Raphael
Zimny podmuch wiatru rozwiewał moje złote kosmyki włosów. Wpatrywałem się w niebo, szukając spokoju w gwiazdach, lekko oświetlających moją twarz. Po chwili zadumy, podniosłem się automatycznie, kierując się do domu Aurelii.
***
Uwielbiałem spacerować po nocach, zżerany przez wewnętrzny strach i stres, potrafiłem przebyć kilkanaście kilometrów w ciągu kilku godzin.
Spojrzałem z oddali na małe drewniane okienko, za którym krył się pokój Rudej. Było dobre kilka godzin po północy, młoda na pewno już śpi.
Podeszłem bliżej, stawiając ostrożnie kroki. Schowałem się w cieniu pobliskiej sosny, lekko zaglądając w głąb pomieszczenia. Na błękitnej poduszce spoczywała głowa dziewczyny. Jej rude, geste loki były porozrzucane po całej poszewce, w artystycznym nieładzie.
Poczułem dziwny niepokój, wynikający najprawdopodobniej ze snu Aurelii. Wyczuwałem każdą emocję tego delikatnego stworzenia. Znałem jej każde wspomnienie, te dobre, jak i złe. Potrafiłem w kryzysowej sytuacji uspokoić ją, dając jej cząstkę mojego opanowania i spokoju. Musiałem to robić. Chronić ją, ponieważ obiecałem to jej ojcu i również mam taki obowiązek. Jestem jej aniołem stróżem.
Aurelia
Obudziłam się. Wpatrywałam się w biały sufit, nie mogąc przestać myśleć o rozmowie, jaką przeprowadziłam z Raphaelem. Było to zaledwie kilka tygodni temu. Na szczęście rok szkolny dobiegał końca, więc odpuściłam sobie chodzenie do tej niezwykłej placówki. Przez te kilkanaście dni odchodziłam od zmysłów. Przestudiowałam stos książek, a jeszcze więcej przeczytałam w internecie. Rozmyślałam nad istotami nadprzyrodzonymi, jak i nad obcymi z innej galaktyki. To wszystko nie miało sensu. Unikanie wszystkich ludzi naokoło, również.
Postanowiłam wziąć się w garść i porozmawiać z Panem Tajemnicą.
***
Weszłam do siodlarni, chwytając sprzęt i otwierając kopniakiem drzwi. W połowie drogi do Aspira rozległ się huk. Upuściłam siodło na ziemię. Cały obraz przede mną, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmienił się w przerażającą czerń. Mrugnęłam kilka razy, jednak wzrok nie wrócił. Po omacku podeszłam do ściany, chwytając się haczyka na uprząż.
Żołądek podszedł mi do gardła. Zgięłam się w pół, opadając na zimną podłogę. Silne zawroty głowy szły w parze z uczuciem ciągłego spadania.
Czerń przed moimi oczami powoli zmieniała kolor na kremowobiały odcień. Tworząc lekkie zarysy ludzkich postaci spadając wraz ze mną. Gdzie ja jestem?
Ruszyłam dłońmi, szukając jakiegokolwiek kontaktu z rzeczywistością. Przerażona poczułam tylko gwałtowne podmuchy wiatru, przebiegające przez moje palce.
- Pomocy! - krzyknęłam bezgłośnie, w desperacji.
Obudziłam się na zimnej podłodze stajni, a obok mnie leżał mój pupil, wpatrując się we mnie swoimi orzechowymi oczami.
Postanowiłam zacząć drugi tom oraz spróbować nieco innej narracji. Postaram się trochę urozmaicać typ pisania tej opowieści.
Niczego nie obiecuje z tą książką, ponieważ ostatnio mam trudności w pisaniu tej historii.