Rozdział 2. „Integracja"

8 1 0
                                    


Zaczęło się niewinnie, ktoś coś powiedział, ktoś coś szepnął i tyle, ale to przecież dopiero początek koszmaru, droga do wypaczenia norm moralnych nie jest prosta, oj nie... to zależy od siły człowieka i jego woli, jeden ma jej więcej, drugi mniej. W gimnazjum wspaniałość człowieka definiowała umiejętność gry w piłkę i to jak wysportowany byłeś, a jednocześnie jak słabo się uczyłeś, innymi słowy idealny chłopak w gimnazjum ma się przeciętnie uczyć i dobrze grać w piłkę.

Ja byłem dość wysportowany przez to, że mieszkam na wsi, czasem coś pomogłem ojcu np. naprawiać samochód, lub też załadować 200 worków z ziemniakami na samochód, worek dla niezorientowanych waży około 15 kilogramów. Niestety nie wpisywałem się w kanon idealnego gimnazjalisty ponieważ byłem ciut grubszy, i bardzo dobrze się uczyłem. Mój przyjaciel, był natomiast bardzo szczupły, wręcz chorobliwie, a co za tym idzie nie należał do ludzi sportu, nie grał dobrze w piłkę, nie wykręcał rekordów w biegu na 100 metrów ale nie był ułomny, można by rzec, że był przeciętny, natomiast lepszego matematyka i umysłu ścisłego nie spotkałem nigdy w życiu. Zadania na które ja potrzebowałem około 4 minut on robił w półtorej. Na wyjeździe integracyjnym mój przyjaciel skręcił kostkę. Oczywiście zaczęto na niego naskakiwać, że frajer, że nie umie chodzić, że jest pedałem nie mężczyzną. Kurwa mać wszyscy byliśmy chłopcami a nie mężczyznami, ale im to nie przeszkadzało w prześladowaniach. To było dla mnie nie zrozumiałe, brak empatii brak zainteresowania czy może nie potrzebuje pomocy, jako że nie mógł chodzić a łzy ściekały bo jego wykrzywionej z bólu twarzy stwierdziłem że jestem silny, więc wziąłem go na ręce i zaniosłem do opiekunów. Ci, nie czekając zawieźli go do lekarza na prześwietlenie. Tego samego dnia, wieczorem miała odbyć się dyskoteka na którą, niestety, każdy musiał iść przynajmniej na pół godziny. Mój od tego momentu przyjaciel musiał zostać w pokoju bo nie mógł chodzić. Obiecałem mu, ze jak tylko będę mógł to przyjdę do niego z tej dyskoteki i posiedzę z nim. Na dyskotece podpierałem ścianę i nie miałem najmniejszej ochoty tam siedzieć. W tym miejscu zaczęło się piekło...
Koledzy z klasy zapytali się jak u mojego chłopaka... chodziło im o to, że zaniosłem go do nauczycieli gdy nie mógł zrobić kroku z bólu. Zignorowałem ich, nie chciałem się z nimi kłócić. Dla nich to było nie do pomyślenia, że ten chłopak nie płaszczy się przed nimi trzema i, że nie próbuje się bronić tylko najzwyczajniej w świecie ma ich w dupie. Jeden z nich popchnął mnie, ja to zignorowałem i wyszedłem z dyskoteki, poszedłem do przyjaciela sprawdzić czy wszystko u niego w porządku. Oni poszli za mną, do dziś nie wiem o co im chodziło, dlaczego po prostu nie dali mi spokoju... Dotarłem do pokoju swojego przyjaciela i własnego, zapukałem i wszedłem, poprosił mnie o szklankę wody, gdy mu ją podawałem dostałem butem w rękę i rozlałem wodę na podłogę. Spojrzałem, a to te trzy pajace. We trzech przyszli za mną do mojego kumpla aby po prostu dla rozrywki uprzykrzyć nam życie. Mieli pecha, byli niscy i szczupli w stosunku do mnie, mam starszego brata a umiejętność przetrwania przy starszym bracie wzrasta, pokoje były małe, nie mogli mnie zaatakować we trzech.

- Czego chcecie?- Zapytałem

- Zamknij mordę kujonie. - Odpowiedział jeden z nich

- No cóż to znacznie ułatwia sprawę. - Stwierdziłem i uderzyłem go z całej siły łamiąc mu nos.
Dwaj pozostali wystraszyli się siły ciosu, który spowodował że z nosa ich kompana poleciała struga krwi. Uciekli a on razem z nimi płacząc z bólu.
Powinienem był ich wszystkich skopać, ale niestety byłem spokojnym chłopcem dopóki mnie nie atakowano. To miał być mój największy błąd w karierze szkolnej.

Dzień zapowiadał się jak każdy inny na wyjeździe, wstajemy, myjemy się, szykujemy i wychodzimy na śniadanie, a po śniadaniu na atrakcje. Myślałem że tak to będzie, a jednak świat udowodnił mi, żeby nigdy nie być pewnym czegokolwiek. Natychmiast po pobudce zostałem wezwany do opiekunów. Już wiedziałem, że chodzi o to wczorajsze zajście, nie spodziewałem się jednak, że zostanę postawiony w roli napastnika. Wszedłem do pokoju opiekuna i natychmiast zaczął się krzyk.
„Czy ty jesteś mądry?! Jak mogłeś go uderzyć tak żeby miał złamany nos"- krzyczał wychowawca. Byłem wściekły, te gnojki nie dość, że zaatakowały nas w naszym pokoju wytrącając mi szklankę wody z ręki, to jeszcze pobiegli na skargę do nauczycieli. Nauczyciel nakazał mi się wytłumaczyć, więc zacząłem mówić, że do zajścia doszło w moim pokoju do którego oni wtargnęli, aby uprzykrzać życie mi i mojemu przyjacielowi po dyskotece, a raczej w jej trakcie. Nauczyciel wysłuchał, i kazał nam wszystkim pójść do mojego pokoju, gdzie leżał mój przyjaciel po którym było widać stres bo zajściu z wczorajszego wieczora. Wychowawca, po tym jak wypytał mojego przyjaciela o przebieg sytuacji z wczoraj i dowiedziawszy się prawdy wpadł w furię. Chłopcy zostali ukarani naganami oraz telefonami do rodziców. Byli wściekli, nie dość, że jeden z nich miał złamany nos, to jeszcze dostali nagany oraz kary od rodziców. Wiedziałem że stworzyłem sobie wrogów, ale nie obchodziło mnie to wtedy, nie miałem innego wyjścia niż bronienie siebie i swojego kontuzjowanego kumpla...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 18, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Ja i On o tym jak zaczęto nazywać mnie potworem...Where stories live. Discover now