Uwaga! Ten rozdział to głównie opisy i nie posuwa fabuły do przodu, możesz do pominąć, ale będzie mi miło jeśli jednak go przeczytasz. Pozdrawiam i miłego czytania.
----- Time Skip -----
Stoję pod apartamentowcem z dużą torbą na ramieniu i plecakiem na plecach. Dzisiaj mój pierwszy dzień pracy jako tajny agent pustookiego, czyli jego dziewczyna. Ryu-kun pozwolił mi się wprowadzić dzień przed wszystkimi, abym mogła rozeznać się w terenie. Przygotowywał moją przykrywkę odkąd się poznaliśmy, a to już prawie miesiąc. Oni nie wiedzą, że "ma dziewczynę", ale czasami wychodził zadzwonić do kogoś, co pewnie te ciamajdy... to znaczy szanowni śledczy w sprawie Kiry nawet nie uznali za coś godnego uwagi, a powinni, bo z tego co wiem pustooki w sprawach śledztwa zawsze przez telefon rozmawia przy nich. Ale cóż większość ludzi nie zauważa nic poza czubkiem własnego nosa i tego co im się podstawi pod ten nos na tęczowym, świecącym talerzu by tego nie przeoczyli, dla mnie to lepiej, bo przecież ułatwiają mi pracę, ale z drugiej strony to tak cholernie smutne... nie zauważać dwóch stron świata. Tej szarej, pustej, przygnębiającej, odbierającej chęci do życia i tej przeciwnej kolorowej, radosnej, zabawnej i dojącej możliwości. Ta pierwsza jak się pewnie zdążyliście domyślić to moje życie, a druga dała mi możliwość oderwania się i możliwej dobrej zabawy w postaci Truposza i pracy z jego świtą. Obym nie żałowała tej decyzji. To ruszam zobaczyć co na mnie czeka, zakładam lekki uśmiech na twarz, szkoda, że jest sztuczny, ale komu w drogę, temu czas, a czas spiąć dupę w troki i przestać stać jak kołek przed wieżowcem i w końcu do niego wejść. Ruszam wolnym krokiem, po wejściu kontrola bagażu i przeszukanie, muszę przyznać, że to denerwujące, ale przynajmniej jakieś fangirls samozwańczego "bożka" Kiry, nie wejdą by nas pozabijać, chociaż gdyby naprawdę chciały i na chwilę ruszyły swoje szare komórki, to podstawiły by bombę w spożywczaku obok, jest on tak blisko, że wybuch w nim naruszyłby konstrukcję naszego wieżowca, a w konsekwencji ten by się zawalił jak domek z kart, miażdżąc nas żywcem, a ci co by nie umarli od razu, raczej by i tak było po nich, by się wykrwawili, albo udusili, zanim by nas odkopali z pod tych gruzów, w końcu nasza maleńka świątynia, imienia "złapmy tego cholernego pojeba Kirę" pod przewodnictwem L, ma 23 piętra, a podczas zawalenia dałoby się przeżyć tylko na parterze lub na którymś poziomie dwupoziomowej piwnicy. Podsumowując: wybuch w spożywczaku = astronomicznie małe szanse przeżycia w wieżowcu z upierdliwą ochroną w którym będę mieszkać przez czas nieokreślony. Po prostu liczę na to, że ktoś wpadnie na ten pomysł jak świta łapiąca Kirę wybyje gdzieś razem z L, a ja jako grzeczna pani domu będę na nich czekać piekąc pierniczki lub inne słodkości, aż sufit mi na łeb spadnie i zmiażdży moje wnętrzności, a flaki rozprysną się po pozostałościach budynku. Ach... aż się rozmarzyłam tak optymistyczną wizją mojej śmierci. Ciekawe, czy L by był chociaż trochę smutny... nie! O czym ja myślę?! Aż sama sobą się przeraziłam... Brrr, okropność. Czas wrócić do rzeczywistości, bo przecież już dojeżdżam windą na 13 piętro, jest ono całe moje, mam tu sypialnię, garderobę, łazienkę, kuchnio-salon i puste pomieszczenie, którego mogę wybrać przeznaczenie, chyba będzie siłownią, chociaż wolałabym gabinet, ale są kamery, a przecież miałam udawać głupią, jeszcze się zastanowię. Wróćmy do mojego nowego mieszkania, jest dość duże, luksusowe, są duże okna z pięknym widokiem na panoramę miasta, aż nie mogę się doczekać tego widoku nocą... L był wspaniałomyślny i pozwolił mi jako jedynej wybrać meble, kolory ścian i podłogi. Więc nie licząc łazienki, która swoją drogą była dość duża, co ja mówię, była ogromna, utrzymana w biało-szarej kolorystyce, miała prysznic, wannę umywalkę z przedłużonym marmurowym blatem, pod którym była ukryta w szafce pralka i kosz na brudne ubrania, więc jak możecie sobie wyobrazić blat był długi, na nim położyłam nieużywane ręczniki, dwa powiesiłam, jeden koło umywalki, drugi między prysznicem, a wanną. Nad blatem, na całą jego długość wisiało lustro. W kącie stała rzecz najważniejsza w każdej łazience, a mianowicie sedes. Mimo, iż było tam to wszystko, to na podłodze było jeszcze tyle miejsca, że mogłam się na niej położyć, chociaż jestem dość niska... to może dlatego. Podłogi w reszcie mieszkania to były płytki, dokładnie takie jak chciałam, były ciemno brązowe i fakturą przypominały drewno, o zimno się martwić nie musiałam, gdyż podłogi w częściach mieszkalnych na wszystkich piętrach są ogrzewane, a płytki łatwo się sprząta, więc skorzystałam, ściany w całym mieszkaniu, poza sypialnią są w ciepłym odcieniu jasnej szarości, wisi na nich kilka obrazów surrealistycznych, ach uwielbiam ten nurt w malarstwie, aż mi się serduszko cieszy gdy je oglądam. Kocham sztukę, a poza tym rysuję, o tym innym razem. Już wiem! W pustym pokoju zrobię salę plastyczną w stylu barokowym, zaraz zamówię rzeźbione biurko, sztalugę, kilka dupereli, jakiś jeden duży obraz na ścianę i może kilka kwiatów doniczkowych. Tak to jest świetny pomysł. Meble w reszcie domu są biało-szare, nowoczesne i funkcjonalne. W sypialni ściany mają kolor kremowy, taki jak mały puchaty dywanik przy dużym łóżku w stylu barokowym, w tym stylu jest też toaletka, komoda, fotel, mały stolik i rzeźbione półki na książki. W całym domu funkcjonalność i prostota, a w sypialni osobny świat, w którym mogę poczuć się wyjątkowo jak księżniczka, to cała ja. Punktem wspólnym sypialni z resztą pomieszczeń jest tylko podłoga, bo nie lubię całościowego odcięcia się od reszty domu, musi być chociaż jeden punkt wspólny, żeby cały dom do siebie pasował. Porypane wiem, ale tak mam i tego nie zmienię, jakbym miała każdy pokój robić w innym stylu, bez jakiegokolwiek punktu spajającego, to by zrobiła, ale jakbym miała tak mieszkać to bym zwariowała. Poukładałam swoje graty i podziękowałam w duchu Ryuzakiemu za możliwość wyboru mebli i ogólnie czuwania nad remontem. Fizycznie podziękowałam mu już wcześniej, a nie chcę się powtarzać, szczególnie z tego względu, że ma on sporo na głowie i nie chce go rozpraszać i odciągać od spraw, od których zależy nasze życie. Pójdę pozwiedzać resztę pięter, nie mam tylko wstępu do innych pięter mieszkalnych, bo są zamknięte na klucz w oczekiwaniu na nowych lokatorów, którzy mają pojawić się już jutro. Oj będzie zabawa i harówka, ale to już swoją drogą. Nie mogę się już doczekać. Może pójdę na zakupy, przecież lodówka się sama nie zapełni.
CZYTASZ
Death note - Powód życia i Powód śmierci. [Zawieszone]
FanfictionDach wieżowca, zapierający dech w piersiach widok, przyjemny chłodny wiatr rozwiewający włosy dziewczyny, bezchmurne niebo. Po prostu dzień idealny. Ktoś może zapytać "idealny do czego?" mianowicie do (uwaga werble) próby samobójczej wspomnianej wyż...