Niski szatyn z westchnieniem ulgi opadł na śmierdzący materac, leżący na środku małego, zatęchłego mieszkania. O ile mieszkaniem można nazwać jedno, niewielkie pomieszczenie z wyczuwalną w powietrzu ogromną wilgocią. Chłopak wtulił głowę w materac, czując mieszaninę potu, przelanego tutaj nie jednego kieliszka taniej wódki oraz truskawkowych papierosów. . Te zapachy zazwyczaj kołysały go do snu, jednak tamtej pamiętnej nocy dało się wyczuć ostry, miętowy zapach szamponu. Oprócz niego, na materacu spoczywał szczupły, niezwykle blady blondyn. Szatyn nie musiał się przyglądać swojemu towarzyszowi, gdyż wnikliwie robił to przez ostatnie kilka miesięcy a może nawet kilkanaście. Blondyn stał się jego małą obsesją a może całkiem dużą.
Jego małym światełkiem w zatęchłym pokoju.
Jego jedynym światełkiem w zatęchłym pokoju.Towarzysz szatyna znajdował się tu po raz pierwszy i po raz ostatni w życiu. Nie wykazywał zainteresowania pomieszczeniem, w którym się znajdował ale nie wydawało się również żeby nie miał ochoty tu przebywać. Był obojętny również w stosunku do szatyna. Właściciel materaca i mieszkania nie czuł się jednak tym w żadnym stopniu urażony.Powoli, spokojnie, niczym najbardziej wnikliwy, doświadczony i profesjonalny prywatny detektyw zaczął analizować calutką osobę i podsumowywać zdobyte przez wiele tygodni informacje.
Podstawy podstaw: Min Yoongi, urodzony 9 marca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego trzeciego roku. Urodzony w miesiącu, w którym kwiaty powoli budziły się do życia po długim, zimowym śnie, sam przez całe życie wyglądając jak najpiękniejsza, najdelikatniejsza i najsłodziej pachnąca, dopiero co rozwinięta roślinka. Teraz to na jego białej koszuli rozkwitały najróżniejsze wzory. Czerwone maki przeplatające się z różami. Bardzo krwistoczerwone maki przeplatające się z ostro szkarłatnymi różami.
Wracając jednak do blondyna, wbrew wszystkim znakom w jego życiu, Yoongi wcale nie lubił kwiatów. Od maleńkości zakochał się w wodzie i po krótkim czasie został zawodowym pływakiem, tamtej pamiętnej nocy już z kilkunastoma trofeami i tytułami na koncie. Zamiłowanie do sportu było widać po jego niezwykle zadbanym i wyrobionym ciele. Jego nogi od szczupłych kostek po pełne uda były umięśnione, pokryte drobnymi rankami czy bliznami. Dalej, przeistaczały się w, z lekka, zaokrąglone biodra i ukształtowane przez wodę i codzienne ćwiczenia zgrabne pośladki. Brzucha Yonngiemu mogłaby pozazdrościć nie jedna osoba. Szczupły, aczkolwiek z zarysowanymi mięśniami, wyrobionymi, a jakże, w chlorowanej wodzie seulskich pływalni.
Wcięcie w talii wyglądało niezwykle kusząco. Szatyn, chwytając często Yonngiego w owym wcięciu nazywała go osą lub (co brzmiało zdecydowanie bardziej uroczo i co wywoływało znacznie widoczniejsze rumieńce blondyna) pszczółką.
Szatyn, sunąc wyżej dłońmi po ciele chłopaka, napotkał wystające obojczyki, tak bardzo pożądane przez sporą część społeczeństwa. Jeden z elementów idealnego, wymarzonego wyglądu, wyśnionego przez współczesne nastolatki. Blondyn był idealny, a właściciel materaca po paru miesiącach swojej małej obsesji, powoli się do tego przyzwyczajał. Widok chłopaka nie wywoływał już w nim przyspieszonego bicia serca, urywanego oddechu, powolnego przełykania śliny, ostrożnie, aby się nie zadławić, albo po prostu sprytnie to maskował.
Przesunął dłońmi z obojczyków na szerokie ramiona i dalej wzdłuż rąk aż do dłoni. Przy tej lewej, na serdecznym palcu, wyczuł kawałek jakiegoś taniego metalu z tandetnym plastikowym koralikiem. Ich symboliczny zaręczynowy pierścionek, kupiony po pijaku w jednym z automatów na kulki za kilka groszy. Zbadał fakturę długich, smukłych, kościstych wręcz paliczków, zakończonych krótko spiłowanymi paznokciami. Szatyn przesunął się po rękach z powrotem na ramiona i przeniósł się na smukłą szyję, pokrytą kilkoma sino-czerwonymi śladami. Chłopak pochylił nad Yoongim twarz, upiększając jego kark o kolejną malinkę.
Jego skóra nie była już jednak tak miękka, nawilżona i elastyczna jak jeszcze kilka godzin temu. Nie była tak ciepła. Szatyn poczuł, jakby jego usta zamarzały po zetknięciu z bladą, chropowatą, chłodną skórą. Szybko przesunął więc dłońmi wyżej, podnosząc głowę, by spojrzeć na twarz Yoongiego.
Buzia blondyna była piękna.Chłopak chciałby go zamknąć w najpilniej strzeżonym muzeum i pokazywać jako dzieło sztuki, o ile pozwoliłby komuś oglądać jego najważniejsze kochanie.
Szatyn niewiele rzeczy określał słowem "piękno". Min został jednak jednym z tych wyjątków, dających się policzyć na palcach obu dłoni. Twarz, otoczona aureolą blond kosmyków. Włosy były wysuszone niejednokrotnym farbowaniem, choć z daleka wyglądały na miękkie i puszyste, niczym najdelikatniejsze kacze piórka. Żywcem wyjęte z reklamy najnowszego szamponu z ulepszoną super formułą, której nie ma nikt inny na rynku. Jak barwne płatki okrywające najpiękniejszy i najsłodziej pachnący kwiat. Owy kwiat składał się z zapadłych, przeważnie zaróżowionych policzków.
Od tamtej pamiętnej nocy polika miały jednak pozostać niewzruszenie blade do skończenia świata, a nawet kilka dni dłużej. Usta, mimo że z lekka suche i spękane, dla szatyna były jak wykonane z najdelikatniejszego jedwabiu, czy satyny. Zawsze smakowały świeżo parzoną poranną kawą, balonową, dziecięcą gumą do żucia i truskawkowym balsamem ochronnym, który nie do końca spełniał swoją rolę, zapamiętale będąc scałowywanym przez szatyna.Bo usta blondyna były idealnym miejscem do zostawiania motylich pocałunków i równie ulotnych co motyle wyznań, obietnic i przyrzeczeń.
Zgrabny, mały nos był z lekka zadarty ku górze, zupełnie jakby chciał nadrobić ogromną skromność swojego właściciela, tak cichego, usilnie starającego nie rzucać się w oczy.
W czyjeś jednak mimo swoich starań się rzucił. Rzucił, zapadając głęboko i gwałtownie w pamięć szatyna, z tak ogromną siłą, że ten został pociągnięty w dół, w głąb swojej obsesji, której odkrywał nowe dna i skrajności z każdym spojrzeniem w ciemne tęczówki Yoongiego.
Tamtej pamiętnej nocy, oczy blondyna były jednak skryte pod powiekami, na których odznaczały się liczne, zielonkawe żyłki. Szatyn nie chciał oglądać tego zamglonego spojrzenia.Spojrzenia śmierci.Spojrzenia, do którego sam doprowadził.
Teraz, długie rzęsy rzucały cień na chorobliwie białą i niewyobrażalnie chłodną cerę. Nie, jak zwykle, na zarumienioną.
Och, szatyn doskonale wiedział jak wywołać te uwielbiane przez siebie różowe plamy. Wystarczało kilka słów. Jeden palący dotyk. Dwa lub trzy, a może i trochę więcej subtelnych muśnięć i tych bardziej namiętnych skradanych sobie nawzajem pocałunków.
Szatyn ostatni raz obrzucił długim spojrzeniem twarz blondyna. Jakby chciał ją wyryć po wewnętrznej stronie swych powiek, by móc ją podziwiać nawet po zamknięciu oczu. Na próżno starał się policzyć każdy pojedynczy pieg, którymi nos Yoongiego był obrzucony.
Wyglądało to tak, jakby nieostrożny malarz, kończący tak zachwycające dzieło sztuki, jakim był chłopak, machnął nad jego twarzą pędzlem pobrudzonym rdzawo brązową farbą, która rozprysnęła się w maleńkie kropelki, osiadając na nosie i wokół oczu blondyna.
Po raz ostatni jego wzrok spoczął na zaschniętych krwistoczerwonych plamach na torsie blondyna. Czuł się jak zły myśliwy, który w swoją pułapkę ściągnął najsłodszego królika. Jak potwór z sennych koszmarów, czy ten spod dziecięcych łóżek. Jak głupi ogrodnik, który całkowitym przypadkiem pozbył się najpiękniejszego kwiatu w ogrodzie.
- Ale wiesz co? To ma swoje dobre strony, słoneczko. Teraz już nikt nam nie przeszkodzi. Nikt nie spojrzy krzywo na nasze złączone dłonie. Nikt cię już nie obrazi. Za chwilkę cię znajdę i będziemy razem. Do końca. Stworzymy swój nowy początek. I już cię nie opuszczę. Aż do śmierci – szatyn uśmiechnął się przez łzy, opadając bezwładnie na ciało blondyna.
W mieszkaniu rozległ się cichy trzask gdy na podłogę upadł nóż, łączący na sobie krew dwóch osób. Zabitego blondyna i samobójcy – szatyna.W powietrzu unosił się zapach potu, taniej wódki, truskawkowych papierosów i dwóch trupów, za oknem wstawał różowawy świt i rozlegał się ryk policyjnych syren i ciche westchnienie wydane przez Jimina przy ostatnim pocałunku w ciemności. Otwierały się pierwsze przydrożne budki, sprzedawcy nawoływali do podejścia i skosztowania najświeższych towarów. Jimin jednak się nie skusił. Krew, wypływająca z rany w jego piersi zbyt mocno przykleiła go do ciała Yoongiego.
Do ciała jego pierwszej i ostatniej miłości.
CZYTASZ
kiss me in the d a r k||yoonmin oneshot
Fanfictiongdzie Jimin nie może żyć bez Yoongiego lub gdzie Yoongi nie może żyć przez Jimina