Kwiecisty pomysł

18 0 0
                                    

Miałem dość. Mój dom powoli zamieniał się w szary szkic miejsca, gdzie niegdyś razem malowaliśmy pokoje, dekorowaliśmy je według naszego uznania i kłóciliśmy się o najmniejsze szczególiki. Przemierzając kolejne miejsca, gdzie wiązało się większość wspomnień, natknąłem się na naszą kanapę. Delikatnie rękoma przejechałem po jej mszowej oprawce. Do głowy wpadło mi pewne wspomnienie. Był to jeszcze czas, kiedy zastanawialiśmy się nad jej wyborem. 

Ah pamiętam to jak by to było wczoraj - powiedziałem do siebie w duchu.
W końcu zdecydowałem się usiąść, a zaraz za mną podobnie postąpiły dwie radosne, śnieżne kulki i jeden bialutki moloch, który był słodkim nowofunlandem. Po ich lunchu były już trochę senne, więc po umiejscowieniu się powoli zamykały oczka. Przez wczorajszą noc zacząłem odpływać. Moje oczy były już naprawdę zmęczone, a ciało ociężałe. Noc pełna płaczu, cierpienia i żalu nie należała do najlepszych.  Snowy (bo tak się zwał wspomniany wcześniej moloch) położył głowę na moje kolana i ukradkiem spojrzał się na mnie. Uśmiechnąłem się i zacząłem przeczesywać jego zadbane włosie. Powoli zapadałem w stan podobny do snu. Przed moimi oczami przelatywały nieuchwytne chwile. Głównym ich bohaterem był Mateusz w całej swojej okazałości. Jeszcze w tamtym momencie uśmiechnięty, jeszcze radosny i troskliwy...
Jeszcze ze mną... 
Nagle moje myśli zaślepiła mroczna, gęsta mgła. Jedyne co pamiętam z tego stanu to uczucie spadania i lecące z mojej twarzy łzy. On stał gdzieś w górze, uśmiechał się. Próbowałem złapać jego rękę, jednak ciemność ciągnęła mnie głęboko w dół. W tamtym momencie nadal nie mogłem sobie uświadomić, że tym, który spowodował mój obecny stan rzeczy...
Był tak naprawdę on...
Zdawało się być  to na tyle realne, że  po pewnym czasie roztrzęsiony obudziłem się z tego letargu. Musiałem złapać oddech i uspokoić serce, które w tamtej chwili biło tak mocno. Nie musiałem długo czekać, a do wszystkiego dołączyły jeszcze łzy, których doświadczyłem w śnie. 
Czemu... czemu nadal myślę o tym sku**ysynie?! - powiedziałem do siebie z goryczą w głosie. Po opanowaniu się,  poszedłem w końcu przebrać się w coś, co nie jest moją piżamą. Będąc już w sypialni zobaczyłem zeschnięte kwiaty, o które kiedyś tak bardzo się starałem. Z początku próbowałem użyć moich mocy, by je uleczyć. Jednak nie przeszło to próby, bowiem wszystko co obejmuje już śmierć nie może zostać przekazane życiu. Postanowiłem je przesadzić w jakieś lepsze miejsce, tym razem tuż pod rynną. Z sentymentu bardzo nie chciałem ich wyrzucać. W pewnym sensie były jedyną rzeczą, o którą dbałem poza moimi żyjącymi puszkami i... "nim". 
Po prostu pójdę do ogrodniczego. Taka przechadzka dobrze mi zrobi,  jeszcze kupię nową doniczkę i jakieś ładne kwiaty na balkon. Na dodatek pracuje tam mój znajomy i dosyć dawno go nie odwiedzałem.   - Pomyślałem ostrożnie wsadzając kwiat do wybranego miejsca.
Pomimo tego, że było już około siedemnastej, słońce nadal próbowało przemykać się do tego świata.Podczas zakładania Snowiemu obroży, Megi i Gratka ochoczo na mnie spoglądały.
    Minęła chwila i po przejściu przez kawałek młodego lasku byliśmy już w mieście. Przytłoczony jego ogromem pilnowałem psów, by te się  przypadkowo nie zgubiły. Jak na sobotę wyjątkowy był fakt, że dookoła wędrowało pełno ludzi. Moją uwagę przykuł jeden mniejszy chłopak niosący stertę glinianych doniczek w kwieciste wzorki. Nie musiałem nawet zobaczyć rysy jego twarzy, a wiedziałem już, że był to Mat. Zdecydowanie nie dawał rady, a ciężar prawie że przykuwał go do ziemi. Westchnąłem i postanowiłem pomóc mu z taszczeniem tego całego cyrku.
Hej, nie przydałaby ci się może pomoc? - powiedziałem do małego człowieka za stertą doniczek. 
-Huh, czy to ty Adam? Oh, to rzeczywiście ty!  - odparł zaskoczony spoglądając na mnie z dołu, kiedy odkładał część doniczek na ziemię.
-Dawno się nie wiedzieliśmy, ale widzę, że nic się nie zmieniłeś. Wciąż ten nieporadny mały blondasek dbający o jedyną rzecz w życiu, którą są rośliny. -zaśmiałem się patrząc na jego nieporadność i głupiutki wyraz twarzy ze szczerym uśmiechem. 
-Hehe.. Tak już bywa, przynajmniej rośliny w przeciwieństwie do ludzi, nie potrafią ranić serc. - powiedział głaskając rozbrykaną Megi i zaczepiającą ją Gratką, które wcześniej goniły się dookoła naszych nóg. 
-A właśnie co z... - Urwał zdanie widząc moją posmutniałą twarz. 
-Ehh... to jest naprawdę uwikłana sprawa. Może opowiem ci przy jakiejś dobrej herbacie i ciastkach. - rzekłem starając się nie zaśmiecać swoich myśli tymi przykrymi chwilami 
-No pewnie, ale też nie musisz mi o tym opowiadać, jeśli sprawia ci to ból - odparł podnosząc się i otrzepując swój fartuch z  kurzu.
-Nie, nie, spokojnie. Po prostu to jest świeża rana i muszę jeszcze przez jakiś czas przecierpieć to wszystko - stwierdziłem.
-W każdym razie... Gdzie dokładnie znajduje się twój sklep? - zapytałem zmieniając tymczasowo temat i podnosząc część doniczek.
-Ah tak, już pokazuję ci drogę, chodź za mną. Cokolwiek by się nie stało pamiętaj, że zawsze w tak dużym świecie znajdzie się kwiatuszek, który zakwitnie tylko dla ciebie  - powiedziawszy to złapał mnie lewą ręką za ramię i uśmiechnął się szczerze.
      Chwilę później zaprowadził mnie do budynku na rogu ulic. Z zewnątrz wyglądał jak tradycyjny, nudny sklepik ogrodniczy. Jednak jego środek przerastał wszelkie  fantazje. Od wejścia zaskoczyły mnie ogromne paprocie o przeróżnych kolorach, począwszy od ciepłych przez zimne. Po przejściu paru kroków, poczułem jakby cała paleta barw kwiatów wiszących dookoła chciała mnie chwycić i mocno utulić w swoim pięknym zapachu. Ostatecznie moja podróż skończyła się na zapleczu, które znajdowało się za tą całą tęczą zapachów i wrażeń.
-Możesz to odłożyć tutaj. - powiedział z uśmiechem, wskazawszy miejsce nieopodal pokrytych bluszczem drzwi. Miały coś w sobie tajemniczego, a za nimi wydobywały się zapachy, których jeszcze nigdy nie czułem. Z resztą wszystkie poprzednie rośliny wydawały mi się po części nieznajome. Zaczęło mnie zastanawiać, czy to jego zdolność. Gdy byliśmy jeszcze dziećmi bardzo się tym chwalił, a wszyscy dorośli byli zdumieni jakim cudem taki dzieciak wygrywa każdy konkurs ogrodniczy. W zasadzie to nigdy jeszcze żadnego nie przegrał. Niezależnie, czy chodziło tu o największą dynię, najpiękniejszy kwiat, albo najsmaczniejsze warzywa, to i tak jury wybierało zawsze Mata. 
-Jeszcze raz dziękuję za pomoc, jesteś moim bohaterem dnia!- uśmiechnął się, podczas, gdy odkładałem wszystkie doniczki w wspomniane wcześniej miejsce.
-Nie ma sprawy. Zawsze robi mi się cieplej na sercu, gdy komuś mogę pomóc. Tym bardziej, jeśli jest to osoba, którą znam od dzieciństwa - odparłem odwzajemniając uśmiech. 
- Pomimo tego, że nie rozmawiamy ze sobą zbyt często,  ani nie jesteśmy obok siebie na co dzień, to i tak zawsze miło jest mi ciebie zobaczyć. W końcu tyle wiąże nas wspomnień z dzieciństwa.  - Powiedział przywoływując w swojej głowie te wszystkie wspomnienia. 
-Jak na ciebie to było to nadzwyczaj mądre. - Zaśmiałem się. Może to było głupie, ale w tamtym momencie poczułem się naprawdę szczęśliwy. Dobrze było wiedzieć, że ktoś myśli podobnie jak ty. 
-Apropos dzieciństwa. Zauważyłem dookoła pełno różnych roślin, których jeszcze nigdy nie widziałem. Czy jest to ta twoja słynna moc? - Spoglądając dookoła na schowane na półkach dzikie kwiaty, zapytałem się z ciekawości.
-Um... właściwie to tak. Dają świetny efekt, co nie? - powiedział spoglądając na kwiaty.
-W ogóle jest coś, o co muszę cię poprosić. Jest to rzecz, która potrzebuje twoich zdolności. - powiedział spoglądając na tajemnicze drzwi.
-Chętnie posłucham - odpowiedziałem, po czym otworzył przede mną wcześniej wspomniane drzwi. To co tam zobaczyłem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. 

Kiedy kwitną mleczeWhere stories live. Discover now