Szłem lasem. Ciemnym lasem. Sam. Nagle coś zaczęło biec w moją stronę. Uciekałem, to mnie goniło.
Niestety, przewróciłem się o wystający z ziemi korzeń. Złapało mnie. A raczej złapała. Wstałem, zobaczyłem dziewczynę. Ale nie była zwykła. Miała czarne oczy, całe czarne.-Natan! Wstawaj w tej chwili!- usłyszałem głos mojej matki. -zaraz spóźnisz się do szkoły!
-Już idę..-niechętnie wstałem z łózka i podeszłem do szafy. Wybrałem pierwszy lepszy ubiór, i poszłem do łazienki. Zrobiłem poranną rutynę, po czym udałem się do szkoły.O godzinie 15:30 usłyszałem ostatni dzwonek. Szybkim krokiem poszedłem do szatni. Przebrałem buty, założyłem słuchawki i w dobrym humorze szłem do domu.
Gdy byłem już w progu, zdjąłem buty i weszłem do domu.
-Cześć Mamo!-Oczekiwałem odpowiedzi. Ku mojemu zdziwieniu nie otrzymałem jej. Poszedłem do salonu, ale tam nie było mamy.
-Pewnie gdzieś pojechała. -powiedziałem sam do siebie. Udałem się do kuchni. To co zobaczyłem, zostanie w mojej pamięci na zawsze. Na środku kuchni, leżała moja mama. Cała we krwi. Miała ranę na brzuchu. Zaczęłem płakać. Tak cholernie mocno i długo płakałem. Nagle coś mi przeleciało przed oczami. To była ona. Dziewczyna ze snów. Miała czarne oczy, a na ramieniu czarnego kruka. Była ubrana w białą, zwistającą sukienkę, chociaż nie wiem czy można to nazwać sukienką. Miała czarne, długie włosy, a na nich wianek z czarnych i białych róż. Wtedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Stała obok mnie. Nie myśląc, zapytałem się jej
-Dlaczego to zrobiłaś?- dalej płakałem.
Nie otrzymałem odpowiedzi. Próbowałem do niej podejść. Byłem już metr od niej, gdy nagle zniknęła. Dopiero teraz zorientowałem się że nie zawiadomiłem nikogo o tym. Zadzwoniłem do dziadków, ponieważ oni byli mi najbliżsi. Ojca nie miałem, odszedł od nas.
Wybrałem numer do babci. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. I nagle usłyszałem głos mojej babci.
-Halo? Natanku?
-Babciu ja...-i w tym momencie zemdlałem. Zobaczyłem czarną dziurę przed oczami.