Rozdział 2 - Złodzieje

1 0 0
                                    

Wisława Szymborska

Terrorysta, on patrzy.

Bomba wybuchnie w barze trzynasta dwadzieścia.

Teraz mamy dopiero trzynastą szesnaście.
Niektórzy zdążą jeszcze wejść.
Niektórzy wyjść.

Terrorysta już przeszedł na drugą stronę ulicy.
Ta odległość go chroni od wszelkiego złego
no i widok jak w kinie:

Kobieta w żółtej kurtce, ona wchodzi.
Mężczyzna w ciemnych okularach, on wychodzi.
Chłopaki w dżinsach, oni rozmawiają.
Trzynasta siedemnaście i cztery sekundy.
Ten niższy to ma szczęście i wsiada na skuter,
a ten wyższy to wchodzi.

Trzynasta siedemnaście i czterdzieści sekund.
Dziewczyna, ona idzie z zieloną wstążką we włosach.
Tylko że ten autobus nagle ją zasłania.

Trzynasta osiemnaście.
Już nie ma dziewczyny.
Czy była taka głupia i weszła, czy nie,
to sie zobaczy, jak będą wynosić.

Trzynasta dziewietnaście.
Nikt jakoś nie wchodzi.
Za to jeszcze wychodzi jeden gruby łysy.
Ale tak, jakby szukał czegoś po kieszeniach i
o trzynastej dwadzieścia bez dziesięciu sekund
wraca po te swoje marne rękawiczki.

Jest trzynasta dwadzieścia.
Czas, jak on się wlecze.
Już chyba teraz.
Jeszcze nie teraz.
Tak, teraz.
Bomba, ona wybucha. 

=============================

      Na zachodzie Urdy były dzielnice, w których mieszkali bogatsi ludzie. Mieliśmy więc sporo roboty. Rozejrzałam się po okolicy. Po mojej prawej stał wielki dom. Miał białe kolumny, starannie przystrzyżone tuje, flagę Urdy ,dwa dumne lwy, które pilnowały drzwi. Miałam wrażenie że strzegą wejścia, właśnie przed ludźmi takimi jak ja. Gnębi mnie poczucie winy. Okradamy tych ludzi, mimo że wiemy że oni mają tak samo ciężkie życie jak my. Na pierwszy rzut oka można by myśleć, że tych ludzi wojna w żaden sposób nie dotyczy, lecz gdy spojrzy się dokładniej można zobaczyć nawet małe dziury po kulach na śnieżnobiałej kolumnie. Otrząsnęłam się. Zdecydowanie za często zamyślam się i zapominam o działaniu. Muszę to zrobić... Dla siebie i dla całej Garty. Weszłam ostrożnie do domu, sprawdzając czy nikogo nie ma w domu. Co do ekspedycji i włamań mamy masę zasad bo mieliśmy kiedyś wypadek... okazało się że włamaliśmy się do mieszkania kiedy właściciel był w domu. Szybko uciekliśmy, i mimo że właściciel nas nie zobaczył dostaliśmy niezłą naganę. Od tego czasu jesteśmy ostrożniejsi.

Rozejrzałam się i dałam znać mojej drużynie, że droga jest wolna. Co do zabieranych rzeczy mieliśmy surowy regulamin. Jedzenie, leki, radio i narzędzia oddawaliśmy do magazynu „dla wszystkich" lub do kuchni i mini-szpitala. Nie mogliśmy zabierać rzeczy osobistych jak: zdjęcia, pamiątkowa biżuteria i oczywiście bielizna i inne rzeczy które mogły w jakiś sposób roznosić choroby.

My sami mogliśmy zabrać tylko po pięć rzeczy na każdego. Może się wydawać że to dużo, ale należy wziąć pod uwagę to, że musimy się jeszcze podzielić z naszymi współlokatorami i że ekspedycje są raz na miesiąc.

-Julia i Jane, sprawdźcie kuchnie i łazienkę – Powiedziałam – Leon i Natalia, wy sprawdźcie składzik i jadalnie, ja i Arek pójdziemy na piętro i sprawdzimy sypialnie.

Załoga kiwnęła głową na znak że zrozumieli i ruszyli do przydzielonych im pokoi. Ja też ruszyłam w stronę piętra, jednak po chwili zatrzymał mnie mój towarzysz.

-Ana, czy te ekspedycje są niebezpieczne? Zginiemy tu? – zapytał mnie mój przestraszony towarzysz.

-nie i nie- odparłam bez emocji

- mówisz to tylko żebym się nie bał? – nie dawał za wygraną Arek

- Yeup – powiedziałam i nie patrząc już czy Arkadiusz idzie za mną, ruszyłam wykonywać moją misje.

Sypialnia była duża, i bardzo elegancko wystrojona. Na środku pokoju stało ogromne łóżko, a przy oknie – komoda. Ruszyłam w jej stronę. Zaczęłam przeczesywać ubrania, książki i kosmetyki. Ujrzałam parę leków i wrzuciłam je do worka przeznaczonego właśnie na zebrane przedmioty. Obróciłam się by przeczesać szafę stojącą obok drzwi, ale zobaczyłam że Arek już to robi. Podeszłam do szafki nocnej dolna szuflada zawierała duży nóż kuchenny, parę śmieci i linę. Zabrałam do worka nóż i linę. Otworzyłam górną szufladę, i mnie zamurowało... Leżał w niej pistolet i odznaka generała wojsk Króla Armilla. Żołnierze się bez niej nie ruszają, co oznacza że albo zaraz po nie wróci, albo to pułapka. Obróciłam się w stronę mojego towarzysza, który patrzył na mnie z niepokojem. Zaczęłam biec. Chwyciłam Arkadiusza za rękę i zaczęłam biec ile sił w nogach. Po drodze zagarnęłam szybko resztę mojej załogi i już chciałam wyjść, kiedy usłyszałam dźwięk przekręcania klucza z zamku do drzwi głównych. Szybko zawróciłam i nie przestając ciągnąć moich towarzyszy pobiegłam do sypialni na drugim piętrze i zakluczyłam drzwi. Musiałam coś wymyśleć, musiałam! Nagle mnie olśniło. Wyjęłam z worka linę i przywiązałam ją do nogi masywnego łóżka. Ktoś spróbował otworzyć drzwi do sypialni... Generał króla Armilla. Serce zaczęło mi jeszcze szybciej bić, chociaż myślałam że bardziej już nie może.

- Idźcie, spuście się po linie przez okno! – Ledwo udało mi się powiedzieć te słowa nie wymiotując ze strachu. – Szybko!

Drużyna mnie posłuchała, zgrabnie i szybko spuścili się po linie... wszyscy z wyjątkiem Arkadiusza... Jemu zajęło to dłużej. Wiedziałam, że nie zdążę. Wychyliłam się tylko przez okno i krzyknęłam do załogi:

-Uciekajcie, Powiadomcie Witolda! Nie martwcie się o mnie – Na twarzach żołnierzy zobaczyłam chęć sprzeciwu, więc szybko dodałam – To rozkaz!

Obróciłam się na pięcie nie patrząc już na reakcje żołnierzy. Byli dobrze wyszkoleni i posłuszni. Prawie wszyscy...

Z wrota tryskały drzazgi. Musiałam szybko coś wymyśleć, bo inaczej skończę nie lepiej niż drzwi . Mój wzrok padł na masywne łóżko do którego wciąż była przywiązana lina. Miałam ułamki sekund by zdecydować czy uciekać. Tutaj! Szybko padłam na podłogę i wturlałam się pod łóżko. Pare sekund później właściciel wdarł się do pokoju. Leżałam i starałam się nie zwymiotować ze strachu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jaki mam przyśpieszony oddech i szybkie bicie serca. Obróciłam delikatnie głowę by zobaczyć gdzie teraz jest generał. Sprawdzał co ukradziono.

- Nie! – krzyknął nagle ,a ja podskoczyłam ze strachu – Znowu ty byli! Mam nadzieje że nie znaleźli planów. Inaczej mam przerąbane. Musze zwołać rade

I wyszedł. Po prostu wyszedł. Mimo tego jeszcze przez parędziesiąt sekund nie mogłam się ruszyć. Czy mówił o nas? O całej Garcie? Znaleźli nas, chcieli na zabić? Musiałam coś zrobić... Wyszłam z ukrycia , ale zamiast uciekać zaczęłam jeszcze raz przeszukiwać sypialnie. Te „plany" muszą tu być!! Nie zdążyliśmy przeszukać tylko jednego miejsca – biurka. Podeszłam i już w pierwszej otworzonej szufladzie znalazłam to, czego szukałam. Teraz musze stąd szybko zwiewać. Dla pewności, że nic nie pominęłam otworzyłam jeszcze inne szuflady masywnego, drewnianego biurka. Wzięłam para żeczy. Wychyliłam się przez okno i upewniłam się że terem jest czysty. Spuściłam się po linie. Byłam teraz na skraju lasu, w który szybko wbiegłam kierując się do Garty. Nie mogłam przestać myśleć o ostatnich wydarzeniach. Czyżby na odkryli? Planowali nas zabić, lub skrzywdzić? Nie mam pojęcia, ale wiem jedno. Teraz muszę porozmawiać w Witoldem...


Cześć, cześć! co tam? to moje pierwsze opowiadanie na wattpadzie i nie wiem co, i jak, ale mam nadzieje że się podobało... do zobaczenia! ^>,<^

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 15, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Niepokonani - AnnMaximesWhere stories live. Discover now