Poranek

5.4K 363 105
                                    

Rasa magiczna do wieków prowadziła walki z rasą ludzką. Po wielu latach udało im się dojść do porozumienia. Z tejże okazji dowództwo obu ras, zorganizowało spotkanie, na którym mieli oficjalnie zakończyć spory swoich państw i przypieczętować to na papierze, jednak...
Kto by się spodziewał, że bezwzględny kapitan oddziału specjalnego, a jednocześnie najlepszy żołnierz rasy magicznej, może być niewinną omegą. Kto by się spodziewał, że tak nagle dostanie rui i jego mała tajemnica wyjdzie na jaw, w dodatku przed całym dowództwem. Kto by się spodziewał, że generał armii nie miał jeszcze swojego wybranka...

Kto by się spodziewał, że...

I spędzili razem noc.

Omega dopraszała się uwagi swojego alfy już od samego rana. Swojego alfy. Bo mimo że wcale się nie znali, generał nie miał oporów, aby naznaczyć tego chłopaka, kiedy w nocy połączyli się w jedność.

Kręcił się i kręcił w różowej pościeli, która zdawała się pachnieć naprawdę pięknymi kwiatami. Baldachim przysłaniał ich nagie ciała od reszty pokoju. I dobrze. Było bardziej intymnie. I wymknąć było się trudniej, a Levi nie chciał, aby Smith uciekł mu sprzed nosa.

Już parę ładnych godzin był jego. Należał do alfy. I mimo że omegi były traktowane jak przedmioty, on był szczęśliwy, bo mieć takiego partnera było jak spełnienie najskrytszych marzeń. Nieprawdopodobne.

Levi drapał go delikatnie w żebra, mrucząc na zmianę, bo naprawdę nie mógł się doczekać, kiedy Erwin w końcu się obudzi. Miał mu tyle do powiedzenia... Sam nie wiedział od czego zacząć. Może najpierw od pobudki partnera, bo takie czekanie było dla niego jak koszmar.

— Erwin. — brunet potrząsnął nim delikatnie, powoli podnosząc się do siadu. — Smith, śpiąca królewno. Obudź się. Ileż można czekać, aż podniesiesz swój szanowny zad?

— Miło posłuchać jak się niecierpliwisz. — odpowiedz dostał natychmiast, a już po chwili ciepły błękit opatulił jego drobne ciało. — Dzień dobry.

Ackerman rozpromieniał. Jego twarz nadal pozostała kamienna, jednak z jego ciała emanowało dziwne ciepło. Ciepło, które podarował mu tej nocy Smith. Złapał się za kark i czując na nim ugryzienie, skrzywił się. Rana bolała i jeszcze się nie zabliźniła. Zazwyczaj, tego typu rany goiły się szybko.

Erwin oczywiście zrozumiał. Ackerman po prostu się martwił, ale nie miał czym. Smith nie miał zamiaru zostawić go samego sobie z tak okrutnym zakochaniem. Posiadanie Levia było przyjemne, bo był inny. Zdawał mu się wyjątkowy. Piękniejszy od wszystkich. Jedyny w swoim rodzaju. I był silny. A siłę cenił sobie najbardziej.

— Musimy pomówić. — brunet znów ułożył się obok partnera, chowając swoje łopatki pod kołdrę. Odchrząknął i kontynuował. — Wiesz, że jestem omegą... To, że powstrzymywałem się wcześniej, to...

— Zawsze tyle mówiłeś? — Erwin przerwał jego wypowiedź, uśmiechając się przy tym. — Jeszcze coś ci się tam przegrzeje. — popukał go palcem w tył głowy, śmiejąc się radośnie.

— Zaraz ci przypierdolę, jak się nie zamkniesz. Właśnie walczę o swoje życie, a ty...

— Też ciebie chcę, Levi. — powiedział krótko, znów nie dając mu dokończyć.

Levi spojrzał na niego. Nie wierzył. Po prostu nie wierzył, że zdobył takiego alfę, tak łatwo. Był idealnym materiałem na męża. Na ojca. W dodatku był bogaty, miał piękny dom. I był niezwykle atrakcyjny.

Brunet odwrócił wzrok, nie wiedząc co może zrobić innego, niż zawstydzić się. Był to chyba pierwszy raz w jego życiu. Nie. Pierwszy raz był w nocy, kiedy to Smith zerwał z niego ubrania. Teraz był drugi.

— I za nie też. — dodał po chwili generał.

— Za kogo? — brunet zmarszczył swoje ciemne brwi i znów spojrzał na błękitnookiego mężczyznę. — Bredzisz. Zapewne jeszcze się nie obudziłeś.

— Wczoraj pękła nam gumka. — przeciągnął się i przekręcił na bok, w stronę Ackermana. Ułożył dłoń na jego plecach, przytulając go delikatnie.

Levi zamarł.
Jak to... Pękła?

— Co? — otworzył szerzej swoje kobaltowe oczy. — O czym ty pierdolisz?

— Zakładamy rodzinę. — przejechał dłonią po jego nagiej skórze w dół, a potem w górę.

Obserwował jak ciało Ackermana nieświadomie się wygina, pod wpływem jego dotyku. Jakby to był naturalny odruch. Robił to delikatnie. Jego opuszki ledwo co muskały jego porcelanową skórę, ale efekt pieszczoty tylko bardziej zawrócił mu w głowie. Plecy Ackermana gięły się w łuk. Drżały, jak nitka, której do pęknięcia brakowało bardzo niewiele. Sam już nie był pewien, czy to bardziej łaskocze, czy jest przyjemne. Ale zwróciło mu w głowie, bo przymknął swoje kobaltowe oczy, oddając swoją duszę tej słodkiej pieszczocie, prosto spod palcy Smitha. Było mu naprawdę dobrze. Przyjemnie, rozkosznie.

— N-nie rozumiem. — Levi już do reszty zamknął swoje piękne oczy, a palce alfy nadal droczyły się z jego plecami.

— Nie wiem co w tym trudnego do zrozumienia. — nagle jego dłoń zatrzymała się i opadła na jego ciało, opierając się na nim pewnie. — Jesteś w ciąży i nie pozwolę ci usunąć tego dziecka, bo chcę je wychować razem z tobą.

Levi otworzył oczy. Wyznanie, które otrzymał było z jednej strony przerażające, a z drugiej piękne. Ta nagłość i oddannie Smitha. Nie wiedział, czy bardziej się cieszy, czy jednak boi. Jego życie miało wywrócić się do góry nogami i tak naprawdę nic nie mógł z tym zrobić. Bo klamka zapadła. Decyzja należała do Erwina.

— Czy to znaczy... — zdołał tylko wyszeptać.

— Że od dziś każdego ranka po obudzeniu, pierwszą rzeczą jaką zobaczysz, będę ja.

Poranek || A/B/O || One-Shot || EruriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz