Rozdział 1

37 6 0
                                    

Leżałem na swoim łóżku, rozmyślając nad tym co mogłoby czekać na mnie na innej planecie. Innym układzie. Właściwie to czemu używamy takich nazw? Mark mówi że wymyślają je ludzie mądrzejsi od nas. Ale kto dokładnie je wymyśla? Nawet on nie wie. Mark jest strażnikiem, w jak on to mówi „statku więziennym znajdującym się na orbicie Emirry". Ja wolę prostsze „kosmiczne więzienie". Ale nie ważne. Jest on strażnikiem, co znaczy że musi pilnować mnie i przebywać ze mną w mojej celi. To on uczył mnie wszystkiego, dzięki niemu mogę mówić i rozumiem co inni mówią do mnie. Wiele razy pytałem go dlaczego muszę tu przebywać, ale on nie potrafił znaleźć sensownej odpowiedzi. Po prostu władza uznała że stanowię zagrożenie, więc muszę tu tkwić. Nie widzę tu sensu, gdyż jakie zagrożenie może stanowić dwunastoletni chłopiec? Nie dożywiony, słaby, niedouczony... Widocznie moi rodzice, których nigdy nie poznałem zrobili coś co zmusiło władzę do umieszczenia mnie tutaj. Cokolwiek zrobili, nie mam im tego za złe. Wiele razy pytałem się Marka, czy kiedykolwiek stąd wyjdziemy. Mark albo nie odpowiadał, albo odpowiadał wymijająco. Pewnie nie wiedział, lub zdawał sobie sprawę że prawda może zaboleć. Rozumiem to.

Tego dnia czułem się okropnie. Nie mogłem usiedzieć na miejscu i byłem rozdrażniony. Widocznie siedzenie w celi nie za bardzo mi służy...

- Mark? – spytałem go pewnego dnia zaraz po wstaniu z łóżka.

- Tak?

- Czy moglibyśmy stąd uciec?

- Co!? – spytał zaskoczony.

- Po prostu, czy moglibyśmy stąd uciec?

- Teoretycznie... A co?

- Nie chciałbyś się stąd wyrwać? Bo ja bardzo chętnie...

- Ja również... Właściwie to można by spróbować!

- Czego? – spytałem zdziwiony.

- Ucieczki. Nawet mam już plan... W nocy wykradniesz się z celi. Pomogę ci z tym. Potem pobiegniemy do sali z statkami ratunkowymi. Wsiądziemy do jednego z nich i polecimy na najbliższą planetę. Ziemię. Co ty na to? - kiedy mówił świeciły mu się oczy.

- Tak. Zróbmy to!

- Świetnie. Idź spać, obudzę cię kiedy będziemy zaczynać.

- Ok. – zgodziłem się, i położyłem się na moim łóżku. Przez jakiś czas nie mogłem zasnąć, ale w końcu po przewracaniu się na bok, zapadłem w sen.

- Tom! Już czas! – szepnął Mark potrząsając mną.

- Na co? – spytałem zaspany.

- Na naszą ucieczkę. Wstawaj! Już! – powiedział po czym wyciągnął mnie z łóżka. W końcu wstałem, i stanąłem obok Marka.

- Chodź, musimy iść do pomieszczenia ze statkami – poinformował mnie. – Idź za mną.

Mark zaprowadził mnie do ściany z dużymi, metalowymi drzwiami. Obok nich zamocowany był czerwony przycisk. Mark wcisnął go, po czym rozległ się głośny alarm, a pomieszczenie pokryło się czerwonym światłem. Mark kopnął w drzwi, które nie stawiając żadnego oporu, otworzyły się. Mark chwycił mnie za ramię, i zaciągnął do środka. Znaleźliśmy się w dużym pomieszczeniu w którym znajdowały się cztery niewielkie statki kosmiczne. Mark podbieg do najbliższego z nich, otworzył klapę i wszedł do środka.

- Wsiadaj! – krzyknął ze środka.

Otworzyłem drzwi z tyłu statku i wszedłem do środka. Zamknąłem je, po czym usłyszałem dźwięk przypominający pracujący silnik, ale też odgłosy kroków. Usiadłem na wysuniętym krześle i zapiąłem coś przypominającego pasy. – Trzymaj się! Startujemy!

Poczułem wstrząsy, więc mocniej chwyciłem się krzesła.    

Powstanie Ludzkości [UKOŃCZONE]Where stories live. Discover now