Dzień jak co dzień - niedziela, mecz, pomarańczowo-granatowy uniform. Praca jak każda inna, a jednak – zupełnie inna.
Uśmiech i wesołe spojrzenie niebieskich oczu przed trzecim wyścigiem było takie jak zawsze. Dalej to już rutyna... światło, taśma, sprzęgło, gaz. Ułamek sekundy i potężne zderzenie. A potem wstrzymane oddechy i tylko urywki wspomnień. Bieg przez murawę, karetka i głęboki oddech gdy trzymał mnie za rękę.
Wypadek jakich wiele. Karetka na sygnale, rozmyty obraz za jej oknem, szpital, sala operacyjna i czekanie.
Dźwięk otwieranych drzwi zatrzymał wiele serc, ale to jedno już na wieczność...
I już nic nie było takie jak zawsze.
[*]13.05.2012