Prolog

299 30 6
                                    


Niewielki, delikatnie przyciemniony pokoik, w którym, przy olbrzymim lustrze paliło się tylko jedne ciepłe światełko, wypełnił cichutki, melodyjny głosik. Siedząca na niewygodnym krześle dziewczyna machinalnie nuciła „America", jednocześnie myśląc o tym, że wystawianie West Side Story – i to nieudolnie skróconej wersji – na tak ważnym konkursie talentów to całkowicie, niezaprzeczalnie fatalny pomysł, niosący za sobą tylko i wyłącznie bezwzględną klęskę. Ale cóż, błagała, prosiła, płakała i nic; reżyser, jak i jednocześnie nauczyciel na zajęciach aktorskich, uparł się, co oznaczało, że zdania, choćby świat się walił, a z nieba leciały krowy, nie zmieni.

— Diana, zaraz wchodzimy! — łysa głowa, a wraz z nią twarz mężczyzny w średnim wieku o wyjątkowo przyjaznych rysach, wychyliła się zza otwartych drzwi. Człowiek posłał szeroki uśmiech do wychowanki, a ta odwdzięczyła się teatralnym westchnięciem. Przejechała dłonią po niesfornym kosmyku kasztanowych włosów, który postanowił się zbuntować i wyskoczyć z nienagannie ułożonej fryzury. No cóż, teraz pozostało modlić się, by sędziowie nie zwracali uwagi na ułożenie włosów... chociaż, ech, przy jakichkolwiek ruchach te ciemne kłaczki i tak zaczną z powrotem żyć własnym życiem, bez względu na to, ile ton lakieru mają na sobie. Zwinnie zeskoczyła z krzesła, a następnie, jak prawdziwa diva, z uniesioną głową wyminęła pana Jaszczaka, by ruszyć w stronę czekających już koleżanek.

— Granie czternastoletniej Anity absolutnie mi się nie podoba — warknęła swoim, i tak anielskim, głosikiem, drobniutka blondyneczka, która na rzecz roli przefarbowała włosy. Absolutnie nie pasowała do roli gorącej, tryskającej orientalnością, dziewczyny Bernardo. Cóż, czy ktoś już wspominał o tym, że wybór West Side Story to najgorsza decyzja wszech czasów? Nie? A więc wybór West Side Story to najgorsza decyzja wszechczasów. Diana skrzyżowała ręce na piersi, wywracając oczami; zawsze robiła to, gdy chciała okazać najgorsze uczucia buzujące w jej wnętrzu.

— Uwierz mi, że granie piętnastoletniej Marii również mi się nie podoba. Nienawidzę West Side Story. Już Grease byłoby lepsze! — i tak oto zaczęła się parominutowa, aż wrząca od emocji dyskusja o fatalnym wyborze przedstawienia. Zapewne trwałaby dłużej, dużo dłużej – może nawet godzinę, gdyby nie fakt, że na scenę Europejskiego Konkursu Młodych Talentów wszedł ostatni wokalista; kończyła się sekcja taneczna, śpiew był parę godzin wcześniej, więc ów chłopak musiał się naprawdę bardzo spóźnić.

— Kocham wokalistów! Chodźcie, posłuchamy! — pisnęła jedna ruda dziewczyna, której imienia Diana zawsze zapominała. Przecież gwiazda nie musi znać wszystkich, to wszyscy mają znać gwiazdę. No więc ostatecznie łaskawie wyraziła zgodę i już po paru sekundach dokładnie dwanaście dziewcząt zaczęło się powolutku skradać na pierwsze miejsca widowni. Oczywiście im się udało – według Diany tylko przez to, że to właśnie ona prowadziła ekspedycję – więc mogły zamienić się w słuch. Na scenie wyłożonej deskami stał wysoki, szczupły chłopak. Dłonie lekko mu drżały, a jego wzrok był rozbiegany, jakby zaraz chciał uciec do najbliższej (i najlepiej najciemniejszej) skrytki. Szatynka tylko prychnęła z pogardą, bo nie lubiła takiego nieprofesjonalizmu. Poza tym miał brzydki, garbaty nos, a dziewczyna bardzo nie lubiła brzydkich nosów. Właśnie dlatego z góry przekreśliła szanse tego – jak się okazało – Ukraińca. 

— Słodki — usłyszała obok siebie cichy, ale rozentuzjazmowany szept i nawet nie musiała spoglądać w stronę Aleksandry z farbowanymi włosami, by domyślić się, że w jej oczach zaczynają tańczyć iskierki zauroczenia. Ach, te kochliwe serca, również zero profesjonalizmu. 

— I przynajmniej trzy lata młodszy od nas, daj spokój — z ust Diany wydobyło się prychnięcie jeszcze bardziej pogardliwe, niż się spodziewała. Idealnie! Nawet nie wiedziała, że tak potrafi! Ten jej talent zaskakiwał ją samą na każdym kroku! Tak zachwycała się sobą, że nie zauważyła nawet, że ten Ukrainiec śpiewał całkiem nieźle – może gdyby widziała cokolwiek poza czubkiem własnego nosa, polubiłaby jego specyficzną i tym samym ciekawą barwę głosu. Tak, zapewne tak.

___

Dziesięć minut do wielkiej porażki jedynej grupy teatralnej na konkursie z Polski. Dziesięć minut do, zapewne i tak niepomocnej, próby ratowania wszystkiego przez wspaniałą grę Diany. Dziesięć minut do – mimo wszystko – możliwej wygranej i upragnionej sławy. Dziesięć minut do prawdziwego żywiołu piętnastoletniej artystki – do miłości jej życia, jedynego narkotyku, jakiego potrzebowała. Scena, reflektory, widownia. Aktorstwo, jedyna rzecz, dla jakiej szatynka codziennie budziła się rano w dobrym humorze.

— Czas zawojować Brukselę!! — zanuciła pod nosem do nikomu nieznanej melodii, stojąc przy barku z kawą. Czuła jak od cebulki każdego włosa po koniuszki palców u stóp, przebiega przez nią przyjemny dreszczyk emocji. Radość przeplatana z ekscytacją, jak i nutką tremy, do której nigdy się nie przyznawała. Coś, co rozpalało jej wnętrzności, powodowało, że krew buzowała w jej żyłach jak szalona, a oczy po prostu się cieszyły. Wszystko byłoby cudownie, w swojej białej sukience Marii już ruszała tanecznym krokiem na scenę. I w sekundzie wszystko się zawaliło; poczuła, że traci grunt pod nogami, a wszystkie pozytywne emocje odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni – mówiąc prościej, radość przeraziła się w wściekłość, a jej oczy wprost zapłonęły czystą nienawiścią. Nienawiścią skierowaną do tego przeklętego Ukraińca, który właśnie oblał jej cudowną sukienkę gorącą czekoladą; już nawet nie zwróciła uwagi na ból, przecież jak mogła wyjść na scenę z brązową plamą na brzuchu! Ten okropny chłopaczek zniszczył wszystko, na co jednak ciężko pracowała z resztą grupy! 

— Ja przepraszam — jęknął z tym samym rozbieganym wzrokiem, który doprowadzał Dianę do istnego szału. Ze złości aż ją nosiło, dosłownie, nie miała pojęcia, co robić – czy rzucać się na niego, czy wyrwać mu te ciemne kłaczki, czy wyprostować nos, czy może po prostu zabić. Wiedziała, że w takiej chwili powinna się, przede wszystkim, opanować; policzyć do dziesięciu, odwrócić się na pięcie, cokolwiek, by tylko jej serce przestało bić ze złości jak dzikie, ale cóż, ostatecznie chwyciła kubek ciepłej kawy i nie będąc dłużną, wylała wszystko wprost na czubek jego głowy. Tak właśnie zachowują się prawdzie divy, a zwłaszcza te, które nie potrafią panować nad emocjami. 



Po trzech latach synek doczekał się swojego własnego fanfika. 

Wow.

Svit v poloni | MÉLOVINWhere stories live. Discover now