Preludium

22 4 3
                                    


Wyjście o tej porze nie było dobrym pomysłem. Morgan doskonale o tym wiedział, mimo to podjął ryzyko. Zamknął mieszkanie na klucz, przekręcił raz. Szybko, ale cicho zbiegł na parter, potem piętro, parter, piętro, parter. Wyszedł na ulicę, rozejrzał się. Czysto.  Założył kaptur swej ciemnej kurtki, włożył ręce w kieszenie i poszedł w prawą stronę. Oby tylko na nich nie trafić... Oby tylko dojść do miejsca spotkania. 

Ulice o tej porze były puste. Światła, które się paliły, Morgan mógł policzyć na palcach jednej ręki. Samochody stały niczym pomniki jego rzeczywistości. Ograbione. Zniszczone. A paliwo spuszczone.

Kroki. Ktoś idzie w oddali, przeszedł pod latarnią. Nieczytelna sylwetka. Złomiarz? Pewnie zbiera to, co zostało. A co jeśli to jeden z tamtych? Nie można ryzykować. Szukał wzrokiem wąskiej uliczki. Powinna tu być. No gdzie jest?! 

Obejrzał się za siebie, minął ją kilka kroków wcześniej. Zawrócił, wskoczył do niej i na drugą ulicę. Dookoła niego znajdowały się opuszczone bloki. Kiedyś, aby w nich zamieszkać, ludzie zaciągali kredyty. Najlepiej było to robić w małżeństwie. Nic tak nie pieczętuje związku jak wspólne zobowiązania wobec banku. I dzieci.

Morgan powtórzył w myślach wskazówki dojścia, które dał mu Zachary: "Od pomnika na wschód, przy przewróconej latarni zejście do kanalizy, potem dalej wschód i czekać na ich człowieka". Proste, gdyby nie fakt, że mają się spotkać pierwszej w nocy. Spojrzał na zegarek, za piętnaście. Zdąży. Jest już przy pomniku. Co prawda bezgłowym, ale to jakże ważny element kultury jego miasta. Latem dawał odrobinę cienia w upalny dzień. Niegdyś podziwiany przez ludzi idących do pracy, jeżdżących autobusem do szkoły, dziś tylko przez niego i nielicznych przechodniów za dnia. Zrobił,  jak mu kazano - poszedł na wschód. 

Pochmurne niebo zwiastowało deszcz. Wszak to jesień, niech pada, niech zmyje brud z ulicy, niech pachnie ozonem. Czystością. Przydaliby się dziś sprzątacze ulic - nie trzeba by było czekać na deszcz, aby mieć czysty chodnik.

Oto ona. Przewrócona latarnia, jedyna w okolicy. Upadła idealnie obok studzienki kanalizacyjnej, może dlatego wybrali to miejsce jako wejście do swojej kryjówki. Naturalny kierunkowskaz. Morgan odsunął właz, wszedł i zamknął za sobą - pełna kultura. Zeskoczył na dół, pomyślał, w którą stronę się udać, musiał złapać orientację. Nie wiedział, czy ma czekać tutaj czy iść dalej na wschód. Zachary powiedział, że iść na wschód i czekać na ich człowieka. Ale ten ich człowiek przechwyci go, czy spotkają się po drodze? Nie wiedział. Szedł przed siebie, świecąc sobie latarką z zegarka.

Ktoś zaszedł go od tyłu. Wykręcił ręce. Druga osoba założyła mu worek na twarz, tamta spięła ręce trytytką. Ktoś inny unieruchomił mu nogi. Stał się glizdą. Leżał twarzą do ziemi, próbował uciekać, odpełznąć od nich. Złapali go zanim zdążył wykonać jakikolwiek ruch.

"Puśćcie mnie, do cholery!" - jakby to miało cokolwiek dać. Jakby oprawcy mieli nagle zmienić zdanie i zostawić go, pozwolić mu uciec. Więc to tutaj skończy? Pośród gówna? Zgarnięty przez jakichś świrusów, może kanibali? Poczuł się słabo. Opuściły go wszystkie siły, jak za dotknięciem magicznej różdżki. To ta szmata. Ten worek... Coś w nim...  Koniec filmu.

Obudził się obolały, przywiązany do krzesła. Próbował otworzyć oczy, nie miał już worka. Przed nim siedział łysy człowiek, z szeroką twarzą, poważną miną. Znajdowali się w przytulnym pokoju, czuł stopami dywan. Stopami? Gdzie jego buty? Pomiędzy nimi stało biurko z papierami.

- Ad augusta per angusta.

- Per aspera ad astra. - wymamrotał Morgan. Ledwie czuł usta. Ale te słowa wywołały uśmiech na twarzy jego towarzysza. To hasło, które miał powiedzieć przy spotkaniu.

- Adam, rozetnij opaski. Toż to swój chłop! Proszę wybaczyć, środki ostrożności. Może wody? - zapytał życzliwie.

- Poproszę. - Ktoś za nim rozciął mu swojego rodzaju kajdanki. Rozejrzał się po pokoju. Wyglądał jak gabinet lekarski, tylko brudniej. Na szarych ścianach znajdowały się jakieś kolorowe zdjęcia, zza zasłony wyłaniał się kawałek łóżka.  Wziął łyk wody z plastikowego kubka. 

- Dlaczego pan chce do nas dołączyć, panie Morgan? - Zapytał, trzymając w ręku jego dowód. Dopiero teraz zauważył, że jest w samej koszulce i spodniach. Bez zegarka. 

- Słyszałem, że potrzebujecie pilota. A ja pieniędzy.  

- Po ostatnim incydencie mamy pewien ich deficyt ... to fakt. To, czy jest pan dobrym pilotem, sprawdzimy w symulatorze. Adam, pójdziesz z nami. I oddaj mu buty.

Łysy wstał, przeszedł obok Morgana. Miał na sobie czarną koszulkę na ramiączkach i czarne, materiałowe spodnie. Ten również instynktownie wstał i udał się za nim. Strażnik podał mu buty z szafy.  Miał okazję mu się przyjrzeć - ubrany był w czarny kombinezon, do pasa miał przypięty paralizator i pałkę policyjną starego typu, w kształcie litery "L". Wydawało mu się, że jest w jego wieku, ale znacznie szerszy w barkach. Wyszli na korytarz, jedna lampa neonowa była bliska przepaleniu i migotała. Doszli do podobnego pokoju, w którym był przywitany, tylko zamiast łóżka stał fotel z przyssawkami jak do wysysania mózgu. Chcą mu wyssać mózg? 

- Proszę usiąść, kolega się panem zajmie. - Powiedział Łysy, siadając przed komputerem. Człowiek w kombinezonie zaczął mu przyczepiać do skroni przyssawki i przypiął do fotela.

- Bez obaw, to tylko na wypadek zbyt dużego wczucia się w symulację. - Odezwał się strażnik. Ależ ci wszyscy ludzie są życzliwi. Proszę, dziękuję. Chyba naprawdę potrzebują ochotników.

Nagle poczuł się senny i mimowolnie zamknął oczy. Był w statku, małym, zapewne zwinnym i zwrotnym. Ale to nie był sen. Nie zwykły. Świadomy sen? Mają maszynkę do wywoływania świadomego snu? Wyglądało to całkiem realistycznie - leciał nad pustynią skalistą. Na ekranie, po lewej stronie widniała treść obecnego zadania: "Obroń transportowiec T-5 przed statkami Unii.". Przed sobą zobaczył duży statek, który na oko pomieściłby 1000 osób. Leci w górę na pełnym ciągu - Morgan wywnioskował to po wielkości stożka płomienia, który wychodził z dysz tego kolosa. Z daleka widać już nadlatujące myśliwce Unii Federacji Handlowych. Złapał wolant i przyśpieszył lot.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 19, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Uciec z planetyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz