, a po jakimś czasie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Od chwili gdy tylko zauważyłam dwie kreski na teście ciążowym znienawidziłam tego potwora co był we mnie. Wiedziałam, że muszę zniszczyć tą pozostałość po moim byłym i od razu postanowiłam o usunięciu tego czegoś. Po tygodniu od aborcji zaczęłam mieć problemy ze snem, a moja drażliwość i problemy z koncentracją spowodowały, że zostałam zwolniona z pracy. Później to była już tylko sama samo-destrukcja.
Po pełnej wspomnień rozmowie zostałam skierowana do pokoju i wiedziałam, że to dziś się skończy. Wszystko powróciło do mnie z podwójna siłą, wszystko przestało mieć znaczenie. To koniec. Wyjęłam z torby notatnik i długopis, wyrwałam kartkę i zaczęłam pisać list pożegnalny:
Kochana Mamo
Już nie potrafię żyć, chciałam spróbować, ale to nie ma sensu. Ból który mi towarzyszy od tego co zrobił mi David, bycie wśród was sprawiało mi tylko cierpienie. Patrzenie jak płaczesz z mojego powodu lub tego płodu, który zniszczyłam. Wiem, to było złe, ale musiałam to zrobić. Teraz chcę cię mamusiu przeprosić za to jaka byłam w ostatnim czasie i za to, że przysporzyłam ci tak wiele zmartwień. Proszę wybacz mi za to, kończę swe życie w taki to sposób i nie obwiniaj się o nic. Ty zrobiłaś dla mnie wszystko co mogłaś, a ja to zmarnowałam tak samo jak życie. Przegrałam tą grę.
Kocham cię i przepraszam, Daria
Złożyłam kartkę i położyłam na środku stolika. Z torby wyjęłam jeszcze zdjęcia które ze sobą wzięłam. Byłam na jednym szczęśliwą dziewczyną grającą z mamą w szachy. Poczułam łzy na policzkach, ale wiedziałam, że to nigdy nie wróci. To był koniec, mój koniec. Wzięłam swoje leginsy i zrobiłam z nich wrota do nowego świata. Zdjęłam buty, stanęłam na krześle pod lampą i zahaczyłam na nich spodnie. Czułam, że moje ciało robi się lżejsze na myśl o samobójstwie. Z uśmiechem na twarzy włożyłam głowę w pętle, kopnęłam krzesło i w myślach powtarzałam tylko jedno: Przepraszam.
CZYTASZ
Przepraszam
Short StoryKilka chwil przed końcem ... Przedstawiłam wam tylko zakończenie smutnej historii Darii. Wszędzie można znaleźć historie na temat miłości czy zdrady, więc nie widziałam sensu tu też tego przedstawiać.