1

144 14 1
                                    

Rozległe łąki oświecało jaskrawe słońce. Był pierwszy dzień wiosny jednak pogoda była całkiem ciepła, bezwietrzna, bezchmurna. Panorama Lexington o porannej porze była piękniejsza niż zwykle.

Zamyślony Anthony, krążył po pokoju. Zastanawiał się, czy przygotował wszystko, co będzie potrzebne na przyjacielski wyjazd na grę w golfa. Z westchnieniem opuścił gabinet, w locie łapiąc czapkę z daszkiem. Wsiadł w samochód i odjechał z posiadłości.

Po pewnym czasie dotarł do celu, zaparkował swego Maserati na parkingu, wyciągnął torbę z kijami i ruszył do budynku. Tuż przy drzwiach stali jego najlepsi przyjaciele.

Anthony Remington, nareszcie na boga. Odezwał się jeden z nich.

Też mi miło Ciebie widzieć, Bobie. Pokręcił głową i zrzucił torbę z ramienia. Stanął koło reszty. Idziemy?

Zdecydowanie. Odparł Tom, który tak jak Anthony był właścicielem stajni wyścigowych.

Wszyscy znaleźli się na polach i zaczęli grę. Zazwyczaj było zabawnie, ale dziś atmosfera była napięta. Tom, dzisiaj najbardziej spięty uczestnik, z czymś się krył, co można było wyczuć na kilometr.

Iii...Bob krzyknął. Dołek! Podniósł ręce do góry.Stawiacie mi whiskey albo tequilę. Uśmiechnął się.

Postawię. Anthony wywrócił oczami. Tylko tyle, żebyś sam wrócił do domu, nie to, co ostatnio. Parsknął.

Tom wciąż milczał.

***

Siedzieli w barze na polach do gry. W ciszy kończyli pić swoje trunki. Jeden z nich przerwał niezręczną ciszę.

Tom, dlaczego dzisiaj taki mało wylewny jesteś? Coś Cię Trapi? Anthony odstawił szklankę na blat.

Elizabeth go nie wpuściła do łóżka, bo śmierdział koniem. Spojrzał się na Toma, który rzucił mu spojrzenie pełne dezaprobaty.No przecież żartowałem.Bob wywrócił oczami.

Powiem wprost. Odezwał się Tom.- Kończę z trenowaniem koni, sprzedaję działkę i idę na emeryturę.- Zgarbił się, nie odrywając wzroku od szklanki whiskey.

Coś ty? Bobbie skrzywił się. Czyli jednak cię nie wpuściła do łóżka, bo śmierdziałeś koniem?Odparł.

Tak postanowiłem razem z Elizabeth. Nie mam już siły, ciągłe wyjazdy i wczesne pobudki są męczące w moim wieku. Mam pięćdziesiąt sześć lat, to zaczyna być uciążliwe.Rzekł ignorując wypowiedź Boba. Podparł głowę na dłoniach. Antho, chciałbym, żebyście przejęli niektóre moje konie, resztę sprzedam. Im szybciej ze mną uzgodnicie, które zabieracie, tym lepiej. Westchnął.

Przykro mi, ale jeśli uważasz, że to jest najlepszy wybór, to rób, co konieczne. Już niech Ci będzie. Położył mu rękę na ramieniu. Daj znać, kiedy chcesz, żebyśmy przyjechali, a ja i Bob przyjedziemy.

Już teraz daję znać! Ale proszę, wybierzcie dobrze. Przygotuję wam moje perełki. Umówmy się dziś na czwartą po południu. Lekko się uśmiechnął.

Anthy kiwnął głową, odwzajemniając uśmiech.

Najstarszy z nich wstał i wyszedł z knajpy. Co od razu skomentował Bob:

The Beginning.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz